Skip to main content

Polki nie będą miło wspominały podróży do Tajlandii. Tam rozegrały drugą rundę fazy grupowej Ligi Narodów. Na cztery spotkania udało im się wygrać zaledwie jedno. Po ośmiu meczach Biało-Czerwone spadły na 9. miejsce w ogólnej tabeli rozgrywek. Podobnie jest w przypadku najnowszego rankingu FIVB, gdzie także zaliczyły spadek.

Ostatnio cieszyliśmy się z awansu polskich siatkarzy na pierwsze miejsce w rankingu FIVB. Niestety, w przypadku naszych siatkarek już tak kolorowo on nie wygląda. Trzy porażki w drugiej rundzie fazy grupowej przyczyniły się do tego, że Polki wypadły z czołowej dziesiątki w rankingu najlepszych drużyn narodowych. Podopieczne Stefano Lavariniego zostały wyprzedzone o trzy punkty przez Holenderki i obecnie plasują się na 11. pozycji. Za nimi są Niemki i Belgijki, które tracą odpowiednio siedem i 12 „oczek”. Na czołowych miejscach bez zmian. Liderkami rankingu wciąż są Amerykanki, a za nimi Brazylijki i Chinki.

Japonia – Polska 3:0 (25:21, 25:21, 25:21)
Japonia to rewelacja dotychczasowych kolejek Ligi Narodów. To ona była faworytem w starciu z Polską. Urwanie punków przez Biało-Czerwone byłoby miłym zaskoczeniem. Od początku spotkania było widać, że to drużyna z „Kraju Kwitnącej Wiśni” będzie dyktowała warunki. W inauguracyjnej partii rozpoczęła od prowadzenia 6:1. Polska nie potrafiła znaleźć skutecznych rozwiązań w ataku, a przewaga Japonek nadal się powiększała (11:4). Drużyna z Azji spokojnie kontrolowała dalszy przebieg tego seta. Z kolei druga partia w wykonaniu Polek wyglądała już nieco lepiej. Do stanu 15:15 toczyła się bardzo wyrównana walka. Przy prowadzeniu jednym punktem Polki seriami zaczęły popełniać błędy i zrobiło się 19:17 dla Japonek. Mimo walki, straty nie udało się już odrobić, kolejny set padł łupem rywalek. Ostatnia partia przypominała nieco pierwszą, bo Azjatki rozpoczęły z wysokiego „c” (7:4). W pewnym momencie ich przewaga wzrosła do siedmiu punktów, jednak chwilę później Polki popisały się serią punktową i było tylko 18:16. Trener Manabe poprosił o przerwę dla swojej drużyny, co wybiło z rytmu nasze zawodniczki. Japonki znowu odjechały i mecz zakończył się w trzech partiach. Forma Polek? Stabilna, wszystkie sety przegrane do 21…

Polska – Tajlandia 3:2 (22:25, 27:29, 25:16, 25:16, 15:13)
Po pierwszej kolejce Tajlandia była jednym z zaskoczeń Ligi Narodów, przegrała zaledwie jeden mecz, a zanotowała wygrane z Serbią, Bułgarią oraz Chinami. Niestety, przed meczem z Polską przeciwniczki musiały zmierzyć się nie tylko z naszą drużyną, ale i koronawirusem. W reprezentacji Tajlandii wykryto aż osiem przypadków COVID-19. By mogły w ogóle zagrać, w trybie pilnym pozwolono im ściągnąć rezerwowe zawodniczki. Szczęście w nieszczęściu, że z podstawowego składu wypadły tylko dwie zawodniczki, jednak głębi składu brakowało. O ile w pierwszym secie lekką przewagę miała Tajlandia, o tyle w drugim gra była bardzo wyrównana. Do tego stopnia, że do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była gra na przewagi. Ponownie lepsze okazały Tajki, ale tym razem ich wygrana była minimalna. Zrobiło się gorąco, bo Polki przegrywały już 0:2. Wrzuciły piąty bieg i kolejne dwa sety to była deklasacja, nasze najlepsze dwa sety w tym mini-turnieju. Tajlandii nie udało się nawet dojść do głosu. Biało-Czerwone doprowadziły do tie-breaka i to on miał rozstrzygnąć, która z drużyn zgarnie dwa punkty. Początek piątego seta był wymarzony dla polskiej ekipy (6:2). Potem wpadły w dołek, nie potrafiły skończyć ataków i zaczęły popełniać sporo błędów. Tajki to wykorzystały i doprowadziły do remisu. Ostatecznie to Biało-Czerwone wygrały minimalnie, dwoma punktami, popisując się niezłym come backiem w całym meczu.

