Skip to main content

Reprezentacja Polski kobiet przegrała z Czarnogórą 23:26 i odpadła z mistrzostw Europy w piłce ręcznej. To niezaprzeczalny fakt. Cały background budzi jednak kontrowersje przez regulamin i własny interes Hiszpanek. W meczu z Niemkami zależało im na wygranej, ale… konkretną liczbą bramek. Przeanalizujmy to sobie.

Czarnogóra bezapelacyjnie wygrała swoją grupę, ale najciekawsze jest to, co wydarzyło się za jej plecami. Polki, Niemki i Hiszpanki zdobyły finalnie po dwa punkty, każdy wygrał z każdym na przemian, więc liczyła się tzw. “mała tabela” tylko pomiędzy tymi trzema reprezentacjami. Teraz uwaga – punkty zdobyte z tymi, które przeszły dalej – liczą się w kolejnej fazie. No i na tym polega cały problem. Hiszpanii zależało na wygranej z Niemcami, ale nie na tyle wysoko, żeby przypadkiem nie wyeliminować tej drużyny z turnieju. Wszystko przez to, żeby Niemki miały lepszy bilans od nas, przeszły dalej i “dostarczyły” Hiszpanii punkty do dalszej rundy. W przypadku awansu Polek – Hiszpanki miałyby zero punktów, a tak mają dwa.

Jeszcze chwila, żeby dobrze wytężyć umysł. Dokładnie na 45 sekund przed końcem spotkania Hiszpania – Niemcy, jedna z Hiszpanek przejęła piłkę na własnej połowie i mogła rzucać do pustej bramki. Gdzieś z tyłu głowy zapaliła jej się czerwona lampka, że dałoby to prowadzenie 24:20, a każdy wynik +4 promował do dalszej fazy naszą reprezentację i zabierał Hiszpankom dwa punkty. Zresztą 23:20 też dawało nam awans, ale to już bardziej zaawansowana matematyka, bo to był akurat wynik, który komplikował sprawę najbardziej. Na takie wyliczanki Hiszpanki pozwolić sobie nie mogły, więc piłka po rzucie jednej z zawodniczek wylądowała dobre kilka metrów nad bramką, w jakiejś kuriozalnej odległości, żeby tylko nie trafić. Absurd.

Ale uwaga, bo Niemki wyprowadziły później swoją akcję i w banalny sposób trafiły do siatki. Kiedy piłka tam wylądowała, to jedna z Hiszpanek… ucieszyła się ze straconej bramki. Wyglądało to co najmniej dziwnie, żeby nie powiedzieć idiotycznie. Było to po prostu nieeleganckie. Skończyło się porównaniem “małej tabeli” pomiędzy Polską, Hiszpanią i Niemcami. W tym przypadku nasz bilans wynosił -1, Hiszpanek +1, a Niemek 0. Losy ważyły się do ostatnich sekund, jedna bramka mniej i zmieniłby się całkowicie bilans. Wystarczy, że Xenia Smits nie rzuciłaby ostatniej bramki albo Jennifer Gutiérrez Bermejo trafiła wcześniej do pustej i w dalszej fazie grałaby Polska. Hiszpanki po prostu rozstąpiły się w obronie, żeby Niemki zdobyły bramkę numer 21. Żeby nie udziwniać, to sprawa była jasna – dwie bramki przewagi dawały awans i Hiszpankom, i Niemkom. No i skończyło się dokładnie 23:21.

Owszem, można wyjść z innego założenia i powiedzieć – ale przecież Polki same przegrały swój mecz, a awans dawał im choćby remis. Szkoda, bo dużo nie brakowało. Nasze zawodniczki dzielnie walczyły w pierwszej połowie, po której był remis. Kluczowy był jednak moment tuż po przerwie. Czarnogórki zdobyły aż pięć bramek z rzędu i wypracowały taką przewagę, jakiej już nie mogły oddać. Najbardziej we znaki dawała nam się Jovanka Radičević. Doświadczona zawodniczka zdobyła aż 12 bramek i była nie do zatrzymania dla naszej defensywy. Adrianna Płaczek grała na niezłej skuteczności (36%), ale ta chwila przestoju z przodu przeważyła o niekorzystnym wyniku. I niestety trzeba było liczyć na Hiszpanki. A już tam stało się to, co się stało…

Related Articles