W wieku 82 lat i po walce z chorobą nowotworową zmarł legendarny Pele. Jeśli kogoś można uznać za symbol całej historii futbolu, to właśnie jego. Zdobył trzy mistrzostwa świata z reprezentacją Brazylii i potrafił na boisku czarować jak nikt.
O tym, jak wielką postacią piłki nożnej był Pele, świadczy fakt, że kondolencje płyną po prostu z całego świata. Nie dało się nie wiedzieć, kim był słynny Pele. Ten człowiek to właściwie synonim historii piłki nożnej. Wieloletni ambasador tego sportu. Jeśli na myśl przychodziło określenie legendarny piłkarz, to od razu był z nim utożsamiany Pele. Amerykański “New York Times” bardzo ładnie określił go globalną twarzą piłki nożnej. To trzy wygrane mundiale ustawiły Pelego na szczycie panteonu wielkich gwiazd. Nikt do tej pory czegoś podobnego nie dokonał. Było kilku Brazylijczyków, Włochów, którzy podnosili puchar dwukrotnie i jeden Argentyńczyk – Daniele Pasarella. Blisko tego byli w tym roku też Francuzi, drugi Puchar Świata mógł mieć na koncie zaledwie 24-letni Kylian Mbappe, ale mu się nie udało. Trzy razy najważniejsze trufeum świata wygrał tylko on – Pele.
Kiedyś piłka nożna nie atakowała z telewizora każdego dnia i o każdej porze. Z utęsknieniem czekało się na wielkie turnieje, które miały dużo większą magię niż dzisiaj. Nie dało się przesycić futbolem, bo nie było go aż tyle. I właśnie na tej scenie czarował Pele. Jest utożsamiany z wielkimi międzynarodowymi sukcesami. Nie miał jeszcze skończonych 18 lat, a poprowadził Canarinhos do pierwszego w historii tytułu mistrzów świata. Zdobył hat-tricka w półfinale z Francją i dublet w finale ze Szwecją. A przecież turniej zaczął na ławie. Nastolatek zachwycił cały świat. W zespołach z 1958 i 1962 grał też słynny Mario Zagallo, późniejszy selekcjoner Kanarków, ceniona w kraju postać. Król futbolu zagrał w 1962 tylko w dwóch spotkaniach. Po starciu z czechosłowackim zawodnikiem – Josefem Masopustem – miał turniej z głowy. Zagrał tylko w dwóch meczach, ale koledzy spisali się rewelacyjnie i obronili złoto. Głównie dzięki wspaniałemu dryblerowi, jakim był Garrincha. Swoje zrobili też Vava i Amarildo. Ten drugi był młodszy od Pelego i godnie go zastąpił.
Trzeci i ostatni tytuł Pele wywalczył w 1970 roku. A przecież po nieudanym turnieju w 1966 miał nawet nie wystąpić… Brazylia odzyskała miano mistrzów świata po małej przerwie na jedyny do dziś tryumf Anglików. Tym razem otaczali go inni sławni gracze – Rivellino i Jairzinho. Mentalnym liderem, już dużo bardziej doświadczonym zawodnikiem, starszym od większości, był oczywiście Pele. I to właśnie on “napoczął” Włochów w bardzo jednostronnym finale. Wyskoczył w górę i świetną, mocną główką pokonał Dino Zoffa. Dzięki temu Brazylijczycy otrzymali puchar na własność. Canarinhos po tamtym mundialu stali się synonimem piękna futbolu. Grali efektownie, pięknie, radośnie i zdobywali ładne bramki. Historycy są zdania, że była to najpiękniejsza Brazylia, jaka kiedykolwiek zagrała na mundialu. Pele i koledzy nie tylko wygrali, ale zrobili to w sposób przepiękny, stając się idolami. Żółte koszulki od tamtego czasu stały się synonimem piękna piłki nożnej. To wtedy świat zobaczył je na ciałach sprytnie grających zawodników. To był pierwszy mundial pokazywany w TV w kolorze.
