Przed nami ostatni akcent europejskich eliminacji do piłkarskich Mistrzostw Świata, które zostaną rozegrane pod koniec przyszłego roku w Katarze. Jedną z pierwszych reprezentacji, która uzyskała awans do tej imprezy jest Dania. O niezwykłej passie czerwono-białych mogliście przeczytać w tekście Patryka Idasiaka miesiąc temu. Dziś pochylimy się nad fenomenem Duńczyków i ich wiatrem zmian w futbolu.
Według rankingu World Happiness Report za rok 2021 Dania jest trzecim najszczęśliwszym krajem na świecie. Przy określaniu poziomu szczęścia raport bierze pod uwagę PKB na osobę, wsparcie socjalne dla mieszkańców, prognozowaną długość życia, poziom skorumpowania kraju oraz poziom swobód obywatelskich. Z perspektywy ostatnich kilkunastu miesięcy prognozowana długość życia w kraju Hamleta mogła nieco spaść. Wypadki z EURO 2021 – dramat Christiana Eriksena oraz sensacyjny półfinał z Anglią, przegrany po dogrywce – mogły przyprawić duńskich kibiców o garść siwych włosów i ładnych kilka lat mniej na emeryturze.
Historia reprezentacji Danii została naznaczona symbolicznymi występami. Piłka nożna stała się sportem profesjonalnym sportem w Danii dopiero w 1978 roku. Półfinał Mistrzostw Europy osiągnięty sześć lat później był uznawany w Kopenhadze za największy sukces duńskiego futbolu, bowiem już w pierwszym meczu turnieju Allan Simonsen, zdobywca Złotej Piłki, złamał nogę. Reprezentacja prowadzona wówczas przez Seppa Piontka została nazwana „Duńskim Dynamitem”. Historię sprzed niemal 30 lat słyszał już każdy kibic piłki nożnej. Duńczycy pojechali na Euro prosto z urlopów. O wykluczeniu Jugosławii z turnieju na mocy rezolucji ONZ dowiedzieli się 31 maja 1992, na 10 dni przed rozpoczęciem imprezy. Powszechne lekceważenie stanowiło najmocniejszy atut zespołu trenera Richarda Møllera Nielsena, którzy z marszu przystąpili do gry mimo braku kontuzjowanego obrońcy Jana Heintze i skonfliktowanego z trenerem Michaela Laudrupa (wówczas pomocnika Barcelony).
Czerwono-biali rozkręcali się powoli. Po remisie z Anglią i porażce ze Szwecją wydawało się, że odpadną z turnieju. W ostatnim meczu z typowaną do wygrania całego Euro Francją z Michelem Platinim zwyciężyli 2:1 i awansowali do półfinału. Tam czekała na nich niezwykle mocna Holandia Rinusa Michelsa. Rijkaard, van Breukelen, Koeman, de Boer, Bergkamp, Gullit, van Basten. W regulaminowym czasie gry było 2:2, dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, a w serii rzutów karnych pomylił się tylko Marco van Basten, którego strzał obronił Peter Schmeichel. Finał był teatrem jednego aktora. Kim Vilfort najpierw rozpoczął akcję zakończoną golem Johna Jensena, zaś później sam zwieńczył dzieło celnym strzałem zza pola karnego.
Rodzący się sukces Duńczyków upływał w cieniu osobistej tragedii pomocnika Broendby – jego 7-letnia córeczka Line toczyła nierówną walkę z białaczką. Vilfort podczas turnieju dwukrotnie opuszczał zgrupowanie, aby spędzić chwile z córką, której stan pogarszał się z każdym dniem. Opuścił mecz z Francuzami, a czas, w którym koledzy świętowali awans do finału poświęcił na powrót do szpitala. 26 czerwca 1992 cała Dania oszalała ze szczęścia. Kilka dni później chwilową radość Vilforta z sukcesu przerwała tragiczna wiadomość – Line przegrała walkę z chorobą.
