Skip to main content

W środku tygodnia w Anglii gra Puchar Ligi Angielskiej. To wczesna faza, bo dopiero 1/16 finału. Dla czołowych drużyn Premier League to w ogóle pierwszy etap rywalizacji. Spotkania Manchester City – Chelsea moglibyśmy się spodziewać np. w finale, ale los zrządził tak, że już dziś obejrzymy prawdziwy hicior.

Podczas gdy Arsenal zagra z Brighton, Man Utd z Aston Villą, Liverpool z Derby, a Tottenham z Nottingham, Citizens i The Blues będą musieli rywalizować ze sobą. Jednego z gigantów angielskiej piłki zabraknie w kolejnej rundzie. Niby to nic wielkiego, wszakże Pucharem Ligi nikt nie przejmuje się choćby na równi z Pucharem Anglii, ale szansa na jedno trofeum umknie. Optymista powie zaś, że spadnie ciężar grania w jednych nie do końca potrzebnych rozgrywkach.

Rozgrywek EFL Cup na pewno nie lekceważy Pep Guardiola. Jego Manchester City sięgał po to trofeum w sezonach 17/18, 18/19, 19/20 i 20/21, czyli cztery razy z rzędu. Obywatele wygrywali też Puchar Ligi w sezonie 15/16, ale wówczas jeszcze nie pod wodzą Katalończyka. Rok temu hegemonię City w EFL Cup zatrzymał West Ham. Młoty wyrzuciły Obywateli za burtę rozgrywek, a potem same odpadły. Puchar nad głowę wznieśli zawodnicy Liverpoolu, którzy po piekielnie długiej serii rzutów karnych pokonali Chelsea. Dla The Blues to kolejna porażka po karnych w finale tego pucharu, bowiem to samo zdarzyło się w 2019 roku. Tamten finał został zapamiętany przez Kepę, który nie chciał zejść z boiska, mimo że trener Maurizio Sarri przygotował zmianę na karne.

Wróćmy jednak do teraźniejszości. Chelsea przyjeżdża na Etihad Stadium świeżo po porażce 0:1 z Arsenalem. The Blues grają w kratkę. Wydawało się, że Graham Potter wyprowadził zespół na właściwą drogą, ale ostatnie wyniki w lidze na pewno nie zadowalają fanów klubu. Po remisach z Brentford i Man Utd przyszły porażki z Brighton (1:4 sic) i Arsenalem. Chelsea wylądowała na 7. miejscu i traci do lidera 13 punktów. To już na tyle dużo, by sądzić, że ekipa ze Stamford Bridge w wyścigu o mistrzostwo liczyć się nie będzie.

Zresztą, wyniki układają się tak, jakby scenariusz do tego sezonu napisali sobie kilka lat temu Pep Guardiola i Mikel Arteta, którzy przecież razem współpracowali w klubie z Etihad. Większość Big Six systematycznie gubi punkty, a czołowa dwójka zyskuje przewagę. Dziś na 3. miejscu znalazło się Newcastle, które traci do City 5 punktów, do Arsenalu 7. To wiele mówi. I nikt nie ma wątpliwości, że jeśli tak to będzie wyglądać jeszcze przez kilka kolejek, to głównym faworytem będą oczywiście obecni mistrzowie. Manchester City ma silniejszy na papierze skład, bardziej doświadczonego trenera, zespół zaprawiony w mistrzowskich wyścigach, a na dodatek ma Erlinga Haalanda, który strzela gole jak karabin maszynowy. Na dodatek Haaland mundial obejrzy sobie w telewizji, więc ani się nie zmęczy, ani nie wróci z Kataru z kontuzją.

O sile Manchesteru City niech świadczy również ostatni ligowy mecz. Joao Cancelo obejrzał czerwoną kartkę w 26. minucie, a zaraz potem Fulham zdobyło gola na 1:1. Mimo wszystko mistrzowie Anglii przepchnęli to spotkanie. W doliczonym czasie gry rzut karny na gola zamienił oczywiście Haaland. Dziś Guardiola nie będzie mógł skorzystać z usług wspomnianego Cancelo oraz kontuzjowanego Kyle’a Walkera. Jako że to Puchar Ligi to można się spodziewać większych rotacji. Lista kontuzji w Chelsea jest dłuższa i obejmuje nazwiska Kepy Arrizabalagi, Bena Chilwella, Wesa Fofany, Reece’a Jamesa czy N’Golo Kante. Chelsea ma szeroką kadrę, ale o komforcie w tej sytuacji trudno mówić. Do łask wrócił przecież Cesar Azpilicueta, który latem łączony był z transferem do Barcelony.

Początek konfrontacji na Etihad Stadium dziś o 21:00.

Related Articles