To koniec pierwszej fazy grupowej. Na zakończenie Polki zmierzyły się z Turcją, czyli kandydatkami do medali. Wyszło, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Biało-Czerwone toczyły wyrównany bój i przegrały dopiero po tie-breaku. W drugiej fazie czeka je trudne zadanie, bo ich przeciwnikiem będą m.in. mistrzynie świata – Serbki oraz mistrzynie olimpijskie – Amerykanki.
Do tej pory obydwie reprezentacje rywalizowały ze sobą 21 razy, ale aż 15-krotnie wygrywały Turczynki. Ostatni raz Polska triumfowała w meczu towarzyskim w 2015 r., czyli dawno, dawno temu… W poprzednim tekście wspominaliśmy o meczu Polska-Turcja, pisząc: „Faworytem jest Turcja i nawet jeżeli Polki przegrają po tie-breaku, to będzie to spory sukces.” Jednak wiecie co? Z perspektywy obejrzanego już meczu wygląda to inaczej. Można było przecierać oczy ze zdumienia, że to ta sama reprezentacja, co w Lidze Narodów albo towarzyskim turnieju w Neapolu. Owszem, pojawiały się błędy z naszej strony, bo to normalne, jednak Polki momentami grały doskonale, szczególnie w bloku, gdzie brylowała Agnieszka Korneluk. Do końcowego tryumfu brakowało naprawdę niewiele. Najbardziej szkoda seta numer dwa, który był na wyciągnięcie ręki przy stanie 23:23, ale najpierw błąd zagrywki, potem blok i… szkoda gadać. A to, że było to wyrównane spotkanie, najlepiej oddaje liczba wszystkich punktów, gdzie było 106:105 na naszą korzyść. Niestety jednak tutaj trzeba wygrywać te najważniejsze piłki…
Mecz zaczęliśmy bez zmian w składzie: Agnieszka Korneluk, Kamila Witkowska, Zuzanna Górecka, Magdalena Stysiak, Joanna Wołosz, Olivia Różański oraz Maria Stenzel.
Polska – Turcja 2:3 (25:22, 23:25, 22:25, 25:18, 11:15)
Zdecydowanie lepiej zaczęły Turczynki. Atak ze środka Zehry Gunes dał im dwupunktowe prowadzenie. Polki popełniały dużo błędów. Po ataku Ebrar Karakurt Turczynki prowadziły już pięcioma punktami (5:10). Zaczęło to trochę wyglądać, jak starcie profesorek z uczennicami, jednak Biało-Czerwone zmniejszyły dystans na dwa „oczka”. Agresywna kiwka Cansu Ozbay dała rywalkom prowadzenie trzypunktowe. Najciekawsze wydarzyło się przy stanie 16:18. Na zagrywkę poszła Olivia Różański i przy jej serwisie Polki zdobyły sześć punktów (ogółem siedem punktów z rzędu). Nie tylko odrobiły straty, ale i wyszły na prowadzenie (22:18). Wydawało się, że są w gazie, ale niestety Turczynki nie zamierzały odpuszczać i doprowadziły do remisu (22:22). Na 23:22 dla Polek w siatkę zaserwowała Meryem Boz. Piłkę setową biało-czerwone miały po ataku Olivii Różański z 6. strefy, a partię skończyła Magdalena Stysiak (25:22).
Tak jak Turczynki zawaliły końcówkę pierwszego seta, tak samo w drugim zrobiły to Polki. Można powiedzieć, że przegrały na własne życzenie, a prowadziły już trzema punktami (12:9). Po dwóch atakach Edy Erdem mieliśmy remis (13:13). W decydujący fragment Polki wchodziły, tracąc zaledwie jeden punkt (20:21). Po ataku Olivii Różański wyszły na prowadzenie (22:21). Znów wyglądało to świetnie, w górze było kilka piłek na 23:21, ale niestety to Turcja wygrała długą akcję. W samej końcówce Kamila Witkowska posłała zagrywkę minimalnie w aut, a Gałkowska została zablokowana i mieliśmy 1:1. W takim momencie, przy stanie 23:23, po prostu nie można posłać zagrywki w aut… a zrobiła to Kama Witkowska. To podłamało zespół po świetnych grach w obronie, czy godnych zapamiętania blokach, jak ten Szlagowskiej na 20:20, gdzie aż oszalała z radości. Później czytelna podwójna wystawa do Gałkowskiej i przegraliśmy seta. Najbardziej oczy bolały od tego, że przy dobrych przyjęciach rezerwowa rozgrywająca Wenerska kompletnie nie chciała grać środkiem, marnując nasz potencjał w tym elemencie. Trochę za czytelne wystawy kosztowały nas przegraną końcówkę.
Trzecia partia bardzo długo była wyrównana. Żadna z drużyn nie potrafiła zbudować przewagi wyższej niż punkt. Dopiero przy stanie 17:17 Turczynki zdobyły dwa „oczka” z rzędu i do końca nie oddały tego prowadzenia. Chociaż Polki jeszcze próbowały i zbliżały się na dystans jednego punktu, to nie mogły przełamać rywalek (19:20). Gdy ze stanu 19:20 zrobiło się 19:23, to już mało kto wierzył w wygraną Polek. Końcówka należała do jednej osoby – Hande Baladin. Kończyła ważne piłki i zdobyła cztery jakże ważne punkty, bo jeszcze dołożyła ekstra dość szczęśliwego asa. Rywalki wyciągały do nas rękę i też chciały zawalić końcówkę, bo mówiąc ironiczne, tak nakazywała tradycja tego spotkania. Raz dotknęły siatki, potem oddały punkt po nieudanej zagrywce, potem kiepsko przyjęły naszą zagrywkę i była nawet szansa na 23:24, ale Różański została zablokowana.
