Liga Europy, spadkobierca tradycji Pucharu UEFA, rozgrywana jest od sezonu 2009/10. Dziś rozegrany zostanie 13. finał tych rozgrywek i po raz pierwszy wygra ktoś spoza Anglii i Półwyspu Iberyjskiego. Na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan w Sewilli zagrają ze sobą Eintracht Frankfurt i Rangers.
Statystyki dotychczasowych finałów Europa League są naprawdę zdumiewające. Osiem zwycięstw drużyn z La Liga (w tym cztery Sevilli), trzy wiktorie ekip z Premier League i rodzynek w postaci FC Porto, które sięgało po Ligę Europy 11 lat temu. Ale idąc dalej i poszerzając listę o finalistów, nie otrzymamy zbyt wielkiej różnorodności. Dochodzi ukraińskie Dnipro, holenderski Ajax, francuska Marsylia i włoski Inter. Poza tym znów – Anglia, Hiszpania i Portugalia.
125 tys. do zgarnięcia na finale Ligi Europy
W obsadzie finałów próżno więc szukać ekip z Bundesligi i szkockiej Premiership. Zresztą, nie ma co ukrywać – Eintracht i Rangersi w finale to spora niespodzianka, patrząc na to, jakie drużyny odpadały z rozgrywek po drodze. Wśród faworytów wymieniano Sevillę, Barcelonę, Napoli, FC Porto, RB Lipsk, Atalantę Bergamo i Borussię Dortmund. Jednak każda z tych firm prędzej czy później pożegnała się z Ligą Europy, a w finale w akcji zobaczymy właśnie niemiecko-szkocką batalię.
Smaczku rywalizacji na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan dodaje fakt, że dla obu drużyn jest to mecz o Ligę Mistrzów. Eintracht zajął w lidze niemieckiej zaledwie 11. miejsce, a punktowo bliżej mu było do barażu o utrzymanie niż gry w europejskich pucharach. Zresztą, podopieczni Olivera Glasnera nie wygrali żadnego z ośmiu ostatnich meczów lidze. Widać było wyraźnie, że wajcha została przestawiona w całości na Ligę Europy. W nieco innej sytuacji są Rangersi, którzy zostali wicemistrzami Szkocji. To dla nich żaden sukces, bo nawet średnio zorientowany kibic wie, że Celtic i Rangers są niemal skazane na mistrzostwo i wicemistrzostwo, a więc ten, który zajmie 2. miejsce, jest de facto przegranym. Wicemistrz Premiership bezpośredniej przepustki do Champions League nie dostaje, ale może przebijać się przez eliminacje, zatem nawet w wypadku porażki dziś wieczorem, ekipa Giovanniego van Bronckhorsta wciąż będzie miała szansę na grę w piłkarskiej elicie w sezonie 22/23.
Kogo dziś zabraknie? W Eintrachcie kontuzje wykluczają Martina Hintereggera i Dianta Ramaja. Ten drugi i tak nie byłby na pewno podstawowym wyborem Glasnera na pozycji bramkarza. Jeśli chodzi o Rangersów to w akcji nie zobaczymy Ianisa Hagiego, Filipa Helandera i Alfredo Morelosa.
Obsada finału jest zaskakująca, ale to nie koniec niespodzianek. Wielce prawdopodobne, że królem strzelców tegorocznej edycji Ligi Europy zostanie… obrońca. Liderem jest bowiem piłkarz Rangersów, James Tavernier. 30-latek strzelił 7 bramek i przegonić go dziś może jedynie Daichi Kamada, pomocnik Eintrachtu, który ma 5 trafień. Czy jednak pokusi się o dublet lub hat-trick? To mało prawdopodobny scenariusz.
Obydwa kluby w swojej historii sięgały po europejskie trofea. Rangersi w 1972 roku wygrali Puchar Zdobywców Pucharów. Eintracht osiem lat później triumfował w Pucharze UEFA. Zwycięstwo w Pucharze Intertoto w 1967 roku trudno traktować na równi, bo zawsze były to rozgrywki nieco gorszego sortu.
Jakby to wszystko się dziś nie zakończyło, jedni i drudzy napisali kawał historii. Eintracht ze swoimi niezwykle oddanymi fanami, jeżdżącymi gremialnie po całej Europie, ma na rozkładzie już Betis, Barcelonę i West Ham, nie licząc grupowych rywali. Rangers pokonali choćby Borussię czy Lipsk. Fani szkockiej ekipy niedawno martwili się, czy van Bronckhorst będzie choć w połowie tak dobrym trenerem jak Steven Gerrard. Nie przypuszczali chyba, że może nawet przebić legendę Liverpoolu.
Start dzisiejszego meczu w stolicy Andaluzji o 21:00.