Po co mi to było? Takie myśli mogą towarzyszyć Grahamowi Potterowi, który odszedł z Brighton, wybierając atrakcyjniejszą ofertę z Chelsea. Finansowo na pewno nie stracił, ale na Stamford Bridge traci swój nimb młodego, zdolnego trenera, a włodarze klubu, choć głośno zapewniają o czymś zupełnie innym, z pewnością tracą cierpliwość. W niedzielę The Blues zagrają na wyjeździe z Tottenhamem.
Czy ten sezon jest jeszcze w ogóle do odratowania dla Chelsea? Wydaje się, że nie. Zajmująca 10. lokatę w lidze drużyna The Blues traci 4 punkty do Brentford oraz Liverpoolu i Brighton. Te dwie ostatnie drużyny rozegrały jeden mecz mniej. Z kolei do 4. Tottenhamu Chelsea traci… 11 punktów. Jasne, że ten dystans można w niedzielę trochę zmniejszyć, ale dziś chyba nawet najwięksi optymiści wśród fanów ze Stamford Bridge nie widzą swojej drużyny w TOP 4 na koniec rozgrywek. Czyli na 99% hymn Ligi Mistrzów w sezonie 2023/24 piłkarze Chelsea będą mogli sobie puszczać, ale wyłącznie z YouTube’a. Wprawdzie jest jeszcze inna furtka – wygranie bieżącej edycji tych rozgrywek, ale póki co Chelsea musi wygrać dwumecz z Borussią Dortmund. Problem w tym, że na Signal Iduna Park górą byli miejscowi. Do sięgnięcia po Puchar Europy droga więc bardzo daleko.
Zresztą, jak wierzyć w triumf w Lidze Mistrzów, gdy drużyna nie daje żadnych ku temu przesłanek? Chelsea nie jest w stanie pokonać Southampton czy Fulham, a co mówić o rywalizacji z Realami, Bayernami itp. W 2023 londyńczycy wygrali zaledwie 1 mecz! Słownie – jeden. 15 stycznia pokonali Crystal Palace. To było jeszcze przed transferową ekspansją, która przywiała na Stamford Bridge tabun nowych zawodników, za których zapłacono gargantuiczne kwoty. Tylko zimą do szatni The Blues trafili Enzo Fernandez, Mychajło Mudryk, Benoit Badiashile, Noni Madueke, Andrey Santos, David Datro Fofana i wypożyczony z Atletico Madryt Joao Felix. Łącznie klub wydał grubo ponad 300 milionów euro. Kadra liczy ponad 30 piłkarzy, bo praktycznie nikogo nie udało się oddać. Jakiekolwiek, choć i tak niewielkie, pieniądze Chelsea uzyskała za Jorginho, który trafił do Arsenalu.
Oczywiście, sprowadzenie fury nowych piłkarzy i wydanie na nich kupy forsy nie jest gwarancją sukcesu w piłce nożnej. Nawet jeśli te transfery okażą się po czasie strzałami w dziesiątkę, zawodnicy potrzebują czasy na aklimatyzację, a trener na poukładanie klocków. Póki co wszystko idzie jak po grudzie. Ubiegłotygodniowa porażka z zamykającym tabelę Southamptonem była jak uderzenie mokrą szmatą w twarz. Chelsea w tym roku kalendarzowym w ani jednym meczu nie strzeliła dwóch goli, a aż 6 razy zagrała na zero z przodu. Miliony wydane, a bramek nie ma kto strzelać. Sam Erling Haaland ma w tym sezonie więcej trafień niż cała drużyna Chelsea, co jest tyleż wymowne, co dołujące dla kibiców The Blues.
A w niedzielę wcale nie musi być lepiej, skoro drużyna Pottera jedzie na Tottenham Hotspur Stadium. Koguty zaciekle walczą o miejsce w czwórce. Aktualnie są właśnie na 4. pozycji, ale Newcastle nie powiedziało ostatniego słowa, a wydaje się, że i Liverpool może być w tej rywalizacji nie bez atutów. Antonio Conte jako trener Chelsea zdobywał mistrzostwo Anglii, ale teraz nie ma sentymentów – w niedzielę za wszelką cenę musi wygrać. Nie tak dawno Spurs przegrali aż 1:4 z Leicester, co było sporym szokiem. W minionej kolejce Koguty odkuły się, pokonując 2:0 dołujący ostatnio West Ham. Trudno powiedzieć, czego można się spodziewać po grającym w kratkę zespole Tottenhamu.
Oba zespoły zmierzyły się ze sobą 14 sierpnia. Na Stamford Bridge padł wtedy remis 2:2, a Harry Kane uratował swojej drużynie remis w doliczonym czasie gry. W niedzielę z remisu nikt nie będzie zadowolony. Początek spotkania o 14:30 czasu polskiego.