Już w niedzielę koniec sezonu w Premier League. Dwóch spadkowiczów z elity znamy, ale nie wiemy, kto jako trzeci pożegna się z angielską ekstraklasą. Przywołując klasyka polskiej piłki – o spadek walczą Burnley, Leeds i Everton. Dziś dwie z tych ekip zagrają bardzo istotne mecze.
Punktowo w najgorszej sytuacji jest Burnley. The Clarets mają 34 punkty i są w strefie spadkowej. Punkt więcej ma Leeds, dwa oczka więcej Everton. Jednak z tej trójki tylko Leeds ma do rozegrania już raptem jeden, niedzielny mecz. Burnley i Everton wyjdą na boisko również dziś.
Jeśli Burnley zdobędzie dziś choćby punkt w meczu z Aston Villą, wówczas opuści strefę spadkową, spychając tam właśnie Pawie z Leeds. Z kolei Everton może dziś już na 100% zapewnić sobie ligowy byt – potrzebne jest zwycięstwo przed własną publicznością z Crystal Palace. Remis także będzie korzystny, ale gwarancji utrzymania jeszcze nie da.
W tym miejscu warto jeszcze spojrzeć na zestaw par ostatniej kolejki, bo to może okazać się rozstrzygające. Everton czeka wyjazdowe spotkanie z Arsenalem, który w ostatnim tygodniu koncertowo zaprzepaścił (prawdopodobnie ostatecznie) szansę na Ligę Mistrzów. Leeds zagra na wyjeździe z Brentford, które wzięło przykład właśnie z Leeds i jako beniaminek zajmuje miejsce w środku stawki, będąc jednym z oczarowań ligi. U siebie zagra za to Burnley. Rywalem będzie Newcastle, które podobnie jak Brentford ma 46 punktów i podobnie jak Brentford świetnie spisywało się szczególnie w drugiej części sezonu. Wniosek? Żaden z zainteresowanych walką o utrzymanie zespołów nie ma łatwego zadania. O tym, że w Premier League nie ma odpuszczania najdobitniej w poniedziałek przekonał się Arsenal, który przegrał z Newcastle 0:2.
Patrząc z kolei na formę wydaje się, że w najgorszej jest Leeds. Ekipa z Elland Road nie wygrała od 9 kwietnia. To już pięć kolejnych meczów bez zwycięstwa. Inna sprawa, że między remisami z Crystal Palace i ostatnio z Brighton drużyna Jessego Marscha miała niezbyt przychylny terminarz – mecze kolejno z Man City, Chelsea i Arsenalem. Burnley byłoby już pogrzebane, gdyby nie zryw w końcówce kwietnia, kiedy drużyna wygrała po kolei z Southampton, Wolves i Watfordem. Ostatnie dwa mecze The Clarets przegrali, uznając wyższość Aston Villi i Tottenhamu. Z kolei Everton zapunktował w nieoczywistych meczach – ograł Chelsea i Leicester. Gdy wydawało się, że The Toffees spokojnie się utrzymają, przyszedł tylko remis z Watfordem i porażka z Brentford. Mimo wszystko dziś wystarczy pokonać Crystal Palace i Frank Lampard uniknie wstydliwego wpisu do CV ze spadkiem Evertonu.
Swoje CV może za to nieźle „pobrudzić” wspomniany Marsch. Amerykanin sezon rozpoczynał jako trener RB Lipsk. To on miał kontynuować świetną pracę Juliana Nagelsmanna, które podkupił Bayern. Kilka miesięcy Marscha w Lipsku okazało się jednak niewypałem. Już 5 grudnia mógł on szukać sobie nowej pracy, a drużynę wicemistrza Niemiec niebawem objął Domenico Tedesco. To on poskładał te klocki do kupy, dzięki czemu w kolejnym sezon Champions League znów nie zabraknie ekipy spod znaku czerwonego byka. Marsch w końcówce lutego postanowił przejąć Leeds po Marcelo Bielsie i podjąć się misji utrzymania Pawi. Niewykluczone jednak, że sezon 21/22 będzie podwójną klęską amerykańskiego trenera. Dużo zależy od wyników dzisiejszych meczów. Jeśli Burnley i Everton wygrają, Leeds w niedzielę nie będzie już zależne wyłącznie od siebie.