
W piątek start naszej Ekstraklasy. Mówi się, że wśród ślepców jednooki jest królem. I właśnie o wyłonienie tego jednookiego tutaj chodzi. Faworytem nr 1 jest ubiegłosezonowy król, czyli Lech Poznań. Ten sam Lech, który kilka dni został brutalnie obnażony na arenie międzynarodowej.
Jeszcze nigdy mistrz Polski nie odpadł z eliminacji Ligi Mistrzów przed startem nowego sezonu Ekstraklasy. Ale dla naszych drużyn naprawdę nie ma rzeczy niemożliwych. Jak tak dalej pójdzie to granice żenady zostaną przesunięte tak daleko, że nie zdziwi nas porażka z ekipą z San Marino czy Gibraltaru. Zresztą, remis na Gibraltarze mamy już odhaczony za sprawą Legii. Nie jest to tak daleka historia. Tak więc niezależnie od dzisiejszych wyników Lechii i Pogoni do jutrzejszego startu Ekstraklasy przystępuje z dystansem i łagodnie uśmiechnięci. I jest to uśmiech politowania.
FAWORYCI CI SAMI
Jedno jest pewne – nie zmienia się grono głównych faworytów do tytułu mistrzowskiego. Faworytem nr 1 jest Lech Poznań, który w dobrym stylu wygrał rozgrywki 21/22. Wprawdzie w Kolejorzu nie ma już Jakuba Kamińskiego czy Pedro Tiby, a przede wszystkim Macieja Skorży, ale wydaje się, że te ubytki da się załatać. Alfonso Sousa i Heorhij Citaiszwili mają potencjał, by zostać gwiazdami ligi, a i trener John van der Brom liznął trochę większej piłki niż nasza Ekstraklasa. Baty na Kaukazie to jedno, ale w lidze znów może być dobrze.
Dobrze dla ligi byłoby, gdyby poważne wyzwanie Lechowi rzuciła Legia Warszawa, która ma za sobą jeden z najgorszych sezonów w XXI wieku – brak awansu do europejskich pucharów i ledwie 10. lokata w lidze. Kibice stołecznego klubu zostali ciężko doświadczeni przez swoich piłkarzy, a przede wszystkim przez nieudolnie zarządzającego klubem Dariusza Mioduskiego. Legia wciąż ma jednak duży potencjał finansowy, który może zamienić na sportowy. Pytanie czy Kosta Runjaić już w pierwszym sezonie przy Łazienkowskiej zbuduje mocną drużynę. Mioduski raczej nie jest cierpliwy w stosunku do trenerów, więc brak natychmiastowych efektów pracy może kosztować byłego trenera Pogoni stanowisko, a wtedy dowiemy się o kolejnej zmianie koncepcji… Legia straciła paru ważnych piłkarzy – wymieńmy choćby Mateusza Hołownię, Tomasa Pekharta czy Artura Boruca. Obiecujące są jednak transfery Makany Baku, Roberta Picha czy Pawła Wszołka – każdy z nich dał się już poznać w Ekstraklasie z bardzo dobrej strony.
Raków po dwóch wicemistrzostwach, dwóch Pucharach Polski i dwóch Superpucharach musi mierzyć wyżej. Teraz Marka Papszuna w pełni zadowoli tylko “micha”. Raków to przykład klubu zarządzonego spokojnie i rozsądnie, a progres wyników i jakości sportowej widać gołym okiem. Lato pod Jasną Górą dość spokojne – póki co udało się zatrzymać Iviego Lopeza, a drużynę opuścili raczej wyłącznie mało znaczący piłkarze. Po stronie zysków na pewno Fabian Piasecki oraz grecki stoper, Stratos Svarnas.
Grono kandydatów do tytułu uzupełniamy o pozostałych dwóch pucharowiczów. Pogoń przez dwa ostatnie sezony pod wodzą trenera Runjaicia pokazała, że stać ją na rywalizację z najlepszymi. Portowcy to zresztą kolejny przykład, że systematyczna i rzetelna praca popłaca. Szczecinianie latem pozyskali Pontusa Almqista z Utrechtu. To napastnik o ciekawym CV, choć jego zdobycze strzeleckie w żadnym z dotychczasowych klubów nie zachwycały. Linię obrony zasilił za to Leo Borges, Brazylijczyk z rezerw FC Porto.
