W tym roku Athletic Club de Bilbao obchodzi 125. urodziny, a częścią obchodów będzie… wyjazdowa potyczka na Civitas Metropolitano z Atletico Madryt. Warto jednak zwrócić uwagę, że odbędzie się to z inicjatywy gospodarzy. Tym ciekawiej zapowiada się niedzielny pojedynek w stolicy Hiszpanii.
Świętują
Już w poniedziałek Atletico Madryt poinformowało na swojej oficjalnej stronie, że niedzielny mecz będzie okazją na hołd dla 125-lecia Athletiku Bilbao. – Grupa baskijskich studentów mieszkających w Madrycie założyła w 1903 roku nasz klub pod nazwą Athletic Club de Madrid, na obraz i podobieństwo – zarówno w nazwie, jak i w kolorach, strojach oraz herbie – Athletic Club de Bilbao – czytamy na stronie madryckiego klubu. W związku z tym goście dostaną przywilej założenia swojej domowej, czerwono-białej koszulki, a całe spotkanie będzie okraszone licznymi inicjatywami. Atletico zaprosiło bowiem na mecz wszystkich żyjących piłkarzy, którzy grali w obu tych klubach. Warto dodać, że takiego zawodnika zobaczymy nawet na murawie. Mowa o Raulu Garcii, dzisiaj graczu baskijskiego klubu.
Nowy kontrakt dla Valverde
– Z Ernesto Valverde drużyna ma jasne ideę, tożsamość i odwagę – podsumował przedłużenie kontraktu z trenerem, dyrektor sportowy Mikel Gonzalez. – Ernesto jest najlepszym trenerem, jakiego Athletic może mieć, który czuje barwy – to z kolei słowa Jona Uriarte, prezydenta klubu. Ernesto Valverde to trener z największą liczbą meczów na ławce szkoleniowej w historii klubu. Do tej pory 332 mecze na koncie El Txingurriego i będzie więcej. Athletic, dość nieoczekiwanie, w piątek ogłosił przedłużenie kontraktu z trenerem. W ten sposób Valverde będzie szkoleniowcem Los Leones do końca czerwca 2024 roku. Mimo niełatwego początku roku – kilka porażek – zarząd klubu zdecydowanie pokazał zaufanie baskijskiemu trenerowi.
La leyenda continúa ♾#Valverde2024 #AthleticClub 🦁 pic.twitter.com/dyoHkpTYyv
— Athletic Club (@AthleticClub) February 17, 2023
Warto dodać, że to także ucina spekulacje o zmianach na tym stanowisku. Kapitalna postawa Rayo Vallecano pod wodzą Andoniego Iraoli sprawiła, że legenda Athletiku coraz mocniej jest rozpatrywana pod kątem pracy trenerskiej właśnie na San Mames. Wszyscy wskazują, że tak się kiedyś stanie, kwestią jest po prostu data. Aleksander Kowalczyk, polski trener pracujący w Kraju Basków, także potwierdził, że ten temat będzie powracał i nikt nie ma wątpliwości o przyszłości Iraoli.
Kiedy umowa dla Sanceta?
Przed władzami Basków teraz ważny okres. Athletic musi przede wszystkim rozpocząć ofensywę kontraktową. Wszystko wskazuje na to, że Inigo Martinez odejdzie po sezonie za darmo. Jednak umowy do 30 czerwca mają także Raul Garcia czy Oscar de Marcos jako zawodnicy pierwszego składu lub okolic tego składu. Zastanawia także, co stanie się z zawodnikami uzupełniającymi kadrę – Oierem Zarragą czy Inigo Lekue. Jednak lato będzie gorącym okresem, bowiem wtedy 12 miesięcy do końca swoich umów będzie mieć wielu ważnych graczy. Wśród nich m.in. Mikel Vesga, Yuri Berchiche, Alex Berenguer, ale także zawodnicy, którzy w tym momencie stanowią największą wartość pod względem finansowym, ale także sportowym w drużynie.
