Gdy w sierpniu ubiegłego roku Barcelona przegrywała z Bayernem 2:8, to Bawarczycy byli faworytem spotkania, ale nikt ewentualnej wygranej Barcy nie odbierałby w kategoriach sensacji czy cudu. Dziś Blaugrana potrzebuje cudu, jakim byłoby zwycięstwo w Monachium. W przeciwnym wypadku najprawdopodobniej Katalończycy pożegnają się z Ligą Mistrzów już w fazie grupowej.
Na dziś w tabeli grupy E to Barcelona jest na 2. miejscu, ale Benfica ma 2 punkty mniej i zagra u siebie z outsiderem grupy, Dynamem Kijów. Portugalczycy będą murowanym faworytem. Jeśli wygrają, sprawią, że Barcelona także będzie musiała wygrać. Remis w Monachium nie da podopiecznym Xaviego nic, bo w bezpośrednich meczach to Benfica jest lepsza. W 2. kolejce fazy grupowej drużyna Jorge Jesusa przejechała się po Barcelonie 3:0. Dwa tygodnie temu w rewanżu na Camp Nou padł remis 0:0. Barca w końcówce mogła mówić o dużym szczęściu, bo Haris Seferović przerzucił piłkę nad wychodzącym z bramki ter Stegenem, po czym spudłował. Gdyby Benfica wygrała na Camp Nou, dziś byłoby praktycznie po rybach. A tak ciągle w sercach kibiców Barcelony tli się nadzieja. Choć trudno powiedzieć, czy bardziej wynika ona z wiary w swoich ulubieńców czy raczej w Dynamo w Lizbonie.
Bayern oczywiście wygrał pierwszy mecz z Barceloną, notabene również 3:0. Dwie bramki zdobył wtedy Robert Lewandowski. Monachijczycy mają komplet punktów i dziś mogą sobie pozwolić na grę rezerwowym składem, ale Julian Nagelsmann zapowiedział już, że taryfy ulgowej dla Barcelony nie będzie. Nie zagrają wprawdzie Leon Goretzka, Joshua Kimmich, Serge Gnabry czy Marcel Sabitzer, ale to kwestia problemów zdrowotnych. Zresztą i Barcelona ma swoje problemy. Sergio Aguero, Martin Braithwaite, Ansu Fati, Pedri czy Sergi Roberto – to nieobecni po stronie Dumy Katalonii. Jak widać z powyższego, szczególnie cierpi ofensywa zespołu Xaviego. Pewniakiem do gry jest Memphis Depay i niewykluczone, że stworzy on dziś ofensywne trio z Ousmanem Dembele i Philippe Coutinho. Na papierze wygląda to nieźle, zwłaszcza na papierze od księgowej, bo wszyscy trzej kosztowali sporo pieniędzy. Ale czy będą w stanie postraszyć Bayern?
Monachijczycy w weekend wygrali ważny mecz z Borussią Dortmund. Nie było łatwo, a pomogły im nieco decyzje sędziego, ale koniec końców kolejny Der Klassiker padł łupem mistrza Niemiec. Znów zanosi się na sezon, w którym Bayernowi w Bundeslidze nikt nie zagrozi. Tak jak nikt nie zagroził im w grupie Ligi Mistrzów. Na więcej emocji można liczyć w fazie pucharowej.
Swoje do zrobienia ma dziś Robert Lewandowski. Wczoraj swoją 10. bramkę w grupie zdobył snajper Ajaxu, Sebastian Haller. Lewandowski ma 9 trafień, ale dziś okazja do podreperowania dorobku wydaje się zupełnie niezła, bo trudno o Barcelonie mówić jako o czołowej linii obrony na Starym Kontynencie. W Klassikerze Lewy zaliczył kolejny w karierze „doppelpack”, a od początku roku kalendarzowego ma już 66 bramek we wszystkich rozgrywkach. Bariera 70 jest jak najbardziej do złamania.
Dzisiejsze starcie w Monachium niestety nie będzie miało odpowiedniej atmosfery i oprawy. Władze Bawarii wprowadziły lockdown i na stadionie zasiądzie jedynie garstka oficjeli. Fani muszą oglądać mecz dwóch wielkich europejskich firm w telewizji. Szkoda, bo wydarzyć się mogą epokowe rzeczy. Barcelona w Lidze Europy nie grała jeszcze nigdy, a w poprzedniej odsłonie, czyli Pucharze UEFA, już tak dawno temu, że najmłodsi kibice nie mają prawa tego pamiętać. Dziś dla targanej finansowymi kłopotami Barcy brak awansu do 1/8 finału Ligi Mistrzów będzie ogromnym ciosem w podbrzusze. A wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że taki cios zostanie wyprowadzony. Po przyjściu Xaviego atmosfera nieco się oczyściła, a i pierwsze rezultaty pod jego wodzą były obiecujące. Cóż z tego, skoro w miniony weekend Barcelona uległa Betisowi. Czas prysł. Dziś prysnąć mogą marzenia o grze w 1/8 finału Champions League.