
Arthur Melo kompletnie przepadł w profesjonalnym futbolu. Tak, ten zawodnik nadal jeszcze “jest” w Liverpoolu. Ostatnio był nawet widziany na treningu… z kadry na fazę play-off Ligi Mistrzów został jednak wykreślony. Do tej pory rozegrał 13 minut w pierwszej drużynie.
To był jeden z najdziwniejszych ruchów w letnim okienku transferowym. Arthur Melo, powszechnie uznawany za flop Juventusu, dostał szansę od losu. Ślepa kura nadepnęła akurat na ziarno i zaspokoiła swój głód. Melo został wypożyczony do Liverpoolu. Trudno to nazwać wzmocnieniem, ale nie okazało się nawet minimalnym poszerzeniem kadry. Kosztowało i kosztuje to nadal liverpoolczyków 4,5 miliona euro. Ruch wyglądał na paniczny, zrobiony “na przypale”. Zamiast wzmocnić środek pola wcześniej o wiele konkretniejszym nazwiskiem (na celowniku był choćby Leandro Paredes), to lepiej na ostatnią chwilę brać niewiadomą. Liverpool to nie klub, w którym ktoś ma odbudować formę, ale być na już gotowym do gry na najwyższym poziomie. Budować formę to sobie można w średnim klubie ligi holenderskiej, a nie w świeżym finaliście Champions League.
Miał nadwagę i poważne zaległości kondycyjnie, dlatego nie mógł od razu grać na takim poziomie, jakiego oczekiwałby od niego wymagający niemiecki szkoleniowiec. Z Napoli wszedł na kilkanaście minut i wyglądał na ociężałego. Potrzebował czasu, żeby doskoczyć na odpowiedni level, a przecież intensywność to drugie imię Kloppa. Zaczął więc mocne treningi, zrezygnował nawet z przysługującego mu urlopu podczas przerw na kadrę i zagrał dwa spotkania w młodzieżówce – 17 września i 20 września. Zasuwał mocno, żeby błysnąć jeszcze przed mundialem, dając sobie minimalne szansę na to, by Tite rzucił na niego choć kątem oka. Nie zdążył zrobić niczego, bo nabawił się kontuzji przed meczem Ligi Mistrzów z Rangersami. Takiej, że konieczna była operacja. I Arthur Melo nie zagrał od tej pory ani minuty.
W 1/8 finału w środku pola Liverpoolu przeciwko Realowi wystąpił tercet: Fabinho, Henderson Bajcetić. Paradoks, że najlepiej wyglądał młodziutki Hiszpan, który błyskawicznie zaliczył przeskok z rezerw do pierwszej drużyny. Stało się tak, bo Liverpool w środku ma olbrzymie kłopoty. Fabinho, który przez lata wszystko tam scalał, jest kompletnie bez formy i nie przypomina dawnego przecinaka. Popełnia błąd za błędem, notuje głupie straty i z Realem też ich nie uniknął. Thiago jest oczywiście kontuzjowany, chociaż nawet gdy grał po 90 minut, to Liverpool notował np. takie wyniki: 0:3 z Wolves, 0:3 z Brighton i 1:3 z Brentford. Naby Keita to tylko Naby Keita, a pozostają jeszcze “dziadki” Henderson i Milner oraz niebędący okazem zdrowia Oxlade-Chamberlain. Wymowne, że Milner wszedł za Hendersona w 1/8. Tym mógł “straszyć” Klopp. Gdzie w tym wszystkim Arthur Melo? Ano nie ma go wcale, bo został wykreślony z listy.
Arthur w październiku przeszedł operację mięśnia dwugłowego uda i od tego czasu jest niezdolny do gry. Można zapomnieć, że ktoś taki w ogóle jest jeszcze w Liverpoolu. W protokole nie zaznaczył się żadną bramką czy chociaż efektowną akcją, bo wszedł na boisko w meczu z Napoli i to już przy wyniku 1:4. Mało kogo obchodziło wejście Brazylijczyka, bo tamten dzień należał do Zielińskiego, Kwaracchelii i bandy Luciano Spallettiego. Na pewno występ obchodził samego zawodnika, bo był jego debiutem. Można powiedzieć ironicznie, że więcej wstawił na Instagramie fotek w koszulce The Reds niż zaliczył występów. Miażdżąca przewaga zdjęć wynosi aż 8:1. Ostatnie pochodzi z 9 lutego i nie jest to przypadek, bo akurat wtedy wrócił do treningów. To były jednak lekkie ćwiczenia. Liverpool opublikował wideo, na którym gracze opuszczają autobus przed meczem z Newcastle, a Arthur był jednym z wysiadających. Mimo to nie było go na ławce na St James’ Park.
Naby Keita i Alex Oxlade-Chamberlain z klubu odejdą, bo kończą im się kontrakty. Jamesowi Milnerowi także, ale akurat tutaj klub pracuje nad przedłużeniem o kolejny rok. Nie trzeba nawet mówić jak ważną postacią w drużynie jest Milner. Keita i Chamberlain to już plankton, którego należy się pozbyć. A to stwarza szansę Arthurowi Melo na minuty w rundzie wiosennej, bo na pewno będzie bardziej od nich zmotywowany. Zaraz pozostanie już tylko walka w lidze, bo trudno sobie wyobrazić odrobienie straty z pierwszego meczu z Realem, gdzie Liverpool został ośmieszony i przegrał u siebie 2:5. Ale z drugiej strony… czy Liverpool rzuci bezsensownie 33 mln funtów (37,5 mln euro) za zawodnika, który kilka razy kopnie piłkę w pierwszym składzie? Gdyby to jeszcze były jakieś “frytki”, powiedzmy, że do pięciu milionów, to może… Fenway Sports Group dopiero co planowało sprzedać klub. Zadowalającej oferty jednak nie było i dziś Amerykanin John W.Henry mówi: – Liverpool nie jest na sprzedaż.
Akurat środek pola to formacja, którą przydałoby się gruntownie przebudować, jednak jaką kasę będzie w stanie przeznaczyć właściciel, który dopiero co przymierzał się do sprzedaży? Na grze Arthura najbardziej powinno zależeć… Juventusowi, bo kontrakt z Brazylijczykiem obowiązuje do sezonu 2024/25. Juve chciałoby się go pozbyć i to możliwe za jak największą sumę. Specyficzna sytuacja kadrowa w Liverpoolu i chęć udowodnienia czegoś przez Arthura (by zwrócić na siebie uwagę jakiegoś nowego pracodawcy) sprawia, że z dużym prawdopodobieństwem dostanie swoje minuty na Anfield, mimo że The Reds nie widzą w nim żadnej przyszłości.