Polska – USA 0:3 (12:25, 21:25, 16:25)
Mecz bez historii, nie ma nawet czego opisywać. Polki miały tutaj niewiele do powiedzenia. To był teatr jednej reprezentacji. Pierwszy set absolutna deklasacja, drugi przeciętny, choć ugrane 21 punktów, a trzeci to dobicie Polek, które były już bez wiary. Premierową i końcową partię pomińmy, nie będziemy kopać leżącego. Zanim Polki zdążyły się rozpędzić, to Amerykanki kończyły już seta. Najwięcej walki mogliśmy oglądać w drugiej odsłonie. Do stanu 7:7 była wyrównana gra, potem Biało-Czerwone straciły aż pięć punktów w jednym ustawieniu. Amerykanki dobrze blokowały i blok nieźle współpracował z obroną, co umożliwiało im skuteczne kontrataki. Co prawda polskie siatkarki zdołały odrobić stratę, a nawet… wyjść na prowadzenie. Końcówka jednak należała już do Amerykanek. Polki popełniły niewiele błędów własnych, ale kiedy miały to zrobić? Mecz zakończył się w trzech szybkich setach. Przeciwniczki były poza zasięgiem i pokazały ile brakuje nam do najlepszych.

Belgia – Polska 3:2 (25:20, 15:25, 25:22, 22:25, 15:13)
To spotkanie to istny rollercoaster. Biało-Czerwone po raz kolejny zagrały bardzo nierówno. W pierwszym secie Polki traciły, odrabiały, traciły… i tak cały czas. Przegrywały 6:10, doprowadziły do remisu po 10:10, by zaraz znowu przegrywać 13:18. Gra podopiecznych Stefano Lavariniego się zacięła, brakowało dokładnego przyjęcia, ataku i było dużo nerwowości. Belgijki do końca nie oddały już prowadzenia. Drugi set i… totalnie odmieniony zespół. Gra Polek wyglądała jak z bajki, w ataku skuteczność odzyskała Różański, nasze siatkarki punktowały blokiem i prowadziły 8:2. Cały czas utrzymywały przewagę i spokojnie kontrolowały seta. Przeciwniczkom dały ugrać tylko 15 punktów. Niestety skutecznej gry nie kontynuowały w kolejnym secie. W odrabianiu strat Polkom nie pomagały zepsute zagrywki i Belgijki prowadziły już 11:5. Poczuły się pewnie i przejęły kontrolę. Biało-Czerwone ruszyły jeszcze w pogoń, ale było już za późno. Zepsuta zagrywka zakończyła trzecią partię. Czwarty set był bardzo wyrównany, Polska nie miała żadnego marginesu błędu. W głównej mierze dzięki Czyrniańskiej i Łukasik udało się doprowadzić do tie-breaka. Początek piątej odsłony ułożył się znakomicie dla Polek, bowiem prowadziły 4:1, a potem 9:5. Cztery punkty przewagi to już dobra zaliczka, jednak od tego momentu Polska tylko jeden punkt, a Belgia aż cztery. Wkrótce było już po 12:12.  Punktowa zagrywka dała Belgijkom piłkę meczową (14:13), a kolejna zakończyła spotkanie.

Po drugiej kolejce zmagań Polska z 11 punktami zajmuje 9. miejsce. Do liderek, czyli Japonek, traci aż 12 „oczek”. To jedyny zespół, który do tej pory nie przegrał. Na drugiej pozycji są Amerykanki, które przegrały tylko z Japonią. Podium uzupełniają Brazylijki. Biało-Czerwone, żeby awansować do ćwierćfinału, muszą zająć minimum 8. lokatę, na której aktualnie znajduje się Tajlandia. Polki tracą do zaledwie jeden punkt. Tabelę zamyka Korea Południowa, która nie wygrała ani jednego meczu. Tylko jedno zwycięstwo ma Holandia, ale ona przegrała trzy mecze po tie-breaku. W ostatniej kolejce fazy grupowej podopieczne Stefano Lavariniego rozegrają swoje mecze w Bułgarii. Tam rywalkami będą Włoszki (29.06. o 19:00), Chinki (30.06. o 15:30), Dominikanki (2.07. o 12:30) oraz gospodynie z Bułgarii (3.07. o 19:00). O ile wygrana z Bułgarią to absolutne minimum, to pokonanie Włoszek i Chinek będzie bardzo trudne. Dodatkowo jest jeszcze Dominikana, która traci do Polski zaledwie dwa punkty. W podobnej sytuacji jest Tajlandia, która zmierzy się z Koreą Południową, Dominikaną, Brazylią oraz Włochami. Zapowiada się zacięta walka do ostatniego meczu o awans do fazy pucharowej. Ten na pewno jest w naszym zasięgu.

Related Articles