Tegoroczna historia Christiana Eriksena i reprezentacji Danii przywołuje pewną analogie do tamtego turnieju. Tym razem zespół trenera Kaspera Hjulmanda w cieniu tragedii pomocnika Interu Mediolan osiągnął niespodziewany sukces rozpalając na nowo miłość swoich kibiców, którzy jeszcze trzy lata wcześniej wyklęli ich po skandalicznej odmowie gry piłkarzy w meczu ze Słowacją. Błahostka w sprawie wykorzystania wizerunku sprawiła, że Dania poleciała do Trnavy zespołem złożonym z futsalistów i piłkarzy niższych lig duńskich, wśród których znaleźli się m.in. strażnik więzienny, agent ubezpieczeniowy, stolarz, sprzedawca gazet i kilku studentów. Zwykłym ludzkim gestem wobec swojego kapitana Skandynawowie zyskali również sympatię fanów futbolu z całego świata. Szybki awans do mundialu i perfekcyjny bilans w grupie eliminacyjnej (komplet wygranych meczów bez straconego gola) postawił pytanie – jak to się stało, że Duńczycy urośli do rangi europejskiej czołówki?
Szybki, techniczny i ofensywny futbol – niezwykle atrakcyjny styl gry reprezentacji Danii zachwyca. Taki stan rzeczy jest efektem wielkich zmian wprowadzonych kilkanaście lat temu przez duńską federację i kluby. Fundamenty są dwa – szkolenie dzieci i funkcjonowanie dużych akademii klubowych powiązane ściśle z systemem licencyjnym. Był rok 2007. Dwóch trenerów, Keld Bordinggaard, obecnie szef szkolenia w Bayerze Leverkusen, oraz Kasper Hjulmand, obecny selekcjoner, zaproponowali nowy program szkoleniowy. Duński piłkarz miał być bardziej techniczny, kontrolować grę, posiadać piłkę i grać do przodu. Ze strony trenerów oraz duńskiej federacji spotkało się to wówczas z wielkim oporem. Uważano, że lepszą opcją jest model „norweski”, bardziej bezpośredni. Bordinggaard i Hjulmand kontrowali, przecież Simonsen, Laudrup i całe pokolenie duńskich piłkarzy z lat 80. nie byli zawodnikami fizycznymi, zaś generacja Sörensena, Tomassona, Gravesena, Helvega i Sanda przemijała i nie widać było następców.
Sam pomysł zmian kiełkował w głowie od 2002 roku. Obaj panowie antycypując nadchodzące zmiany w futbolu, zabrali grupę trenerów z federacji do Hiszpanii. Oglądając miejscowe zespoły rozmawiali z nimi o zmianach. Przekonywali o ewolucji gry z zawodników biegających do gry zawodników myślących i podających, kładli olbrzymi nacisk na pracę nad elementami techniki indywidualnej. Wydawało się, że w federacji napotkali mur nie do przebicia. Wówczas ich koncepcję poparł sam Morten Olsen. Dokument o nazwie „Nowa Droga” powstawał kilka lat i rozpoczął reformę dziecięcej piłki.
Rewolucja ruszyła. Postawiono na małe gry: 3 na 3, 5 na 5, 7 na 7. Do 12. roku życia gra po jedenastu została zakazana. Chodziło o uzyskanie jak największej liczby kontaktów z piłka. Podobnie jak obecnie w Polsce Duńczycy zlikwidowali tabele do 13. roku życia. Brak wyników i postawienie na zabawę piłką sprawił, że duńskie dzieciaki zaczęły eksperymentować na boisku i grać odważnie. Rodzicom zakazano nie tylko kierować obelg do dzieci, ale także głośno podpowiadać. Efekt? Duńskie mamusie i duńscy tatusiowie przestali wywierać presje na swoje pociechy. Dla opiekunów dzieci przygotowano nawet proste szkolenia, uczące drobnych zadań trenerskich takich jak elementy rozgrzewki. Rodziców uczulano, aby nie dociekali wyniku meczu, a treningi obserwowali z odległości.
Wszyscy do 13. roku życia trenują w małych, lokalnych szkółkach. „Są trzy powody, dla których dzieci chcą grać w piłkę. Chcą się bawić, chcą być z przyjaciółmi i chcą się rozwijać, być lepsi. Zadaniem lokalnego klubu jest, aby im to ułatwić. Po co w tak młodym wieku wyciągać dzieciaki z ich normalnego otoczenia? Przecież nie ma gwarancji, że kiedyś zostaną zawodowymi piłkarzami.” – mówi Flemming Berg, dyrektor departamentu szkolenia w DBU, Duńskiej Federacji Piłkarskiej. Odejście od wyników i tabel skończyło etap tworzenia lokalnych superpotęg, walki o supremację i rozpaczliwej obrony przed spadkiem. &
bdquo;Dzieci zawsze grają o wygraną. Nie potrzebują do tego lig i tabel. One są dla trenerów i rodziców, a my chcemy tworzyć piłkę dla dzieci, a nie dla dorosłych.” – podkreśla Berg. Wśród nowej generacji duńskich piłkarzy większość do 12-13 roku życia grała w lokalnym zespole, którego nazwa nie powie nic nie tylko niedzielnemu kibicowi, ale także zaangażowanym fanom futbolu. Joakim Maehle w Østervrå IF, Andreas Christensen w Skjold Birkerød, Kasper Dolberg w Voel, Pierre-Emile Hoejbjerg w BK Skjold, Mikkel Damsgaard w Jyllinge, Jonas Wind w Avedøre IF i Rosenhøj Boldklub.