Kiedy patrzyło się na starych nagraniach na wyczyny Pelego, to jakby kompletnie nie pasował do tamtych czasów. Wyróżniał się umiejętnościami, sprytem i boiskową inteligencją. Miał dar do naturalnych sztuczek, które wymyślał sam. Nie uczył się trików, po prostu rozwiązanie konkretnej akcji przychodziło mu naturalnie. Pele bawił się piłką i bawił ludzi piłką. Pokazał, że ten sport może być niesamowitą rozrywką. Zaczął zachwycać już jako dzieciak, bo zadebiutował w Santosie, mając zaledwie 15 lat. I wtedy jego kariera popłynęła. Zdobył z Santosem sześć mistrzostw, dwa Copa Libertadores i dwa Puchary Interkontynentalne (raz pokonując Milan, a raz Benficę). To tego klubu stał się legendą, grając tam przez 18 lat. Wówczas nie były modne transfery zagraniczne. Dziś pewnie byłby gwiazdą topowego europejskiego klubu. Dopiero w końcowych latach gry Pelego zaczęły pojawiać się interesujące egzotyczne kierunki, by dorobić przed piłkarską emeryturą. W taki sposób zagrał dla New York Cosmos. Zainteresował Amerykanów futbolem… wróć, soccerem. To on otworzył drogę Cruyffowi i Bestowi, którzy także w pewnym momencie wylądowali w USA. Ostatni jego mecz w karierze w 1977 roku to mecz Santos vs New York Cosmos. Pele zagrał po połówce dla obu klubów.
Pele był nawet ministrem sportu w Brazylii, reklamował futbol na całym świecie, występował w filmach, w tym między innymi w słynnym “Victory”, co po polsku zostało przetłumaczone jako “Ucieczka do zwycięstwa”. Zagrał tam razem z Michaelem Cainem, Sylvestrem Stallonem, ale także innymi piłkarzami – Bobbym Moorem, Osvaldo Ardilesem, czy… Kazimierzem Deyną.
82-latek pod koniec listopada trafił do szpitala i od tamtego czasu jego stan był bardzo ciężki. Cały świat czekał na informacje na temat jego zdrowia, a Brazylijczycy na mundialu pokazali się ze specjalnym, wspiarającym go banerem. Od dwóch lat walczył z rakiem jelita, we wrześniu 2021 roku przeszedł operację guza okrężnicy. Od kilku lat nie mógł swobodnie się poruszać, bo miał olbrzymie kłopoty z biodrami. Do dziś toczą się debaty, ile bramek w życiu strzelił legendarny Pele. On sam podawał w autobiografii, że 1283, ale notował też gole towarzyskie i nawet podobno te wojskowe, pokazowe… Taką liczbę miał przez wiele lat na swoim Instagramie. W sumie ma i teraz. FIFA uznała, że oficjalnie tych goli strzelił 757, ale on się oczywiście z tym nie zgadzał. Liczył bramki z meczów pokazowych, które służyły do tego, by Santos stać było na jego pensję.
Jest zresztą takie zdjęcie, gdzie Pele ułożył z piłek liczbę 1000. To było 19 listopada 1969 roku na Maracanie. Najbardziej niesamowite było to, że hołd oddał mu wtedy… bramkarz Vasco da Gama, który wpuścił jego karnego. Pod bluzą miał specjalną koszulkę, którą pokazał Królowi Futbolu. Pele nie chciał wymazywać z pamięci takich obrazków, dlatego nigdy nie godził się z oficjalnymi statystykami. To były inne czasy futbolu. Santos jeździł po świecie, rozgrywając turnieje towarzyskie, popisywał się umiejętnościami Pelego i innych zawodników. Przecież nie były one dostępne na co dzień w telewizji. Pele w umysłach każdych kolejnych pokoleń był i będzie symbolem historii piłki nożnej. Teraz, gdzieś tam na górze, może znowu poodbijać sobie piłkę główkami z Diego Maradoną. Ten filmik jest ostatnio viralem w Internecie.