Skip to main content

Jorge Sampaoli odszedł z Marsylii i już wiemy, że jego następcą został Igor Tudor, doskonale zorientowany na rynku Serie A. To bardzo dobra wiadomość dla Milika, który z poprzednim trenerem był skonfliktowany.

Arkadiusz Milik to piłkarz nieschematyczny, którego trudno jednoznacznie ocenić. Jedni spojrzą na liczbę jego bramek w minionym sezonie, których było 20 i powiedzą, że przecież swoje do siatki trafił, napastnika rozlicza się z liczb i nie ma się o co czepiać. Do tego strzelił aż tyle goli, kiedy nawet nie dogadywał się ze swoim trenerem i media rozpisywały się o ich konflikcie, więc podwójny szacun. Inni zauważą, że przez całą jesień praktycznie nie istniał w klubie, a kilka goli strzelił amatorom w Pucharze Francji. A skoro miał problemy w Napoli i ostatnio w Marsylii, to coś musi być z nim nie tak. Swoje robi też jego dzrowie, które jest dość liche. Zadebiutował w nowym klubie 23 stycznia 2021 roku, zdążył wystąpić w dwóch meczach, zdobyć bramkę z Lens i szybciutko musiał pauzować przez kontuzję uda.

W tym sezonie jego powrót się przedłużał. Jeszcze latem przyjechał na zgrupowanie reprezentacji Polski, ale po szczegółowych badaniach, treningach z obciążeniem i konsultacjach z doktorem Jaroszewskim, podjęto decyzję, że nie nie ma szans na występ na Euro. Wtedy też nie popisał się Paulo Sousa, który miał listę rezerwowych zrobioną na odczepnego i nikogo z niej w miejsce napastnika nie dowołał. Milik konsultował możliwość gry na mistrzostwach w czerwcu, a wrócił do gry… niemal cztery miesiące później. Dość długo jego absencja się przeciągała i była, cóż… irytująca. Już miał wracać do pełnych obciążeń, ale nie wracał. Sampaoli pod nieobecność Polaka wymyślił całkiem skuteczny sposób na rywali – Dimitriego Payeta na fałszywej dziewiątce. Milik wrócił i momentami jakby był… duchem na boisku. W 617 uzbieranych minut zdobył tylko jedną bramkę, stracił miejsce w pierwszym składzie, przechorował COVID-19. Takie występy nie przystoją piłkarzowi z najwyższym kontraktem w klubie.

Polak trochę się rozbudził. Na początku lutego z Angers dostał 90 minut, co było rzadkością i… zdobył hat-tricka. A w kolejnym spotkaniu usiadł na ławce rezerwowych. Wszedł na 15 minut z Metz i swoim golem dał Marsylii zwycięstwo. I wtedy wybuchł większy konflikt. Milik po meczu powiedział, że są pewne rzeczy, których nie rozumie, ale stara się wykonywać swoją pracę. Sampaoli później to skomentował i nie był zadowolony. Kpił wręcz z Polaka, mówiąc, że nie wie czego tu można nie rozumieć. Jednocześnie chwalił Milika, choć oczywiście kurtuazyjnie. Od razu skontrował sam siebie – no fajnie, jest Milik, dobrze gra, ale co go obchodzi jeden piłkarz, skoro musi dbać o cały zespół i całokształt.

Potem w 1/16 Ligi Konferencji strzelił dwa gole Karabachowi. To był jego najlepszy czas w sezonie. Sampaoli zdjął go z boiska przed 70. minutą. Milik jeszcze sobie nagrabił, bo kopnął butelkę przy ławce rezerwowych, a Sampaoli poczuł się urażony, choć mówił, że takie gesty go nie obchodzą. Obóz Marsylii od tej pory się podzielił – na zwolenników Sampaoliego, gry Payetem na dziewiątce i na tych, którzy byli za Polakiem i nie rozumieli braku konsekwencji trenera. Argentyńczyk nie lubił się z Milikiem. W pierwszym półfinale Ligi Konferencji wpuścił go na pięć minut, ale znów był świeżo po krótkiej kontuzji mięśniowej. Wówczas “L’Equipe” pisał o trudnych relacjach obu panów. Milik dostał szansę z Lyonem od początku, ale Marsylia się ośmieszyła, przegrywając 0:3. A on nie trafił na 1:0 do pustej bramki z pięciu metrów. I tak to właśnie z nim było. Niejednoznacznie.

Teraz powinien mieć spokojniejszą głowę. “L’Equipe” pisał, że jedną z przyczyn odejścia był konflikt z poszczególnymi zawodnikami, nie tylko z Milikiem. I przede wszystkim z prezesem – Pablo Longorią, który nie rozumiał braku zaufania do najlepiej opłacanego piłkarza. Sampaoli jednak zdobył wicemistrzostwo, choć był to bardziej wyścig żółwi. Ale Ligę Mistrzów w Marsylii przywrócił. Igora Tudora też czeka poważne wyzwanie, sezon temu poprowadził Hellas do 9. miejsca w lidze, a jego zespół był bardzo niewygodny. Ogrywał Romę, Lazio, Juventus, Atalantę. Teraz będzie jednak grał na dwóch frontach. Kilka dni temu pojawił się sensacyjny news od Morgana de Sanctisa, dyrektora sportowego Salernitany, że klub interesuje się Milikiem. Trudno sobie wyobrazić taki ruch, zejście z tygodniówki i zamianę klubu z Ligi Mistrzów na taki, który będzie się bił o utrzymanie w Serie A. Zatem Milik będzie prawdopodobnie budował zaufanie u nowego trenera. Na pewno jest lepiej niż było.

Related Articles