Tu rozsądek nakazywał skreślenie Polek, ale te się nie poddały. Podrażnione w czwartą odsłonę weszły z nową energią. Po ataku Magdaleny Stysiak prowadziły 3:1. Kiwka Joanny Wołosz dała w pewnym momencie czteropunktową przewagę (10:6). Bardzo dobrze w tym secie spisywała się nasza podstawowa atakująca. Najpierw skończyła atak, a potem dołożyła asa serwisowego i było już 16:10. Polki tego seta miały pod całkowitą kontrolą. Blok Stysiak i Alagierskiej-Szczepaniak zakończył partię wynikiem 25:18. A więc czekał tie-break.
Akcje, które zadecydowały o wygraniu tie-breaka miały miejsce przy stanie 4:4. Wówczas Turczynki zdobyły cztery punkty z rzędu (4:8). Gdy zablokowana została Gunes, Polki zmniejszyły stratę do dwóch punktów (8:10). W końcówce błędy popełniały nie tylko zawodniczki, ale także sędzia. I to w dwóch akcjach z rzędu… Niestety przy pierwszej akcji trener Lavarini sprawdził czy było pole, zamiast ewidentnego dotknięcia bloku i w rezultacie punkt dla Turczynek został podtrzymany, bo był aut. W drugiej akcji już dobrze został zgłoszony challenge i też był ewidentny blok. To mogło wyprowadzić z równowagi. Szczególnie Stysiak wyglądała na wściekłą po takich decyzjach, bo to ona atakowała w drugiej akcji. Ostatecznie to Turczynki po ataku Edy Erdem wygrały 15:11, ale znów dwie popsute zagrywki w ważnym momencie… najpierw Wołosz oddała tak Turcji punkt numer 12, a potem Korneluk punkt numer 14. W taki sposób nie można było wygrać.
Nie tylko gra drużyn była wyrównana, ale także statystyki. Obydwie ekipy zdobyły po cztery asy serwisowe. Dużo więcej popełniły błędów w polu zagrywki (P:15, T:18). Ogólnych błędów także więcej popełniła Turcja, bo 29, natomiast Polska pomyliła się 26-krotnie. Kolejny mecz z rzędu Biało-Czerwone grały dobrze blokiem. Tym elementem zapunktowały 12 razy, a rywalki 9. Najwięcej punktów w polskiej ekipie zdobyła Magdalena Stysiak (31), która atakowała ze skutecznością 50%. Z kolei najwięcej „oczek” dla Turcji wywalczyła Ebrar Karakurt, której skuteczność wynosiła 44%.
Do kolejnej fazy Polki awansowały z czwartego miejsca z bilansem trzech zwycięstw i dwóch porażek. Ważna informacja organizacyjna – najważniejsze są ZWYCIĘSTWA, nie punkty. Można więc wygrać cztery mecze po 3:2 i być wyżej w tabeli od ekipy, która wygra trzykrotnie po 3:0, ale przegra raz 2:3, choć punktowo wyglądałoby to tak, że pierwsi mają osiem punktów, a ci drudzy dziesięć. To oczywiście nie zdarza się często, ale w naszej grupie doszło do takiej sytuacji, że Tajki mające 10 punktów skończyły nad Dominikaną, która miała tych punktów 11.
Grupę B wygrała Turcja, która przegrała zaledwie jeden mecz – 2:3 z Tajlandią. Tyle samo wygranych miała Tajlandia, ale więcej po pięciosetówkach, więc straciła jeden punkt do liderek. Trzecie miejsce zajęła Dominikana, która miała trzy wygrane i dwie porażki (jak my), ale wyprzedziła nas liczbą punktów, które liczą się w drugiej kolejności. W następnej rundzie drużyny z grupy B zmierzą się z tymi z grupy C. Biało-Czerwone pierwszy mecz rozegrają we wtorek o 20:30 z Serbkami (obrońca tytułu). Kolejnymi przeciwniczkami będą Amerykanki (5.10.), Kanadyjki (7.10.) oraz Niemki (8.10.). Na pierwszy ogień idą aktualne (jeszcze) mistrzynie świata oraz wicemistrzynie Europy. Serbki wygrały grupę C, tracąc zaledwie dwa sety w meczu z Bułgarkami. Polska i Serbia spotkały się raz w tym sezonie. W meczu towarzyskim lepsze okazały się mistrzynie świata. Było wtedy 3:1. Jak będzie teraz? Oczywiście serce chciałoby, żeby Polki wygrały, ale rozum wie, że to mało realne. Tym bardziej, że Serbki są w gazie. W ostatnim meczu fazy grupowej rozjechały Amerykanki 3:0 (25:20; 25:23; 25:15). Porażka nie przekreśla naszych szans, ale później trzeba będzie już wygrać trzy mecze po kolei i to najlepiej za trzy punkty…