Pierwszy półfinał miał dwóch bohaterów – Lionela Messiego i Juliana Alvareza. Argentyna bez kłopotów pokonała Chorwację 3:0 i przypieczętowała awans do finału mundialu. Będzie to finał numer dwa dla Messiego i okazja na odkucie się za porażkę w 2014 roku.
Argentyna – Chorwacja 3:0
Półfinał teoretycznie powinien być dla Argentyny najtrudniejszą przeprawą, a tymczasem… był to dla nich drugi najspokojniejszy mecz na tym turnieju. Drugi, bo jeden to oczywiście ten z nami, gdzie strzelili gola i już o nic nie musieli się martwić. Niby półfinał, a łatwiutka robota i rączki czyste. Trudniej było z Arabią Saudyjską, Meksykiem, Australią, która miała piłkę meczową na 2:2 i z Holandią, która rzutem na taśmę doprowadziła do dogrywki, a później pełnych emocji i napięć rzutów karnych. Chorwaci się nie postawili, jakby nie byli w stanie grać na podobnej intensywności, co wcześniej i byli fizycznie zajechani po dwóch dogrywkach. Argentyna poradziła sobie lekko i bezproblemowo. Można było mieć wrażenie, że ogląda się jakieś jednostronne spotkanie fazy grupowej. Starcie nie przypominało półfinału mundialu. Dysproporcja była duża, Chorwaci rozczarowali.
To był udany rewanż za lanie sprzed czterech lat. Wówczas Chorwacja ośmieszyła Argentynę. To było to spotkanie z fatalnym błędem Willy’ego Caballero, znakomitym uderzeniem z dystansu Modricia oraz kompletnie już ośmieszającą bramką na 3:0, kiedy to Rakitić z kolegami wymieniali kolejne podania i weszli z piłką do bramki. Tamta Argentyna nie była po pierwsze tak mocna, a po drugie tak zjednoczona, jak obecnie, gdzie zawodnicy z kadry tworzą zgraną paczkę kumpli, która lata na wakacje. Leo Messi i 10 rzemieślników – tak mówiło się o reprezentacji Argentyny. Ewentualnie Messi i jego ochroniarze, co szczególnie było widać w sparingu z Hondurasem. Gdy sfaulował go jeden z przeciwników, to od razu jak bulterier wyskoczył do niego Rodrigo De Paul, a za nim cała reszta argentyńskiej szarańczy. Przekaz był i jest nadal jasny – nie tykaj Messiego, bo pracujemy tu na niego i dla niego. I gramy na tym poziomie dzięki niemu.
Chorwaci byli w tym półfinale bezzębni. Wcześniej mogli imponować niezłą defensywą, ale tego wieczoru nie pomógł Livaković, a i fantastyczny dotychczas Gvardiol był bezradny wobec tańców Messiego. Nikt mu nawet nie chciał pomóc w kryciu. Wszystko zaczęło się od rzutu karnego w 32. minucie, który wywalczył – a jakże – Julian Alvarez. To był czwarty karny dla Argentyny na tym turnieju. Tym razem Messi strzelił bardzo pewnie, precyzyjnie, w samo okienko. Uderzenie było soczyste, bez żadnych pytań. Livaković miał pecha, bo akurat stanął na drodze Alvareza, który po prostu na niego wpadł. Długo mecz był zwyczajnie przynudny, ale po karnym Chorwaci musieli gonić. Za dużo dogonić nie zdążyli, bo już kilka minut później przegrywali 0:2. Źle rozegrany stały fragment, szybka kontra, długi rajd Juliana Alvareza, który poszedł sam, wygrał dwie przebitki i pokonał Livakovicia. Wbił tego gola idąc na przebój, do samego końca.
Chorwacja była tylko tłem. Mogła przegrywać do przerwy nawet 0:3, ale Livaković nie dał się pokonać Mac Allisterowi. Potem jeszcze w drugiej połowie obronił strzał Leo Messiego, ale już przy kolejnym uderzeniu Alvareza był bezradny. W 69. minucie Chorwaci przegrywali 0:3. Kapitalną indywidualną akcję zrobił Messi, wykiwał Gvardiola i odwdzięczył się Alvarezowi za wypracowanego wcześniej karniaka. Świetnie mu dograł piłkę z prawej strony, a piłkarzowi Manchesteru City nie pozostało nic innego niż wpakować ją do siatki. Można było już wyłączyć telewior, bo nic specjalnego się nie działo. Bliżej było nawet gola na 4:0 po szybko rozegranym rzucie wolnym, ale Mac Allister nieczysto trafił z woleja. Bardzo jednostronny i zaskakująco łatwy mecz dla Messiego i jego ochroniarzy.
TOP – Julian Alvarez i Lionel Messi. Nie dało się wybrać jednego. Obydwaj zaprezentowali show godne półfinału mistrzostw świata.
FLOP – Cała formacja obronna Chorwacji. Livaković – pechowo, bo pechowo, jednak zrobił karnego. Fatalnie w tej akcji linię spalonego złamał Dejan Lovren. On też był dwa razy bliski zdobycia bramki, ale kiepsko się zachowywał w polu karnym rywali. Przy drugim golu Juranović przegrał przebitkę, a Sosa nie trafił w piłkę. Przy trzecim golu Gvardiol został wymanewrowany przez Messiego w maliny. Tam z kolei bardzo daleko od Alvareza był Lovren. Gracz City miał łatwiutkie zadanie, nikt mu specjalnie nie przeszkadzał.