Skip to main content

Tym razem los nie był łaskawy dla Lecha Poznań. Mistrz Polski trafił na rywala, który wyraźnie “odpalił” i jest w coraz lepszej formie, ale łatwo na tym etapie przecież być nie może. W ćwierćfinale Ligi Konferencji Lech zagra z Fiorentiną.

Fiorentina od ośmiu spotkań jest niepokonana, seria trwa od 23 lutego i zawiera się w niej siedem zwycięstw i jeden remis. Tabela Serie A może być myląca. Viola straciła sporo punktów na początku sezonu, będąc jednym z największych rozczarowań. Plany były duże, a drużyna kręciła się bliżej dołu tabeli niż walki o awans do europejskich pucharów. Na 11 kolejek wygrała zaledwie… dwa mecze, a jeden z nich dopiero w 95. minucie z grającym w dziesiątkę Cremonese. Potem były porażki z Udinese, Bologną, Atalantą, 0:4 z Lazio i 3:4 po szalonym spotkaniu z Interem. Tamten mecz był podsumowaniem tego, jak chce grać Fiorentina. Ofensywną, bezkompromisową, odważną i nowoczesną piłkę, jakiej zwolennikiem jest trener Vincenzo Italiano. Teraz trwa najlepszy okres klubu w tym sezonie. Po kryzysie nie ma śladu. Zwycięstwa są przekonujące, zespół złapał dużą pewność siebie.

Dlatego Lech Poznań stoi przed niezwykle trudnym zadaniem. Fiorentina w wymienionej powyżej serii między innymi rozbiła Bragę 7:2 w dwumeczu, czy potrafiła pokonać 2:1 Milan i to bardzo, bardzo zasłużenie, tworząc wiele okazji pod bramką Maignana. W pierwszej połowie Viola, z przebiegu gry, wręcz miażdżyła Rossonerich. No i najważniejsze – nareszcie zaczęła być skutecznym zespołem, a nie tym, którzy marnuje okazję za okazją. Niezłym paradoksem jest tutaj spotkanie z Lazio jeszcze z rundy jesiennej – porażka 0:4, mimo że zespół Italiano oddał… 24 strzały – miał tam poprzeczkę, zmarnowaną “patelnię” do pustaka, fruwającego Provedela i pecha do kontr. I tutaj Lech Poznań może zacierać rączki, oglądając sobie motywacyjnie doskonałe w tym aspekcie spotkanie z Villarrealem. Fiorentinę po prostu łatwo było skontrować.

Jak wyglądają inne pary Ligi Konferencji? Bo przecież są jeszcze trzy. Otóż Gent zagra z West Hamem, Anderlecht z AZ Alkmaar i jeszcze Basel z Niceą. Lech jest tutaj kopciuszkiem, na którego każdy chciał trafić. Każdy ćwierćfinał ma jednego wyraźnego faworyta oprócz “derbów Beneluksu”. Holenderskie AZ potrafiło sprawić dużą niespodziankę, eliminując we wcześniejszej fazie Lazio. Anderlecht zrobił dokładnie to samo – też wyeliminował dużego faworyta, chyba głównego do zwycięstwa w Lidze Konferencji. W ćwierćfinale nie ma już Villarrealu, bo właśnie wyrzuciła ich belgijska drużyna. Obie drużyny zatem stać na sprawienie niespodzianki i trudno się w tym meczu spodziewać czegokolwiek.

Przyjrzyjmy się jeszcze losowaniu Ligi Europy, bo tam występują jeszcze większe marki. Prestiż rozgrywek europejskich numer dwa zwiększył się także dzięki temu, że zmniejszono liczbę uczestników. Do fazy grupowej trafiają 32 kluby, a nie jak wcześniej – 48. W ćwierćfinale mamy praktycznie same uznane marki i jedną rewelację – belgijskie Union Saint-Gilloise. Dla Belgów europejskie puchary to coś nowego, nieznanego. Wcześniej grali tylko w Pucharze Miast Targowych, ale było to… w latach 60. Rozbicie u siebie 3:0 Unionu Berlin było naprawdę imponujące, a Victor Boniface, który ma pięć bramek – ustępuje w klasyfikacji tylko Marcusowi Rashfordowi. Mimo to, oczywiście znając umiar porównania, Union jest w tej ósemce takim Lechem Poznań Ligi Europy. Szczęście, by na niego trafić miał Bayer Leverkusen. Kolejny ćwierćfinał to Feyenoord vs Roma – rewanż za finał Ligi Konferencji z zeszłego sezonu.

Ciekawie jest w przypadku Juventusu, bo Liga Europy może być jedyną drogą do wywalczenia przepustki do bram Ligi Mistrzów. Dosolone im -15 punktów z dużym prawdopodobieństwem nie da TOP4, dlatego Ligę Europy trzeba wygrać. Przeszkodą ćwierćfinałową jest Sporting, który sprawił niespodziankę – wyeliminował Arsenal po dwóch remisach i późniejszych rzutach karnych, w których strzelił 5/5. A potencjalnym rywalem Juve w półfinale jest Manchester United i to byłby naprawdę kawał hitu. Czerwone Diabły muszą jednak najpierw uporać się z Sevillą, co wcale nie jest takie oczywiste. Sevilla to kat United. W ostatnich latach dwa razy eliminowała ten klub z europejskich pucharów – w sezonie 2017/18 było to w 1/8 Ligi Mistrzów. Wtedy Diabły załatwił Ben Yedder. Był jeszcze “covidowy” sezon, w którym rozgrywano w fazie play-off po jednym spotkaniu i tam Sevilla wyeliminowała United w półfinale Ligi Europy, a potem zgarnęła to trofeum, ogrywając Inter.

Related Articles