Liverpool jest jedyną drużyną w tym sezonie, której udało się pokonać Napoli. To zdanie wypowiedziane parę miesięcy temu nie brzmiałoby dziwnie. Gdyby ktoś po przecinku dodał jednak, że równocześnie The Reds zajmują 9. miejsce w Premier League i wygrali ledwie cztery z dwunastu meczów, byłoby to trudne do uwierzenia. Z faktami się jednak nie dyskutuje. Dziś mecz Tottenham – Liverpool i sytuacja wicemistrzów Anglii wcale nie musi się poprawić.
Pokonanie Manchesteru City 3:1 w meczu o Tarczę Wspólnoty zwiastowało raczej pasmo sukcesów w rozgrywkach 22/23. Ba, Liverpool zdołał pokonać Citizens również w lidze, ale to działo się już w środku kampanii, która jak na razie jest dla The Reds fatalna. Bo ekipie Jurgena Kloppa wychodzą pojedyncze mecze (Man City, Napoli), ale ogólny obraz nie jest na pewno dobry. Bilans w lidze już przytaczaliśmy, a do tego dochodzi zajęcie 2. miejsce w grupie Ligi Mistrzów, bo Napoli okazało się lepsze w dwumeczu (wygrało z Liverpoolem 4:1 na inaugurację).
Dużo mówi się o syndromie siódmego sezonu Kloppa. Już jako trener Mainz i Borussii przeżywał załamanie formy swoich drużyn właśnie w siódmym sezonie pracy. Teraz to samo dzieje się w Liverpoolu. O ataku na mistrzostwo Anglii można już zapomnieć. Nawet jeśli Arsenal zacznie gubić punkty, a – nie oszukujmy się – wielu ekspertów uważa, że to kwestia czasu, to jest jeszcze Manchester City. A maszyna Pepa Guardioli jak zwykle jest naoliwiona bez zarzutu. Jeśli dziś The Reds przegrają w starciu z trzecim w tabeli Tottenhamem, do mistrzów kraju będą tracić, bagatela, 16 punktów! Do Arsenalu być może nawet 18, ale Kanonierzy sami mają przed sobą bardzo trudny mecz. O 13:00 grają z Chelsea.
Sprawy Kloppowi nie ułatwiają kontuzje. Niemiec próbuje zgonić na nie całe zło tego świata, co jest oczywiście sporą przesadą, zwłaszcza że Liverpool w ostatnich sezonach regularnie poszerzał i wzmacniał swoją kadrę. To już nie te czasy, gdy „Kloppo” musiał przebrnąć przez całą kampanię, korzystając z 14, góra 15 zawodników. Faktem jest jednak, że na dziś poza grą pozostają Luis Diaz, Diogo Jota, Naby Keita, Joel Matip czy Arthur.
Liczebnie mniejsze, ale jakościowe być może nawet większe problemy ma dziś Antonio Conte. Son, Richarlison i Cristian Romero to trójka graczy, która wylądowała poza składem z powodu urazów. O każdym można powiedzieć, że to gracz podstawowej jedenastki Tottenhamu. Spurs muszą jednak radzić sobie bez tych zawodników w dzisiejszym hicie. Kolejnym ciężarem, który Koguty muszą dźwigać na swoich plecach są statystyki. Mówi się, że liczby nie grają, ale Harry Kane i spółka mieli prawo nabawić się kompleksu Liverpoolu. Tottenham nie wygrał żadnego z 10 ostatnich meczów przeciwko temu rywalowi. Zremisował trzy (w tym dwa ostatnie) i przegrał pozostałych siedem. Wśród tych porażek był m.in. finał Ligi Mistrzów z 2019 roku. Gablota Tottenhamu znów nie doczekała się trofeum.
Siłę mentalną drużyna Conte pokazała w środku tygodnia i w poprzedniej ligowej kolejce. Z Bournemouth Tottenham przegrywał 0:2, by finalnie wygrać 3:2. Z kolei z Marsylią było 0:1, co eliminowało drużynę z północnego Londynu z Ligi Mistrzów. Udało się jednak opanować sytuację, wyrównać, a potem strzelić zwycięskiego gola. Tottenham udowodnił więc charakter, a morale w zespole jest dziś wysokie, nawet mimo kontuzji tak ważnych graczy. Liverpool wprawdzie pokonał Napoli, a to w tym sezonie zadanie z gatunku najtrudniejszych, ale z drugiej strony w Premier League przegrał kolejno z Nottingham i Leeds. A to z kolei kompromitacja.
Wyliczaliśmy sobie nieobecnych po obu stronach, ale gdy spojrzymy na listę obecnych, to również mamy naprawdę zacne towarzystwo, z Kanem i Salahem na czele. Początek spotkania na Tottenham Hotspur Stadium o 17:30.