Przed nami kolejny pucharowy czwartek. O ile nie musimy martwić się o Raków, który jest o krok od awansu do IV rundy eliminacyjnej Ligi Konferencji, o tyle kwestia awansu jest otwarta w przypadku Lecha. Kolejorz przegrał pierwszy mecz z islandzkim Vikingur Reykjavik.
Zaczynamy jednak od wicemistrzów Polski. Raków swoje rewanżowe spotkanie ze Spartakiem Trnawa rozpocznie o 18:00. Podopieczni Marka Papszuna wygrali na Słowacji 2:0 i są w komfortowej sytuacji. Wprawdzie w niedzielę w meczu ligowym z Górnikiem Zabrze Raków potknął się po raz pierwszy w tym sezonie, ale wydaje się, że z tej porażki nie można wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Do tej pory Raków wygrywał wszystko jak leci, a w Zabrzu wyraźnie zabrakło skuteczności i odrobiny szczęścia. Z kolei Spartak w ostatni weekend zremisował 2:2 z Ziliną. Po czterech meczach rywale Rakowa mają bilans 1-2-1 i zajmują w słowackiej Fortuna lidze 6. miejsce.
Niestety, w dzisiejszym meczu ze Spartakiem nie zagra ważny piłkarz Rakowa, Ben Lederman, który w Zabrzu doznał kontuzji. Przedłuża to listę ważnych ogniw drużyny, które nie są do dyspozycji trenera Papszuna – przypomnijmy, że poza grą są Andrzej Niewulis, Tomas Petraszek i Marcin Cebula. Niewykluczone, że swoją szansę otrzyma sprowadzony niedawno z Górnika Zabrze Bartosz Nowak. Jeśli Raków przypieczętuje awans, na co oczywiście liczymy, trafi na zwycięzcę pary Panathinaikos – Slavia Praga. Po pierwszym meczu bliżej awansu są Czesi, którzy wygrali 2:0. Dziś rewanż w Atenach.
Lecha w walce o fazę grupową Ligi Europy czekałby teoretycznie znacznie słabszy przeciwnik, jakim na 90% będzie Dudelange z Luksemburga. Niestety, problem polega na tym, że Lech sam musi wygrzebać się z kłopotów, a nawet jeśli to zrobi, to w obecnej formie wcale nie musi być murowanym faworytem dwumeczu z Dudelange. I nawet nie trzeba chyba przypominać kompromitacji Legii sprzed kilku lat…
Lech zresztą, jak na polską drużynę przystało, sam pisze bogatą historię europejskich wpadek. Zeszłotygodniowe 0:1 w stolicy Islandii wpisuje się w to znakomicie. To przecież nie jest pierwszy raz, kiedy Kolejorz nie daje rady w starciu z Islandczykami – w 2014 roku podopieczni Mariusza Rumaka odpadli ze Stjarnan. W pierwszym meczu również było 0:1 i rewanż również rozgrywany był w Poznaniu. Zbyt wiele podobieństw, by spać spokojnie.
Spać spokojnie nie można jednak przede wszystkim ze względu na dyspozycję mistrzów Polski, którzy wygrali w tym sezonie zaledwie dwa mecze – oba przed własną publicznością w pucharach. Wygrana z Karabachem na niewiele się zdała, bo w rewanżu Kolejorz został stłamszony. Z kolei wysokie zwycięstwo z Dinamo Batumi praktycznie przesądziło losy dwumeczu i remis w rewanżu nie pokrzyżował szyków drużynie Johna van der Broma.
A’propos holenderskiego szkoleniowca – siedzi on na coraz bardziej gorącym krześle. Lech zdobył zaledwie punkt w trzech ligowych meczach, a na dzień dobry przegrał spotkanie o Superpuchar Polski z Rakowem. Wstydliwe porażki w Azerbejdżanie i Islandii, przedzielone tylko remisem w Gruzji. Naprawdę bilans Lecha w tym sezonie jest nadspodziewanie mizerny. Szkoleniowca w tej trudnej sytuacji cieszyć musi powrót do gry obrońców – Antonio Milicia i Filipa Dagerstala. W wielu poprzednich spotkaniach rolę stopera pełnić musiał z konieczności zawodnik, dla którego nie była to nominalna pozycja. Powrót wspomnianej dwójki nieco rozwiązuje ręce van der Bromowi, ale nie oznacza koniec kłopotów. Lubomir Satka, Bartosz Salamon czy Adriel Ba Loua nadal są poza grą.
Podczas gdy Lechici wywalczyli swój pierwszy ligowy punkt w tym sezonie, remisując z Zagłębiem Lubin, ich islandzki przeciwnik również remisował w lidze. Vikingur podzielił się punktami z Fram (3:3). Start dzisiejszego meczu przy Bułgarskiej w Poznaniu o 20:30.