Skip to main content

Pierwszy dzień ćwierćfinałów to dzień karnych! Obydwa spotkania przedłużyły się o 30 minut dogrywki, a potem jeszcze o karne. Chorwaci przyzwyczaili do tego, że są w tym ekspertami, a Leo Messi prześlizgnął się dalej na interwencjach Emiego Martineza, choć Holendrzy doprowadzili do wspaniałego i niespodziewanego come backu. Nie będzie zatem w półfinale południowoamerykańskiej nawalanki.

Chorwacja – Brazylia 0:0 (1:1 po dogrywce, 4:2 w karnych)
Wiecie ile celnych strzałów oddali Chorwaci w tym ćwierćfinale? Otóż… aż jeden, ten najważniejszy w 117. minucie dogrywki. Autorem był Bruno Petković z Dinama Zagrzeb, który wcześniej głównie potykał się o własne nogi i przegrywał pojedynki z każdym, kto tylko stanął na jego drodze. Tylko raz błysnął, gdy w świetnym stylu okiwał dwóch przeciwników na raz i wystawił piłkę Marcelo Brozoviciowi. Było to już w dogrywce, chwilę przed golem Neymara. Brazylijczycy wszystkich okazji mieli o wiele więcej, ale za każdym razem pojawiał się on – Dominik Livaković. Obronił w sumie aż 10 strzałów, stając się najczęściej interweniującym bramkarzem tego mundialu. Nie popełniał błędów przy prostych strzałach w koszyk, których nie wypluwał przed siebie. Wygrał sam na sam dwa razy z Neymarem, raz z Viniciusem i raz z Paquetą. Za każdym razem pewnie i dość szybko wychodził z bramki, skracając kąt przeciwnikom, bo były to okazje nie na wprost bramki, ale z jej bocznej strony. Nie dał się też pokonać… Josko Gvardiolowi, który raz był bliski samobója.

Neymar pokonał Livakovicia dopiero w dogrywce, a dokładnie tuż przed zakończeniem pierwszej części. To był ten jedyny raz, gdzie wykiwał bramkarza Dinama Zagrzeb. On zaczął tę akcję i on ją skończył. Najpierw sklepał z Rodrygo, a później z Paquetą. Na koniec jeszcze przepchnął Sosę, cyknął piłkę przed Livakovicia, minął go i stał się bohaterem Canarinhos. Nic nie zwiastowało przecież, że tak ostrożnie i zachowawczo grający Chorwaci będą w stanie coś wyczarować. Ich gra opierała się głównie na znakomitej współpracy w środku pola – Modrić-Brozović-Kovacić oraz szukaniu tej jednej szansy na kontrę. Czasami, gdy Luka Modrić mijał rywali i próbował coś zdziałać, to zwyczajnie nie miał z kim pograć, bo większość zawodników zostawała za jego plecami. Chorwatów jednak nie można skreślać, zwłaszcza w dogrywkach, w których to są mistrzami. Bruno Petković wyrównał w 117. minucie. Dodajmy, że po asyście Orsicia, wprowadzonego trzy minuty wcześniej. W 122. minucie Livaković obronił jeszcze strzał Casemiro, a potem Chorwaci perfekcyjnie wykonywali jedenastki. Jedna obrona Livakovicia i strzał w słupek Marquinhosa sprawiły, że Neymar i koledzy zalali się łzami. Tite zrezygnował później z funkcji selekcjonera.

Brazylia, która ma przecież pięć gwiazdek na koszulkach i jest pięciokrotnym mistrzem świata – czeka już na tryumf 20 lat. Ostatnimi, którzy zwyciężyli w najważniejszej piłkarskiej imprezie byli Rivaldo i Ronaldo z trójkątem na głowie, czyli ekipa Scolariego z 2002 roku. A Chorwacja? Od zeszłego mundialu to już ich piąta dogrywka i czwarte rzuty karne. Najlepiej pokonać ich w 90 minut, bo potem to strach w ogóle grać.

TOP – Dominik Livaković. Po raz kolejny bramkarz Chorwacji robi im awans do dalszej rundy. Aż 10 pewnych obron, a właściwie 11, licząc jeszcze tę od Gvardiola. Później naznaczył całą serię karnych już pierwszym odbitym strzałem.

FLOP – Raphinha, Andrej Kramarić. Obaj bardzo mało widoczni w akcjach ofensywnych. Raphinha najmniej groźny z całego ataku brazylijskiego. Jakby go w ogóle nie było na boisku przez godzinę. Tite zdjął go jako pierwszego. Kramarić miał trudniejsze zadanie, bo Chorwaci głównie się bronili. Próbował szukać gry z prawej strony, ale niewiele z tego wynikało. Widoczny głównie wtedy, gdy odgwizdywano na nim ofsajdy.

