Skip to main content

Manchester City w niedzielę zagra z Chelsea już po raz trzeci w tym sezonie. Podopieczni Pepa Guardioli wygrali 2:0 w Pucharze Ligi, kilka dni temu 1:0 w meczu ligowym, a teraz czeka ich mecz 1/32 Pucharu Anglii. Czy Citizens po raz trzeci pokonają The Blues, a Pep Guardiola po raz kolejny ogra Grahama Pottera?

Od kiedy Chelsea pod wodzą Thomasa Tuchela pokonała Obywateli 1:0 w finale Ligi Mistrzów, kolejne cztery spotkania tych ekip kończyły się zwycięstwami drużyny z Manchesteru. Mało tego, za każdym razem zwycięstwami do zera. Guardiola na pewno zamieniłby te wygrane na tamten triumf, ale tak się nie da. To Chelsea ma w gablocie uszaty puchar Ligi Mistrzów, zresztą nie pierwszy.

Manchester City kolekcjonuje zaś trofea na krajowym podwórku, szczególnie tytuły mistrzowskie. W tym sezonie również jest faworytem wyścigu, choć aktualnie ogląda plecy Arsenalu. Wydaje się jednak, że doświadczenie i jakość piłkarska zdecydowanie przemawiają za Citizens. Poza tym drużyna Guardioli dotarła już do ćwierćfinału EFL Cup (po drodze ogrywając Chelsea i Liverpool), a teraz rozpoczyna wędrówkę po drabince FA Cup. Wędrówka znów nie jest usłana różami, skoro już na tak wczesnym etapie los skojarzył mistrzów Anglii z Chelsea.

Inna sprawa, że Chelsea w tym sezonie nie jest żadnym potentatem. Już we wrześniu, po zaledwie pierwszej porażce w Lidze Mistrzów, zwolniono trenera Tuchela. The Blues mają niezłe doświadczenia w takich ruchach. Choćby Tuchel, który zastępował Franka Lamparda, okazał się strzałem w dziesiątkę, prowadząc w tym samym sezonie zespół do triumfu w Lidze Mistrzów. Graham Potter to jednak nie Harry Potter i nie zaczarował The Blues. Oczywiście, uratował awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, ale w krajowych rozgrywkach jest słabo. Jeśli w niedzielę ekipa ze Stamford Bridge odpadnie z Pucharu Anglii, pozostanie jej walka o TOP 4. Na dziś wydaje się to zadanie arcytrudne, bowiem Chelsea zajmuje 10. miejsce w lidze, tracąc 10 punktów do czwartego Man Utd i aż 19 do prowadzącego Arsenalu. Fani z niebieskiej części Londynu muszą chyba oswajać się z myślą, że w sezonie 23/24 hymn Ligi Mistrzów na ich stadionie nie zagości.

W czwartkowym meczu o zwycięstwie The Citizens nad The Blues zdecydowały detale, a może nawet jeden detal, w postaci znakomitego dogrania Jacka Grealisha do Riyada Mahreza. Algierczykowi nie pozostało nic innego, jak uprzedzić obrońcę i dostawić nogę do piłki. Podanie Grealisha? Palce lizać. Nie powstydziłby się takiego zagrania nawet Kevin De Bruyne, który nawiasem mówiąc zagrał kiepskie spotkanie. Chelsea też miała swoje sytuacje – choćby słupek w pierwszej połowie. Gdyby mecz skończył się remisem, albo skromnym zwycięstwem gospodarzy, nikt raczej nie mówiłby o niesprawiedliwości.

W poprzedniej edycji Pucharu Anglii Chelsea dotarła do finału, w którym po rzutach karnych uległa Liverpoolowi. Manchester City odpadł w półfinale, również przegrywając z Liverpoolem (2:3). Pep Guardiola kosi krajowe trofea, ale akurat Puchar Anglii wygrał raptem raz – w sezonie 18/19. Sezon wcześniej puchar nad głowę wzniósł kapitan Chelsea, dowodzonej wówczas przez Antonio Conte. The Blues w finale ograli Man Utd 1:0.

W przypadku remisu, jak to w FA Cup zwykle, obie drużyny czeka powtórka meczu, tym razem na boisku Chelsea. Dla jednych i drugich nie byłaby to dobra wiadomość, szczególnie patrząc na niezwykle napięty terminarz tego sezonu. Citizens w środę grają ćwierćfinał Pucharu Ligi, a potem w lidze czekają ich boje z Man Utd i Tottenhamem. Chelsea ma trochę przyjemniejszy kalendarz – przed nią mecze z Fulham i Crystal Palace, czyli okazja na podreperowanie dorobku punktowego. Albo pogłębienie trudnej sytuacji.

Początek niedzielnego hitu 1/32 FA Cup o 17:30.

Related Articles