W poniedziałek odbyła się Gala Ekstraklasy, która była podsumowaniem zakończonego dwa dni wcześniej sezonu. A my z podsumowaniem pojawiamy się dziś. Jak zwykle – wyróżniamy blotki (najgorszych) i asy (najlepszych).
BLOTKI
Dariusz Mioduski – pewniak w tej rubryce. Legia kończąca sezon w dolnej połówce tabeli to przed sezonem wydawał się scenariusz całkowicie wydumany, oderwany od rzeczywistości. A jednak! Awans do fazy grupowej Ligi Europy i zwycięstwa nad Spartakiem oraz Leicester zbiegły się w czasie z fatalną serią w lidze. Legia wylądowała w strefie spadkowej, a potem nawet na ostatnim miejscu w lidze! Mioduski zwolnił Czesława Michniewicza, udzielał wielu wywiadów, zapowiadał sprowadzenie Marka Papszuna, a finalnie musiał uśmiechnąć się do Aleksandara Vukovicia, który… wciąż był na kontrakcie w Legii. „Vuko” spokojnie wyprowadził Legię ze strefy spadkowej, ale niczego dobrego o postawie ustępujących mistrzów Polski napisać nie można. W kolejnym sezonie Legii w europejskich pucharach nie zobaczymy, a Mioduski zmienił już koncepcję. Nie Papszun, a Kosta Runjaić został nowym opiekunem drużyny. Ciekawe tylko, ile razy jeszcze zmieni się koncepcja…
Władze Wisły Kraków – przekonanie o „niespadywalności” Wisły Kraków doprowadziło ich do tego… że Wisła z ligi spadła. Stąpanie po cienkim lodzie trwało od paru lat, aż w końcu przyszedł sezon, w którym Biała Gwiazda żegna się z Ekstraklasą. Można winić słabych piłkarzy, ale ktoś ich przecież zatrudnił. Można winić trenera Jerzego Brzęczka, który wygrał tylko 1 z 14 meczów, ale ktoś przecież uznał, że wujek na stanowisko szkoleniowca to dobry pomysł. Można winić trenera Adriana Gulę, ale Słowaka też ktoś pod Wawel ściągnął, a potem go zwolnił. Nawiasem mówiąc zwolnił, gdy Wisła była jeszcze nad kreską. Lista grzechów włodarzy krakowskiej Wisły jest długa. Teraz muszą oni stawić czoła temu, co stało się rzeczywistością, czyli grze w I lidze w sezonie 22/23. To nie koniec świata, ale lekcja pokory. Można z niej wyciągnąć odpowiednie wnioski i wrócić z ciekawszym projektem sportowym niż ten z zakończonych rozgrywek. Wisła napakowana zagranicznym szrotem skończyła tak, jak skończyć powinna. Smutne, brutalne, ale prawdziwe.
Wiosenny Radomiak – nominacja zarówno dla piłkarzy, którzy w żaden sposób nie potrafili nawiązać do świetnej jesieni, jak i trenera Dariusza Banasika, który nie potrafił wykrzesać z zespołu ikry. Ale przede wszystkim znów dla klubowych sterników z panem Sławomirem „Panem Sławkiem” Stempniewskim. Zwolnienie Banasika to ruch absurdalny i niewytłumaczalny, a z czasem okazało się, że dziwnych sytuacji w Radomiu jest znacznie więcej. Rumuński lekarz bez uprawnień, podejrzany dyrektor sportowy z Mołdawii i wszędzie ciągnący się swąd niedopowiedzeń i bylejakości. Piłkarze przykrywali to jesienią, grając i punktując ponad stan. Wiosna obnażyła słabość beniaminka, który może w przyszłym sezonie być jednym z głównych kandydatów do spadku.
ASY
Ivi Lopez – MVP sezonu i król strzelców ligi. Hiszpan był naprawdę dla Rakowa postacią bezcenną. Strzelał z gry i rzutów wolnych, zaliczył 6 asyst, błyszczał w najważniejszych meczach. Rakowowi w końcówce sezonu zabrakło trochę paliwa i mistrzostwo Polski zostało wypuszczone z rąk, ale nie można nie docenić Iviego. Gdy narzekamy na jakość zagranicznych piłkarzy w Ekstraklasie, to jednocześnie chcemy, by takich Lopezów było jak najwięcej. Zresztą, w gronie tych znakomitych „stranieri” można by spokojnie wymienić jeszcze Joao Amarala, Mikaela Ishaka, Josue, Joela Pereirę, Antonio Milicia, Frana Tudora i jeszcze pewnie kilku innych. Szkoda, że dominują dziady…
Marek Papszun – wicemistrzostwo i Puchar Polski w sezonie 20/21, a teraz powtórka w sezonie 21/22. Wciąż brakuje kropki nad „i” w postaci mistrzostwa, ale mówimy o trenerze Rakowa Częstochowa, klubu, który jeszcze niedawno marzył o Ekstraklasie. W Częstochowie wielka piłka dopiero staje się faktem, co najlepiej widać na przykładzie perypetii ze stadionem. Jednak mądre zarządzanie klubem i powierzenie drużyny trenerowi Papszunowi przynosi efekty. Raków ugruntował swoją pozycję w polskiej piłce i przed kolejnym sezonem po prostu musi być wymieniany w gronie kandydatów do tytułu. To zasługa szkoleniowca, który nie miał na pewno najsilniejszej kadrowo ekipy, a jednak niemal do samego końca walczył o złoto.
Lech Poznań – nie może zabraknąć wyróżnienia dla mistrzów kraju. I będzie to wyróżnienie na wielu poziomach. Dla władz klubu, które nie bały się wydawać pieniędzy i budować bardzo silnej kadry. Dla trenera Macieja Skorży, który zgarnął przecież już niepierwszy swój tytuł mistrzowski w karierze. Ale i dla piłkarzy – wymienionych już wyżej Amarala, Ishaka, Pereiry, Milicia, ale i innych – Salamona, Tiby, Rebocho, Kamińskiego, Murawskiego, Ramireza, Ba Louy, Skórasia czy Kownackiego. A było ich więcej. Lech miał szeroką kadrę, wielu świetnych piłkarzy spędzało całe mecze na ławce, a jednak to wszystko przyniosło zamierzony efekt. Po latach upokorzeń i niespełnionych nadziei na trofea, teraz Lech jest pany! A po finale Pucharu Polski pachniało naprawdę wielką smutą i podwójną koroną dla Rakowa. Jednak ta historia ma happy end dla poznańskiego stulatka. I fajnie, bo przecież oglądanie co roku tego samego mistrza Polski jest nudne, a nasza liga w tym sezonie nudna na pewno nie była. A między innymi dzięki świetnej grze Lecha, mecze oglądało się bardzo przyjemnie. Przynajmniej niektóre.