Skip to main content

Takiej obsady meczu finałowego o Puchar Francji nie spodziewał się chyba nikt. Po raz drugi z rzędu w finale nie zagra PSG, które w poprzednich latach dominowało w Coupe de France. Po raz drugi z rzędu trofeum zgarnąć może zaś… Nantes. W sobotę Kanarki zagrają z Tuluzą.

Podobnie jak w 2022 rok, Nantes zostawia swoje kłopoty w Ligue 1 na boku, gdy na widelcu jest Coupe de France. Antoine’a Kombouare’a, co ciekawe były trener Paris Saint-Germain, jest bliski sensacyjnego dubletu z klubem, który od ponad dwóch dekad nie wygrywał na krajowym podwórku praktycznie nic. W sobotę klub Waldemara Kity skupi się na obronie pucharu, ale już za moment wróci do ligowej młócki, gdzie sytuacja jest trudna. Nantes zajmuje bowiem 16. miejsce – pierwsze nad strefą spadkową, ale ma dokładnie tyle samo punktów co będące pod kreską Brest. W grę o utrzymanie zaangażowany jest również Strasbourg i Auxerre. Bez większych szans na zachowanie statusu drużyny z Ligue 1 są Angers, Ajaccio i Troyes.

Ostatnia porażka Nantes w Pucharze Francji miała miejsce w edycji 2020/21 – wówczas Kanarki uległy 2:4 Lens. Od tej pory zespół Kombouare’a zagrał 11 meczów i nie przegrał żadnego. W bieżącej edycji Nantes wyeliminowało Virois (2:0), Thaon (1:0), Angers (2:1), Lens (2:1) i wreszcie w półfinale Lyon (1:0). Zwycięską bramkę dającą finał strzelił Ludovic Blas.

Nantes w Pucharze i lidze to dwie różne twarze tej samej ekipy – przypomina się opowieść o Doktorze Jekyllu i Mr. Hyde. Jak wytłumaczyć fakt, że w Ligue 1 Les Canaris nie wygrali od 10 meczów, a w tym samym czasie wygrywają w rywalizacji pucharowej?

Takich problemów nie ma Tuluza, zajmująca dość bezpieczne 12. miejsce w lidze. Les Violets czeka spokojny i niezbyt interesujący finisz sezonu – wszystko, co najistotniejsze, wydarzy się jutro, gdy podopieczni Philippe’a Montaniera zagrają o trofeum, a mówiąc precyzyjniej – o pierwsze duże trofeum dla klubu. Do tej pory za największy Toulouse FC uznawało się 3. miejsce w Ligue 1 w sezonach 86/87 i 06/07. Teraz można wstawić coś do gabloty, a ponadto wrócić do Europy, która nie widziała się z Tuluzą od sezonu 09/10. Wtedy to Fioletowi nie wyszli z grupy w Lidze Europy, rywalizując z Club Brugge, Szachtarem i Partizanem. Stare dzieje.

W Coupe de France ekipa z Tuluzy dwukrotnie dochodziła do półfinałów – było w 1985 i 2009 roku. Jednak ten swoisty szklany sufit został już przebity, gdy 6 kwietnia zespół Montaniera ograł 2:1 drugoligowe Annecy. Na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry bohaterem Les Violets został Algierczyk Fares Chaibi. Wcześniej Tuluza eliminowała Lannion (7:1), Ajaccio (2:0), Reims (3:1) oraz Rodez (6:1). Trzeba przyznać, że nie była to drabinka usłana kolcami. Duzi faworyci poodpadali już wcześniej. Przykładowo Marsylia wyeliminowała PSG, by w kolejnej rundzie sensacyjnie odpaść z rzeczonym Annecy. Aż cisną się na usta wyświechtane słowa o pucharze, którzy rządzi się swoimi prawami.

Zerknijmy jeszcze do szatni, by sprawdzić sytuację kadrową przed sobotnim meczem na Stade de France. Remy Descamps to drugi bramkarz Nantes, ale do tej pory zawsze grał właśnie w meczach Pucharu Francji. W półfinale doznał jednak kontuzji, więc między słupkami zobaczymy na 99% Albana Lafonta, który broni w lidze. Poza grą jest też Pedro Chirivella. Hiszpan ma problemy z pachwiną. Pozostali gracze są do dyspozycji Kombouare’a. Dwa problemy ma również Montanier. Poza grą są Belg Brecht Dejaegere oraz Anglik Rhys Healey, który stracił praktycznie cały ten sezon z powodu problemów z więzadłami krzyżowymi.

Start sobotniego finału Pucharu Francji o 21:00. Eksperci minimalnie większe szanse dają Tuluzie, ale generalnie kursy są wyrównane i drugi z rzędu sukces Nantes nie byłby żadną sensacją. Tych w Coupe de France 22/23 było i tak już bez liku.

 

Related Articles