Skip to main content

W Bułgarii polscy siatkarze wygrali cztery mecze na cztery i to za maksymalną liczbę punktów. Pokonali Brazylię, Kanadę, Australię oraz Stany Zjednoczone. Dzięki temu awansowali na drugie miejsce i praktycznie jedną nogą są już w ćwierćfinale.

Na pierwszy turniej grany w kanadyjskiej Ottawie Nikola Grbić zabrał ze sobą praktycznie rezerwowy skład. Do Sofii polecieli już zawodnicy, którzy mają być głównymi motorami tej reprezentacji. W składzie znaleźli się ci, których zabrakło w Kanadzie, tj: Bartosz Kurek, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski, Grzegorz Łomacz oraz zawodnicy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Zanim przejdziemy do omówienia poszczególnych meczów, to jeszcze „mała” dygresja. Polacy w Sofii nie tylko zmagali się z rywalami na boisku, ale i z problemami organizacyjnymi. Siatkarze donosili, że ich pokoje nie były sprzątane oraz brakowało ręczników. Nie to jednak było najbardziej żenujące. Bartosz Kurek i Tomasz Fornal musieli sobie zrobić mały spacerek, bowiem w pokojach hotelowych brakowało… papieru toaletowego. Na szczęście nie wpłynęło to na grę polskich siatkarzy.

Brazylia – Polska 1:3 (16:25, 25:22, 16:25, 22:25)
Pierwszy mecz i wielki hit. Polska – Brazylia to starcie, które zawsze wyzwala dodatkowe emocje. Chociaż to spotkanie Biało-Czerwoni wygrali pewnie 3:1, to nie zabrakło walki, szczególnie w drugim i czwartym secie. Pierwsza i trzecia partia to wyraźna dominacja Polaków. W polskim zespole wszystko dobrze funkcjonowało, za to Brazylijczycy nie potrafili znaleźć swojego rytmu, chociaż wydawało się, że wygrana w drugim secie doda im wiatru w żagle. W jedynej zwycięskiej dla Canarinhos odsłonie Polacy popełnili dużo błędów własnych, jednak nie można odmówić Brazylijczykom tego, że poprawili swoje przyjęcie, co od razu przełożyło się na atak.

Zespół z Ameryki Południowej od początku do końca kontrolował przebieg tego seta. Z kolei w czwartej partii Polacy prowadzili już dziesięcioma punktami i wszystko wskazywało na to, że to będzie kolejny wysoko wygrany set. Rywale jednak nie powiedzieli ostatniego słowa i po efektownej serii (siedem punktów z rzędu) zbliżyli się na dwa punkty (18:20). Na szczęście nie udało im się doprowadzić do tie-breaka. Ważnym elementem, który bardzo dobrze funkcjonował w polskim zespole przez całe spotkanie, była zagrywka. Najwięcej asów posłał Mateusz Bieniek, aż siedem. Natomiast najlepiej punktującym był Bartosz Kurek, który zdobył 16 „oczek”.

Polska – Kanada 3:0 (25:16, 25:18, 25:16) i Polska – Australia 3:0 (25:17, 25:19, 25:14)
Co tu dużo pisać? To mecze z cyklu tych bez historii. Obydwa wygrali Polacy bardzo pewnie, po 3:0. Żadnej z drużyn nie udało się ani razu przekroczyć granicy 20 zdobytych punktów. Biało-Czerwoni dominowali we wszystkich setach od początku do końca, a rywale byli tylko tłem do ich gry. Już pewnie treningi reprezentacji Polski są bardziej wyrównane i emocjonujące. Przynajmniej pograli sobie zmiennicy, czyli Kaczmarek, Kłos czy Kwolek.

USA – Polska 1:3 (25:21, 23:25, 24:26, 22:25)
Mecz na szczycie. To drużyny, które miały na koncie tylko po jednej porażce. Od mocnego uderzenia rozpoczęli mecz Biało-Czerwoni, znakomicie w ataku spisywał się Kamil Semeniuk. Amerykanie od początku mieli spore problemy w przyjęciu zagrywki, w ataku nie zawodził Jakub Kochanowski (3:7). Nagle jednak ze stanu 4:9 zrobiło się 9:10. Polacy męczyli się w ataku, a Amerykanie w tym elemencie grali bardzo swobodnie, pewnie też przyjmowali zagrywkę (22:18). Bardzo dobrze punktował Russell i to on zakończył inauguracyjną partię (25:21). Drugi i trzeci set były zbliżone. Polacy praktycznie cały czas musieli odrabiać straty. Dopiero w końcówkach rozstrzygali je na swoją korzyść. Czwarty okazał się tym ostatnim. Po nieudanym ataku Bieńka i zbiciu DeFalco było 3:0 dla USA. Amerykanie utrzymywali kilkupunktowe prowadzenie do momentu, gdy Kamil Semeniuk odpalił się z zagrywką (5:6). Polacy za sprawą błędów przeciwnika wyrównali na 9:9. Po udanej akcji ofensywnej Semeniuka Polski zespół odskoczył na 18:16. Potem po atakach Śliwki i Kurka udało się objąć prowadzenie 23:21 i mieć ważną, dwupunktową przewagę. Kosmiczny mecz rozegrał Bartosz Kurek. Atakujący zdobył 23 punkty i skończył aż 21 ataków na 28, co dało mu gigantyczne 75% w ataku. WOW!

Po drugiej kolejce Polska awansowała na pozycję wicelidera. Ma tyle samo punktów, co prowadząca w tabeli Francja (21), jednak „Trójkolorowi” prowadzą minimalnie, mając tylko jeden set przegrany mniej. Polska i Francja to dwa zespoły, które przegrały tylko po jednym spotkaniu. Podium zamykają Włochy z 19 „oczkami”. Po dotychczasowych meczach „czarnym koniem” zdecydowanie jest Japonia. Z 18 punktami zajmuje 4. miejsce. W drugiej kolejce pokonała Argentynę, Włochy oraz Słowenię, a przegrała jedynie z Francją. Do rozegrania zostały jej jeszcze spotkania z: Australią, Kanadą, Niemcami oraz Brazylią. Tabelę zamyka Australia, która wygrała tylko z Bułgarią. Ostatnią kolejkę podopieczni Nikoli Grbicia rozegrają w Polsce. Wszystkie mecze Biało-Czerwonych odbędą się o godz. 20:00. Rywalami będą Irańczycy (5.07.), Chińczycy (7.07.), Holendrzy (9.07.) oraz Słoweńcy (10.07.). Do awansu wystarczy nam tylko jedna wygrana. Kogo tym razem wystawi serbski szkoleniowiec? Czy da odpocząć najlepszym, a postawi na zmienników? Wydawałoby się, że najgroźniejszym rywalem jest Słowenia, jednak w tegorocznej edycji Ligi Narodów nie radzi sobie zbyt dobrze. Z 9 punktami zajmuje dopiero 10. miejsce. Dobrze jednak wiemy, że granie ze Słoweńcami najzwyczajniej w świecie nam „nie leży”. Holandia oraz Iran zajmują odpowiednio 7. oraz 8. miejsce, a Chiny 13. W związku z tym Polacy są zdecydowanymi faworytami w tych starciach.

Dobra postawa Polaków w Bułgarii sprawiła, że umocnili się oni na prowadzeniu w rankingu FIVB. Ich przewaga nad drugimi Brazylijczykami wzrosła z 15 do 25 punktów. Na 3. miejsce awansowali Francuzi. Największy awans zaliczyli Japończycy, po drugim turnieju awansowali w rankingu z 10. na 7. miejsce.

Related Articles