Skip to main content

Reprezentacja Polski dostała bolesną lekcję siatkówki. W półfinałowym meczu Ligi Narodów przegrała 0:3 z USA. Tym samym w finale zagrają Amerykanie, a Biało-Czerwonym pozostało tylko starcie o brązowy medal. W drugim półfinale Francuzi pokonali Włochów.

Półfinały zapowiadały się ciekawie. W pierwszym zmierzyli się mistrzowie świata (Polska) z brązowymi medalistami mundialu (USA), a w półfinale numer dwa rywalizowali mistrzowie Europy (Włochy) z mistrzami olimpijskimi (Francja). Sama siatkarska śmietanka! Nie będziemy dłużej się rozpisywać, tylko od razu przejdziemy do podsumowania tych półfinałów.

Polska – USA 3:0 (22:25, 23:25,13:25)
Faworytami byli Polacy, chociaż po 1/4 z Iranem było widać, że maszyna Grbicia się zacięła. Amerykanie radzili sobie coraz lepiej. Pokonali Brazylijczyków i byli żądni rewanżu na Polakach za porażkę w fazie grupowej. Wówczas Polacy wygrali 3:1, ale w bułgarskiej Sofii Amerykanie grali jeszcze bez swojej gwiazdy, rozgrywającego Micaha Christensona. Kiedy ten wrócił do zespołu, to jakość gry od razu się polepszyła.

Na początku półfinału obydwie drużyny nie wstrzymywały ręki zarówno w ataku jak i w polu serwisowym, co skutkowało kilkoma błędami w tych elementach. Chociaż Bartosz Kurek jako pierwszy ustrzelił asa serwisowego i Polacy mieli lekką dwupunktową przewagę (3:1). Tylko na tym etapie taka zaliczka nic nie znaczy. Atak po skosie w aut Aarona Russella dał sygnał do przerwy technicznej (12:11). Po tej pauzie Polacy mieli przestój, nie potrafili poradzić sobie z odbiorem zagrywek Kyle’a Ensinga. W rezultacie Amerykanie zdobyli trzy punkty z rzędu (12:14). Nietypowo, bo dwoma atakami popisał się rozgrywający Micah Christenson i Nikola Grbić musiał interweniować (13:16). Po przerwie to Polacy popisali się serią punktową i wyszli na prowadzenie (17:16). Najpierw atak ze środka Mateusza Bieńka, potem as serwisowy Jakuba Kochanowskiego i udany kontratak Kamila Semeniuka pozwoliły wrócić do gry. Tym razem to amerykański szkoleniowiec przerwał „show” Polakom. Amerykanie często psuli zagrywkę, jednak końcówka należała do nich i wygrali trzema punktami (22:25). W polskiej ekipie w kluczowych momentach zabrakło przede wszystkim dokładności przyjęcia i skuteczności skrzydłowych, zwłaszcza bohatera tie-breaku z Iranem, Kamila Semeniuka. Ten w pierwszym secie spisał się bardzo słabo, jego skuteczność wynosiła zaledwie 25%, na osiem ataków skończył tylko dwa.

W drugiej partii Semeniuk był już bardziej skuteczny, wreszcie także w ataku zaczął punktować Bartosz Kurek. Nadal jednak po naszej stronie było mnóstwo błędów w zagrywce. Początek tej odsłony był identyczny jak poprzednia. Żadna z drużyn nie potrafiła wyjść na wyraźne prowadzenie. Gdy Amerykanie wpadli w siatkę, zespoły zeszły na przerwę techniczną (12:11). Jako pierwsi na trzypunktowe prowadzenie wyszli Polacy (18:15), ale taki stan rzeczy długo się nie utrzymał. Zepsuta zagrywka i autowy atak Śliwki pozwoliły rywalom złapać kontakt punktowy (19:18). Po dwóch kontratakach Ensinga to Amerykanie wyszli na prowadzenie 21:20. W decydującym fragmencie seta znowu oni okazali się lepsi i po potrójnym bloku na Semeniuku wygrywali już 2:0 w całym spotkaniu.