Lechia jak na razie nie dokonała żadnych istotnych ruchów transferowych, ale w klubie jest stabilnie, a trener Tomasz Kaczmarek okazał się godnym zastępcą Piotra Stokowca. Czy jakości starczy na grę o tytuł? To dość mało prawdopodobne, ale futbol kocha niespodzianki, a ta na pewno nie byłaby największą nawet w ostatnim dziesięcioleciu – pamiętamy przecież casus Piasta Gliwice, który nawiasem mówiąc także może być mocny, choćby dlatego, że trener Waldemar Fornalik pracuje spokojnie od prawie 5 lat.
BENIAMINKI NIE DO SPADKU?
W zeszłym sezonie dwa z trzech beniaminków wróciły skąd przyszły – mowa o Górniku Łęczna i Termalice Bruk-Bet Nieciecza. Sensacyjnie grono spadkowiczów uzupełniła Wisła Kraków, więc na derby grodu Kraka w tym sezonie nie mamy co liczyć, tak jak na pojedynek dwóch Wiseł. Czy los tych klubów podzielą tegoroczne beniaminki?
Wydaje się, że nie jest to takie oczywiste. Widzew nie po to od lat pukał na powrót do bram Ekstraklasy, by szybko się z nią żegnać. W Łodzi jest koniunktura na piłkę, a trener Janusz Niedźwiedź ma niezły zespół. Kandydatem na wyróżniającą sie postać w lidze jest Jordi Sanchez – to ograny już Hiszpan, który z niejednego iberyjskiego pieca jadł piłkarski chleb. Wiemy doskonale, że Hiszpanie w Ekstraklasie potrafią radzić sobie bardzo dobrze.
Widzew do elity awansował z 2. miejsca, bowiem pierwszoligowe rozgrywki wygrała Miedź Legnica. Drużyna z Dolnego Śląska wraca do Ekstraklasy po trzech latach, teraz pod wodzą Wojciecha Łobodzińskiego, który zbudował mocną drużynę. Jeronimo Cacciabue jeszcze niedawno był na celowniku klubów z La Liga i Serie A, ale póki co Argentyńczyk z Newell’s Old Boys trafił do Legnicy. To defensywny pomocnik i mocny kandydat do bycia jednym z lepszych graczy w lidze. Zresztą, Miedź to niezła Wieża Babel – w kadrze są zawodnicy z Hiszpanii, Chile, Brazylii, Belgii, Szwajcarii, Niemiec, Czarnogóry, Danii, Curacao (sic), a teraz jeszcze Argentyńczyk z rodzimego klubu Leo Messiego.
Trzeci beniaminek to kielecka Korona, która wróciła do najwyższej klasy rozgrywkowej po wygranych barażach. Transfery Sasy Balicia czy Adama Dei pokazują, że w stolicy Świętokrzyskiego aspiracje na ten sezon kończą się na walce o utrzymanie, ale z drugiej strony ściągnięty z Łęcznej Bartosz Śpiączka powinien zapewnić około 10 goli zespołowi Leszka Ojrzyńskiego.
JEŚLI NIE BENIAMINKI, TO KTO?
Omówiliśmy beniaminki i żadnemu nie da się jednoznacznie przypiąć łatki murowanego kandydata do spadku. W ogóle ciężko wskazać taki klub w całej 18-zespołowej stawce. Może Stal Mielec? Rok temu dzięki znakomitej jesieni udało się wypracować sporą zaliczkę, ale wiosna obnażyła słabość drużyny. Ekipę z Podkarpacia opuściło gros piłkarzy, ale taka sama wywrotka zawodników zaparkowała pod stadionem w Mielcu. Czy Adam Majewski ułoży z tego sensowną drużynę?
Wśród potencjalnych spadkowiczów bukmacherzy widzą także poznańską Wartę. Niby Dawid Szulczek dał się poznać jako dobry trener i nikt w Poznaniu długo nie płakał po Piotrze Tworku, ale z drugiej strony kadrowo mówimy o jednej ze słabszych drużyn. W dodatku karierę zakończył Łukasz Trałka, który mimo zaawansowanego wieku jak na piłkarza, ciągle był wiodącą postacią Warty.
Sporą niewiadomą stanowi Górnik Zabrze, który zeszły sezon zakończył w górnej części tabeli, ale dość niespodziewanie pożegnał się z trenerem Janem Urbanem, co w środowisku uznane zostało za ruch pozbawiony sensu. Do Ekstraklasy wraca Paweł Olkowski, z Legii udało sie ściągnąć Szymona Włodarczyka, a do tego nowy szkoleniowiec Bartosch Gaul postawił na niemiecki zaciąg. Ciekawe co z tego wyniknie…
W kategorii kretyńskich zmian trenera zabrzanie nie pobili chyba jednak Radomiaka, który po paru słabszych tygodniach rundy wiosennej pożegnał się z architektem sukcesów w ostatnich latach, Dariuszem Banasikiem. Mimo że Radom opuścił latem najlepszy strzelec, Karol Angielski, to chyba widmo spadku nie zajrzy w oczy klubu z Mazowsza. Szczególnie, że kandydatem gwiazdę Ekstraklasy jest Roberto Alves, ściągnięty ze szwajcarskiego Winterthur, gdzie w ubiegłym sezonie w 33 meczach strzelił 12 goli. A jest to pomocnik!