Holandia – Argentyna 2:2 (3:4 w karnych)
Jeśli ktoś myślał, że nic lepszego już dzisiaj go nie czeka po tym, co wywinęli Luka Modrić i jego koledzy, to do 83. minuty mógł się już szykować do snu z myślą, że miał rację. Argentyna prowadziła 2:0 po bramkach, w których miał bezpośredni udział Leo Messi. To była jego czwarta bramka w Katarze no i druga asysta. Siedmiokrotny zdobywca Złotej Piłki prowadzi swoją drużynę, jak przystało na lidera. Nic nie zwiastowało tu, że Holandia w ogóle się obudzi, bo spała jak niedźwiedź zimą. Do wymienionej wyżej minuty po prostu nie istnieli. Jeden niecelny strzał Stevena Bergwijna przez ponad 80 minut to dorobek ośmieszający ich potencjał. W bramki Argentyńczyków byli zaangażowani Acuna z Sevilli oraz Molina z Atletico, czyli boczni obrońcy/wahadłowi.

No właśnie, bo to ważna spawa. Tym razem selekcjoner Scaloni zdecydował się na nietypowe rozwiązanie – trójkę stoperów i Acunę oraz Molinę grających na wahadłach. Wszystko po to, by zmierzyć się formacją na formację, mając na uwadze to, jak duże problemy i dziury miała w 1/8 finału Australia. Socceroos mieli gigantyczne kłopoty zwłaszcza na bokach. Udało się Argentynie idealnie wyłączyć z gry Denzela Dumfriesa. W ćwierćfinale nie poszalał. Co więcej, van Gaal musiał ryzykować i wprowadzić dodatkowego napastnika. A kiedy Dumfries musiał bronić bliżej swojej bramki, nie tak szeroko, to w głupi sposób zrobił karnego, faulując właśnie Acunę. Messi pewnie wykorzystał jedenastkę w 83. minucie. I co złego mogło się stać? Wszystko zostało idealnie rozczytane i zrealizowane, Holendrzy nie mieli atutów. Memphis Depay i Cody Gakpo grali słabiutko, a wahadła zostały wyłączone.

Co zrobił w tym meczu Luis van Gaal? Zaryzykował, wstawiając do składu dwóch wielkoludów. W 64. minucie wszedł Luuk de Jong, a w 78. minucie jeszcze Wout Weghorst. Kilka minut potem van Gaal pożałował przesunięcia Dumfriesa na prawą obronę i usuwając wahadła, ale Holandia pokazała, że gra się do końca. Taktyka? Zupełnie prymitywna, starodawna, staromodna – walenie długich piłek na dwie wieże, które miały się przepychać z niskimi stoperami. Ewentualnie jakieś wrzutki z bocznych stref. No to jak padły bramki? Pierwsza właśnie po wrzutce Berghuisa z prawej strony i główce Weghorsta, a druga… ta zasługuje na kilka specjalnych zdań, bo był to jeden z najpiękniejszych i najsprytniejszych rzutów wolnych… hmmm… w historii?! Śmiało można tak powiedzieć z uwagi na moment jego rozegrania, odwagę i rangę meczu. Była 11 minuta doliczonego czasu, wszyscy myśleli, że Koopmeiners po prostu spróbuje uderzyć, a on… znalazł w polu karnym Weghorsta podaniem, ten się zastawił, wziął na plecy obrońcę i pokonał Martineza. Holendrzy byli w ekstazie. To było niemożliwe, że w taki sposób wrócili do meczu. A jednak!

W dogrywce grała już tylko Argentyna. Albicelestes stworzyli kilka okazji, a na koniec Enzo Fernandez strzelił nawet w słupek. Ale nic nie wpadło, nadszedł zatem czas na karniaki. Tam Emiliano Martinez udowodnił, że jest w nich fachowcem i obronił już dwa pierwsze strzały od van Dijka i Berghuisa. Jedno pudło Fernandeza nie miało znaczenia, bo Lautaro Martinez przypieczętował awans do półfinału. Myśląc o tym ćwierćfinale od razu go głowy przychodzi porównanie z meczem z 2006 roku. Wówczas Portugalia mierzyła się z Holandią w 1/8 finału, a rosyjski sędzia Walentin Iwanow pokazał cztery czerwone i 16 żółtych kartek. W liczbie żółtych Lahoz dzisiaj go przebił. A najgorsze dla niego jest to, że nie był to tak brutalny mecz, tylko po prostu sypał kartkami i dolewał oliwy do ognia, a potem stał i gwizdał sobie gdzieś tam obok zamieszania, kiedy zawodnicy się między sobą szarpali. Nie ma słów na tego gościa.

TOP – Wout Weghorst. Mimo tego, że odpadł, to zasługuje na ogromne wyróżnienie. Wszedł w końcówce i odmienił mecz. Jego dwa strzały były jedynymi celnymi w wykonaniu Holendrów. Karnego potem też wykorzystał. Może żałować, że nie udało się przejść dalej, bo tak jego wyczyn zostanie zapomniany. Nic dziwnego, że zalał się łzami.

FLOP – arbiter Mateu Lahoz. Pierwsze takie wyróżnienie dla sędziego, który chciał być w centrum uwagi, rozdał w sumie 16 żółtych kartek, w tym jedną czerwoną, już po decydującym karnym. Hiszpan nie panował nad tym, co się dzieje. Aż człowiek zaciskał zęby, widząc jego “popisy”. Psuł ten mecz. Oby już po raz ostatni w Katarze.

Related Articles