Trzecia partia była dla nas tragiczna. Kochanowski został zablokowany na środku, Kurek uderzył w aut na czystej siatce, pomylił się też Semeniuk i Amerykanie prowadzili 5:2. Ich przewaga tylko rosła. Gdy Torey Defalco ustrzelił serwisem Pawła Zatorskiego (od przyszłego sezonu PlusLigi będą to klubowi koledzy) prowadzili już (8:3). Kolejnego asa dołożył David Smith i dystans wynosił już sześć „oczek” (10:4). Polacy mieli olbrzymie problemy w przyjęciu. Micah Christenson nie tylko skutecznie rozgrywał piłki między swoich kolegów, ale czasami sam też sobie zaatakował. Biało-Czerwoni grali bardzo chaotycznie, a Amerykanie nie tracili koncentracji (10:18). DeFalco nie wstrzymywał ręki w polu serwisowym (w całym meczu sześć asów serwisowych!), dzięki czemu wyprowadził swoją drużynę na 11-punktowe prowadzenie. Ten set to był dramat w wykonaniu Polaków, a najlepszym podsumowaniem niech będzie sposób w jaki zakończyła się ta partia, a w efekcie cały mecz. Przy stanie 13:24 Tomasz Fornal zaserwował w siatkę. W całym spotkaniu Polacy mieli cztery asy serwisowe, a Amerykanie dziewięć, nasi siatkarze popełnili aż 16 błędów w polu zagrywki, a rywale 11. Z kolei błędów ogółem po naszej stronie było 22, a u Amerykanów 18. Ci zmiażdżyli Polaków w trzecim secie, dlatego zasłużenie awansowali do finału Ligi Narodów. Polakom pozostała walka o brązowy medal.

Włochy – Francja 0:3 (22:25, 20:25, 15:25)
Ten półfinał pod pewnym względem był podobny do starcia Polski z USA. Dwa sety walki, a trzeci to totalna dominacja jednej drużyny. W całym spotkaniu Francuzi „ustrzelili” 11 asów serwisowych, a ich rywale zaledwie dwa. W tym elemencie Włosi zostali zmiażdżeni. Azzurri popełnili 20 błędów, a „Trójkolorowi” 14. Do podstawowego składu mistrzów olimpijskich wrócił Earvin N’Gapeth. Przyjmujący napsuł dużo krwi Włochom, jego techniczne sztuczki doprowadzały ich do szału. Raz obił, raz kiwnął, raz uderzył mocno. Pierwszego seta zakończył ze skutecznością 66% w ataku, a w przyjęciu wcale nie był gorszy. W drugiej partii Włosi grali dobrą siatkówkę, ale na Francuzów to nie wystarczyło. We Francji funkcjonowało wszystko. Jenia Grbennikov bronił takie piłki, że dłonie same składały się do oklasków. Z kolei Antoine Brizard wystawiał piłki praktycznie z każdej pozycji, a niektóre naprawdę były trudne. W trzecim secie mieliśmy do czynienia z siatkarskim nokautem, chociaż i tak Włosi zdobyli o dwa punkty więcej niż Polacy. Francuzi tego seta zagrali na luzie, jakby byli na treningu. Italia już od stanu 1:6 chyba pogrzebała swoje marzenia, bo nic jej nie wychodziło. Po wygranych trzech setach „Trójkolorowi” awansowali do finału.

Mecz o 3. miejsce między Polską a Włochami zostanie rozegrany o 18:00, a finał pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Francją o 21:00. Wszystkie te drużyny rywalizowały ze sobą w fazie zasadniczej. Na tamtym etapie Amerykanie pokonali Francuzów po bardzo zaciętej walce. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebny był tie-break. Wiadomo, że finał rządzi się swoimi prawami. Gdyby porównywać półfinały, to mistrzowie olimpijscy są delikatnym faworytem do wygrania czwartej edycji Ligi Narodów. Obydwie drużyny ryzykują na zagrywce, więc istotne komu tego dnia będzie ona lepiej „siedziała”. Z kolei w meczu Polska – Włochy sercem jesteśmy za naszymi, ale w fazie grupowej to Azzurri byli górą, wygrywając 3:1. Należy jednak pamiętać, że wtedy Polacy nie grali w najmocniejszym składzie.

Related Articles