Skip to main content

W sobotę z dużym zainteresowaniem śledzić będziemy starcie Newcastle z Liverpoolem (start o 18:30). Przed sezonem mało kto mógł przypuszczać, że na tym etapie rozgrywek wyżej w tabeli będzie ekipa Srok. Nie dość, że są wyżej, to jeszcze mają o 9 punktów więcej niż The Reds. Jednak ostatnie kolejki nie były idealnie w wykonaniu podopiecznych Eddiego Howe’a.

Newcastle zremisowało trzy ostatnie mecze w Premier League – po kolei z Crystal Palace, West Hamem i wreszcie z Bournemouth. Wyniki to mało ekskluzywne, biorąc pod uwagę fakt, że cała trójka to zespoły z dolnej połówki tabeli. Tym samym przewaga Newcastle nad grupą pościgową zmalała – na dziś Sroki mają 2 oczka więcej niż Tottenham, 6 więcej niż Brighton i Fulham, 9 więcej niż Liverpool i aż 10 więcej niż Chelsea. Liverpool ma tę drobną przewagę, że ma do rozegrania jeden mecz więcej. Tak czy inaczej – tabela wygląda mocno zaskakująco.

Do obecności Newcastle w czołówce Premier League trzeba się jednak powoli przyzwyczajać. Nie ma obecnie na świecie klubu, którego właściciele mieliby choćby zbliżony potencjał finansowy. Jeśli arabscy włodarze ekipy z St. James’ Park będą hojni, to niebawem biało-czarne pasiaki przywdziewać mogą najlepsi piłkarze na świecie. Jednak Newcastle jak na razie idzie inną drogą – sumiennie wzmacnia skład na poszczególnych skład, ale bez wydawania fortuny i ściągania absolutnie największych nazwisk. Spokój w działaniach przynosi nadspodziewanie dobre rezultaty – Sroki mają pewne prawo myśleć o Lidze Mistrzów w sezonie 23/24. A nawet jeśli się nie uda, zapewne nikt nie zrobi z tego tragedii. Dojdzie do kolejnych wzmocnień i przeprowadzony zostanie kolejny szturm na europejskie puchary. Jak na razie działaniom Newcastle można przyklasnąć.

Tymczasem Liverpool jest w największym dołku od dawna. Jurgen Klopp musi sobie z tym poradzić, mając jednocześnie z tyłu głowy, że sytuacja lubi się powtarzać – tak było w Mainz i Borussii, gdzie również jego siódmy sezon w roli trenera był sezonem największego kryzysu. Istnieje teoria, że praca z Niemcem jest tak intensywna i wyczerpująca – mentalnie i fizycznie – że drużyny w siódmym sezonie po prostu nie wytrzymują. Tak czy owak – Liverpool stracił bardzo szybko szanse na mistrzostwo Anglii i pozostaje mu rozpaczliwa walka o uratowanie sezonu i awans do Ligi Mistrzów. Sytuacja jest trudna, a konkurencja szalenie mocna. Niespodziewanie głównym konkurentem na dziś jest właśnie Newcastle, a nie Tottenham czy Chelsea. To jedynie gmatwa sytuację, a dla postronnego kibica oznacza jeszcze więcej emocji.

Liverpool w poniedziałek wygrał ważny mecz – derby dzielnicy Merseyside z Evertonem. Pokonanie lokalnego rywala 2:0 przywróciło fanom The Reds wiarę w ich drużynę, która wcześniej nie potrafiła odnieść zwycięstwa w Premier League od 30 grudnia! Porażki 0:3 z Brighton czy Wolves musiały być bolesnym ciosem dla kibiców z Anfield, którzy w ostatnich latach przyzwyczaili się do walki o najwyższe cele. Z Kloppem Liverpool zdobył pierwszy w historii, upragniony tytuł mistrzowski w erze Premier League. Z Kloppem trzykrotnie dochodzili do finału Champions League, raz go wygrywając. I teraz z Kloppem muszą przejść przez kryzys, bo Niemiec dostał pełne wsparcie sterników klubu. Dymisji trenera nie ma się co spodziewać.

Dla Liverpoolu to zresztą bardzo istotny tydzień – w sobotę wyjazdowe starcie z Newcastle, w którym ewentualna porażka zmniejszy szanse na TOP 4 do minimum. We wtorek zaś domowy mecz z Realem Madryt – z jednej strony okazja do rewanżu za finał sprzed paru miesięcy, a z drugiej arcytrudne zadanie. Królewscy uwielbiają Ligę Mistrzów i pokonanie ich graniczy z cudem. Przekonywał się o tym Liverpool znajdujący się w topowej formie już dwukrotnie. Teraz The Reds są dalecy od optymalnej dyspozycji, a znów przychodzi im „skrzyżować rękawice” z Los Blancos.

Related Articles