Nico Williams i Oihan Sancet w tym momencie mają klauzulę na poziomie około 50 milionów euro, co przy ich dyspozycji, a także wieku oznacza, że są łakomymi kąskami dla angielskich klubów. O ile młodszy z braci Williamsów od dłuższego czasu był na liście priorytetów pod kątem kontraktowym dla władz Los Leones, o tyle Sancet w ostatnim czasie dołącza do tego grona. “8” z San Mames ostatnio jest w świetnej formie. Hat-trick przeciwko Cadizowi, decydujący gol na Mestalla z Valencią to kolejne argumenty za nową umową, lepszymi zarobkami i wyższymi klauzulami. Tym bardziej że w klasyfikacji strzelców jest dzisiaj nad Viniciusem Juniorem czy Antoinem Griezmannem i jest najbardziej bramkostrzelnym pomocnikiem LaLiga.
Przepychają kolanem
Atletico niczym Barcelone, przepycha wygrane kolanem, co widać w kolejnych potyczkach. Idealnym przykładem była ubiegłotygodniowa wygrana na Balaidos z Celtą 1:0. Yannick Ferreira-Carrasco strzela, piłka przypadkowo odbija się od zawodnika Celty, a Memphis Depay dopadł do piłki i strzelił z najbliższej odległości do bramki. Mimo że wcześniej to Celestes mieli znacznie więcej klarownych okazji do strzelenia gola, włącznie z poprzeczką po uderzeniu Iago Aspasa czy dwukrotnie ratującym w beznadziejnych sytuacjach Janem Oblakiem. Taka gra i “ślizganie” się w kolejnych meczach czasem się udaje, czasem się nie udaje. W Pampelunie wyszło, gdy Rodrigo De Paul zagrał świetną piłkę do Saula i także Atleti wygrało 1:0. Po drodze jednak pojawił się remis z Getafe, który musiał być rozczarowaniem w domowej potyczce.
Jeśli ktoś, kolejny raz, liczył na odmianę Atletico, to się przeliczył. Po prostu ekipa Cholo Simeone grała nudno i gra tak dalej. Z drugiej strony liczby nie są przecież tragiczne. Los Colchoneros strzeliło 30 goli, co może nie zachwyca – niecałe 1,5 bramki na mecz – ale to lepszy rezultat od chwalonych drużyn Betisu, Rayo czy uchodzącego za grający ciekawy futbol Villarrealu. Nijak to się ma do Realu czy Barcelony, ale na tle pozostałych to nadal czołówka.
Czerwony Savić
Kłopotem w ostatnich tygodniach mogą być czerwone kartki. Licząc od meczu z Elche, który był pierwszym spotkaniem po mundialu w lidze, Atletico rozegrało 10 gier we wszystkich rozgrywkach. Pięć z nich kończyło w osłabieniu! Czterokrotnie to były potyczki ligowe, a raz mowa o pucharowych derbach z Realem. Bilans? Bardzo wyrównany: 2 wygrane, 1 remis i 2 porażki. Polegli właśnie z Realem i z Barceloną. Przy czym oba przypadki były inne. Z Blaugraną mowa o przepychance Stefana Savicia z Ferranem Torresem, po której obaj wylecieli z boiska, a przy okazji nie miało to wpływu na wynik. Jednak Czarnogórzec w ostatnim czasie zdecydowanie zbyt często nie trzyma ciśnienia. Do początku stycznia miał na swoim koncie 5 czerwonych kartek w barwach Atletico. Zważywszy, że gra swój ósmy sezon dla Los Colchoneros, trudno to nazwać jakimś nadzwyczajnym wynikiem dla bardzo twardo grającego obrońcy. Jednak trzy czerwone kartki w przeciągu miesiąca to już powinien być… czerwony alarm dla Simeone. Ekipa Argentyńczyka ma taki styl, ale “wylewy” Czarnogórca są po prostu szkodliwe i przynoszą spore straty.
Kadrowo
Goście nadal bez Inigo Martineza czy Andera Herrery. Wbrew pozorom brak czołowego stopera LaLiga nie jest wielkim problemem. Duet Dani Vivian i Yeray Alvarez radzi sobie na dobrym poziomie. Po stronie gospodarzy zabraknie zawieszonego za kartki Stefana Savicia. Jego miejsce zajmie Jose Maria Gimenez. Ponadto hiszpańskie media wskazują, że niewiadomym jest występ Memphis Depay.
***
Początek niedzielnego meczu o godzinie 18:30.