Skip to main content

Takie rzeczy nie zdarzają się często, a w Polsce to już w ogóle. Sandecja Nowy Sącz grała ze Śląskiem Wrocław karne o awans do ćwierćfinału Pucharu Polski. W pewnym momencie jednak kapitan gospodarzy – Dawid Szufryn – namówił kolegów do zejścia z boiska. Przez to, że wcześniej ciemnoskóry Maissa Fall usłyszał z trybun odgłosy… małp.

Nie no, Panie, jaka afera, a w ogóle to nic takiego się nie stało, bo jak 60 tysięcy ludzi na innych stadionach krzyczy, żeby kogoś zdeprymować, to u nas co to było? Tylko jakaś popierdółka – mniej więcej w taki sposób bagatelizował całe zajście Rafał Leszczyński, czyli bramkarz Śląska Wrocław, jakby w ogóle nie zdając sobie sprawy z powagi zaistniałej sytuacji. Dawid Szufryn i jego ekipa mieli zupełnie inne zdanie na ten temat. Nie chcieli kontynuować serii rzutów karnych i po prostu zeszli z boiska w geście solidarności z kolegą z drużyny. Rzuty karne prawdopodobnie i tak by przegrali, bo Cayetano Quintana ze Śląska szykował się do uderzenia, które mogłoby dać Śląskowi prowadzenie 3:1 na dwie kolejki przed końcem. Wrocławianie byli zdecydowanie bliżej awansu. Tego karnego jednak Quintana nie wykonał, bo Sandecja zeszła do szatni.

Maissa Fall już przed wykonywaniem jedenastki zasygnalizował sędziemu, że coś konkretnego padło w jego kierunku z trybun. Karnego jednak postanowił strzelać i uderzył w słupek. To dało argument stronie wrocławskiej – dlaczego nie zrobił tego przed uderzeniem, tylko dopiero po zmarnowaniu jedenastki? W całej sytuacji ścierają się ze sobą dwa światy. Pierwszy, właśnie ten – bagatelizuje sprawę albo spłyca wszystko do pięciu durniów, którzy coś tam pokrzyczeli. Nie pierwsi, nie drudzy i nie ostatni. Argumentem tej strony jest też fakt, że Sandecja zrobiła to po zmarnowaniu dwóch karnych, ale czy postąpiłaby tak w przypadku prowadzenia w konkursie jedenastek? Zatem co? Typowy gest pod publiczkę. Tego, czy by zeszli w innej sytuacji już się nie dowiemy, to tylko sfera “gdybizmu”. Na pewno łatwiej było to zrobić przy niekorzystnym wyniku, ale czy w ogóle o to tu chodzi?

Drugi świat absolutnie potępia takie zachowanie, bije pięściami w stół i domaga się surowej kary, nawet walkowera dla Śląska Wrocław. Jest też całkowicie oburzony, że takie sytuacje mają miejsce w cywilizowanym świecie. Przez długi czas trwała też debata, czy w ogóle takie odgłosy małp na trybunie się pojawiły (rzuty karne miały miejsce za bramką, gdzie akurat siedzieli fani Śląska). Sprawę rozwiał filmik wrzucony przez serwis ŚląskNet na swoje media społecznościowe. Słychać tam wyraźnie, że owe odgłosy małp były. Zaraz będzie gadka, że małpy wcale tak nie robią… Fall miał potem płakać w szatni. Odwiedził go i pocieszał tam ciemnoskóry zawodnik Śląska – John Yeboah. Szkoda, że ten efektowny mecz zakończył się w taki sposób. Można było tylko parsknąć szyderczym śmiechem, kiedy za bramką kibice Śląska zaintonowali okrzyk: – Kto wygrał mecz? – Śląsk!

Śląsk Wrocław awansował do dalszej rundy, ale na razie jeszcze nieoficjalnie. To nie koniec zamieszania. Sprawą ma się zająć Komisja Dyscyplinarna PZPN. Decyzja ma zapaść 17 listopada. Do sprawy może też wkroczyć rzecznik dyscyplinarny PZPN. Trudno to zamieść pod dywan, bo nie tylko chodzi tu o samo odpowiednie ukaranie winowajców, ale i o kwestie wizerunkowe. Nie ma się później co dziwić, że ludzie biznesu nie chcą wchodzić w świat piłki i sponsorować rzeczy, które mają tak negatywny PR. Kto bowiem chciałby się babrać w jakimś rasistowskim skandalu i narażać na straty wizerunkowe swoją firmę? Dlatego też wiele klubów doi kasy samorządowe. Honorowe zejście z boiska, a przy tym sprawa rasizmu i małpich okrzyków rozeszła się na cały świat, bo takie gesty odbijają się szerokim echem. Właśnie dlatego zrobił to Dawid Szufryn i cała Sandecja. Teraz piłeczka po stronie PZPN-u.

Related Articles