Legia Warszawa ma nowego-starego trenera. Sytuację w klubie będzie próbował ratować… Aleksandar Vuković. Serb po raz czwarty zostanie więc trenerem Legii i właściwie to nawet po raz czwarty w roli strażaka, bo przecież dopiero za mistrzostwo Polski dostał kontrakt "na stałe".
Po co płacić innemu trenerowi, skoro Aleksandar Vuković jest na kontrakcie do lata 2022? – pomyślał Dariusz Mioduski i wcielił pomysł w życie. Wraca więc syn marnotrawny. Jakieś trzy tygodnie temu "Vuko" udzielił wywiadu serbskim mediom i powiedział wówczas tak: – Gdyby pojawiła się oferta pracy z Legii, to odłożyłbym dumę na bok i mógłbym pomóc do końca sezonu. Wtedy wyznał też, że skoro i tak ma kontrakt do końca trwającego właśnie sezonu, to nie oczekiwałby żadnych dodatkowych pieniędzy. Prezes Legii przeczytał i pomyślał, że to przecież świetny pomysł, skoro w tym momencie i tak chodzi po prostu o poprawienie sfery mentalnej w klubie. Tym bardziej po ostatnich wydarzeniach, kiedy piłkarze po porażce z Wisłą Płock zostali pobici przez własnych kibiców, a Luquinhas i Emreli rozważają podobno rozwiązanie kontraktów.
Vuković już nie pierwszy raz jedzie z własną gaśnicą do pożaru. Taka sytuacja ma już miejsce po raz trzeci, a nawet… czwarty. Raz przejął zespół na jeden mecz po Besniku Hasim. Drugi raz przejął chwilowo Legię po tym, jak drużyna ze stolicy skompromitowała się w II rundzie eliminacji do Champions League, przegrywając u siebie 0:2 ze Spartakiem Trnava. Legię pogrążyli byli zawodnicy Ekstraklasy – Erik Grendel i Jan Vlasko, a także były trener Piasta – Radoslav Latal. W rewanżu udało się wygrać 1:0, ale to nie wystarczyło do awansu i zwolniony został Dean Klafurić. "Vuko" objął Legię na trzy mecze, przegrał w niesławnym pojedyku z Dudelange i oddał zespół w ręce Ricardo Sa Pinto. Później musiał ten zespół ratować po tym, jak Portugalczyk dokonywał prawdziwej autodestrukcji i kłócił się, z kim tylko się dało. Wtedy znów Serb był "strażakiem", ale jeszcze w maju, po zdobyciu tytułu mistrzowskiego, ustalono, że zostanie trenerem na stałe.
Cóż, skomplikowane są losy Aleksandara Vukovicia w Legii i trudno za tym wszystkim nadążyć. Tym bardziej, że niemal pewne wydawało się to, że tym razem strażakiem zostanie Leszek Ojrzyński, który był nawet na trybunach w meczu z Wisłą Płock, aż tu taki zwrot akcji… A Vuković powiedział tak serbskim mediom, a przecież nie mógł się spodziewać czegoś tak abstrakcyjnego. Zresztą te słowa można było raczej skwitować lekkim uśmiechem, a tu się okazuje, że były one prorocze. Sprawę załatwiono bardzo szybko. Logika, jeśli chociaż minimalna w tym klubie występuje, mówi nam, że Marek Papszun obejmie zatem Legię latem 2022 roku. Chociaż… może Vuković tchnie ducha w ten zespół, będzie wygrywał mecz za meczem i dostanie umowę na stałe? Brzmi to jak kolejna abstrakcja, ale akurat tutaj śmiało można zakładać wszelkie abstrakcyjne scenariusze.
Legioniści po przegranej z Wisłą Płock 0:1 wylądowali na… ostatnim miejscu w tabeli. Sytuacja jest tak fatalna, że nikomu nawet taka się nie śniła. Dariusz Mioduski musiał zareagować, bo w oczy mistrzom Polski zajrzało nawet widmo spadku i nie ma się co oburzać, bo takie są realia. Po porażce w Płocku trener Gołębiewski podał się do dymisji, a pseudokibice wtargnęli do autubusu i szarpali się z piłkarzami Legii, jak podał dziennikarz Interii – Sebastian Staszewski. Podobne informacje przekazywał też Tomasz Włodarczyk z portalu meczyki.pl. Luquinhas oberwał dość mocno, podobno dostał z łokcia i miał rozcięty łuk brwiowy. Na tę sytuację zareagowała także żona Brazylijczyka, która zamieściła post w mediach społecznościowych: – Nigdy nie wybaczę tego, co zrobili mojemu mężowi. Wpis jednak szybko zniknął, ale niesmak pozostał. Legia musi się babrać we własnym błocie.