Kibice w Białymstoku mają prawo obawiać się o Jagiellonię. Drużynę przejął nowy trener, Maciej Stolarczyk, który zastaje mocno odmienioną Jagę. Z Białymstokiem pożegnało się wielu piłkarzy, ale dobra wiadomość dla fanów podlaskiej ekipy jest taka, że nie ma wśród nich Jesusa Imaza. Największa gwiazda Jagiellonii zostaje w drużynie. Pytanie, czy będzie miał z kim pograć, bo w zeszłym sezonie na grę białostoczan patrzyło się ciężko.
Jeszcze gorzej patrzyło się na Zagłębie Lubin i Śląsk Wrocław, szczególnie wiosną. Polityka Zagłębia wygląda sensownie – trener Stokowiec został na stanowisku, z klubem żegnają się głównie słabi gracze (wyjątkiem jest Patryk Szysz), a wzmocnienia są obiecujące. Wspomnijmy choćby o wracającym Damianie Boharze, wracającym Jarosławie Jachu czy Marko Poletanoviciu, który nie zdołał uratować krakowskiej Wisły przed spadkiem. W Śląsku ruchów transferowych jest więcej, a zespołem opiekuje się już nie trener Tworek, a Ivan Djurdjević. Odchodzą m.in. Robert Pich, Waldemar Sobota, Dino Stiglec, Wojciech Golla czy Fabian Piasecki, ale jest też dużo transferów przychodzących. Martin Konczkowski, Nahuel Leiva, Rafał Leszczyński czy przede wszystkim John Yeboah – na nich we Wrocławiu liczą. Ten ostatni to Niemiec ghańskiego pochodzenia, który był nawet półfinalistą Euro U-17 w 2017 roku z reprezentacją naszych zachodnich sąsiadów.
ŚREDNIAKI I NIC WIĘCEJ?
Nie na ilość, a wreszcie na jakość postawiła Cracovia. Wszyscy twierdzą, że 23-letni Patryk Makuch, sprowadzony z Miedzi Legnica, ma zadatki na czołowego strzelca ligi. Bramki strzelać potrafi także inny nowy nabytek, Fin Bejamin Kallman, który dwa sezony temu był nawet królem strzelców rodzimej ligi w barwach Interu Turku. Ten duet powinien wypełnić lukę w ofensywie po odejściu Pelle von Amersfoorta. Ciekawym transferem Pasów jest też Japończyk Takuto Oshima, który ostatnio grał w lidze słowackiej.
Wielkich aspiracji nie ma Wisła Płock, która zaliczyła udany sezon 21/22, ani przez moment nie martwiąc się o ligowy byt. Nafciarze sprowadzają latem głównie krajowych graczy, a wyjątkiem jest Hiszpan Davo. Niby nigdy w karierze Półwyspu Iberyjskiego nie zawojował, ale wiemy doskonale, że wymagania Ekstraklasy są dużo niższe.
Wspominaliśmy już o Piaście, któremu również bliżej do roli średniaka niż kandydata do podium. Ciekawe czy Piastunki utrzymają w składzie Damiana Kądziora, o którego na razie bezskutecznie zabiegał Lech. Zastąpienie tego gracza byłoby bardzo trudne. Poza tym w Gliwicach względny spokój.
JESZCZE DUŻO SIĘ WYDARZY
Pamiętajmy, że okienko transferowe potrwa jeszcze przez półtora miesiąca, więc wiele może się jeszcze zmienić. Na pewno Lech, Raków, Pogoń i Lechia niektóre ruchy transferowe uzależniać będą od swojego progresu w europejskich pucharach, czyli w walce o Ligę Konferencji. Jednak liga startuje już jutro. I jak to w naiwnym życiu kibica bywa – znów damy się oczarować najlepszym. Zauroczeni w kwietniu albo maju będziemy sądzić, że tym razem nasze eksportowe ekipy są w stanie powalczyć w Europie. Ani się obejrzymy, a znów spotka nas rozczarowanie, ale na ukojenie ruszy nowy sezon. I tak w kółko.