Zamiast rozgrywek ligowych czy klasycznych turniejów Duńczycy organizują tak zwane festiwale meczów. Jest to model edukacyjny 25-50-25. Obowiązuje on w całej Danii, nie tylko w piłce nożnej. Przez 25 procent czasu grasz ze słabszymi od siebie, żeby móc eksperymentować, bawić się, próbować. 50 procent czasu rywalizujesz z zawodnikami na swoim poziomie, w końcu 25 procent czasu grasz z silniejszymi, żeby podnosić sobie poprzeczkę. Jeśli nie masz silniejszych w swojej kategorii wiekowej, grasz ze starszymi. Jeśli jedna z drużyn odstaje, może wprowadzić na boisko dodatkowego piłkarza. Wyniki meczów istotne są tylko organizatorów – służą im jako wskaźnik poziomu drużyny.
Dzieci, póki są dziećmi, zostają blisko domu. Wynika to także z wprowadzonego w 2008 roku systemu licencjonowania akademii piłkarskich. To jeden z najważniejszych czynników, który zmienił futbol w Danii. System licencyjny nakłada na kluby wiele wymogów. Drużyny od U15 w górę muszą być prowadzone przez trenera z licencją UEFA A lub wyższą. Wymagania dotyczące infrastruktury są wysokie, co spowodowało, że kluby mocniej zainwestowały w nowe boiska, budynki i sprzęt. Bardzo ważnym elementem jest współpraca w regionie. Każdy zespół obligatoryjnie ma pod sobą kilkadziesiąt klubów partnerskich. Kluby organizują turnieje, szkolenia dla trenerów, mając jednocześnie bogatą bazę zawodników. Utalentowany zawodnik może spokojnie zostać w swoim lokalnym środowisku, a klub może kontrolować jego rozwój. Co jest istotne, w najwyższych ligach juniorów możesz przegrywać wszystko jak leci i wciąż utrzymywać się na najwyższym poziomie.
W systemie licencyjnym na początku było 12 klubów, obecnie jest 50. Dla porównania, w Polsce na trzech poziomach certyfikacji mamy 694 kluby, w tym 117 ze złotą licencją. Kluby, które nie przystąpiły do programu, nie grają w najwyższej lidze federacji. Jakość, nie ilość. Ponadto federacja duńska nie narzuca klubom konkretnego ustawienia np. 1-4-4-2 czy 1-4-3-3. Duńczycy wierzą w różnorodność. Każdy klub wybiera własną drogę. Wymagania mocno podniosły jakość pracy, a publikowany punktowy ranking akademii tylko zachęca je do poprawiania poziomu i rywalizacji.
"Piłka nożna dzieci w Danii musi być najlepsza na świecie. Nie chodzi o trofea i zdobyte bramki, bo na tym poziomie one nic nie znaczą. Naszym celem jest wychowanie zdrowych i szczęśliwych dzieci. Im przyjemniej będzie im w akademii, tym bliższy będzie ich związek z piłką nożną." – to słowa Jespera Møllera, prezesa duńskiej federacji. Efekty widać gołym okiem. Pierwsza reprezentacja osiągnęła ćwierćfinał mundialu i półfinał Euro. Młodzieżówka była na czterech ostatnich Mistrzostwach Europy, a w eliminacjach do tego turnieju w ciągu 11 lat przegrała tylko raz. Z Polską prowadzoną przez Czesława Michniewicza.
Zmiana myślenia o duńskim futbolu przez kilkanaście lat przeszła od słów do czynów. Duńczycy zaczynają zbierać plony swojej pracy i choć są dumni z reformy podkreślają, że trzeba być czujnym, uważnie patrzeć na zmiany zachodzące w piłce, przewidywać w jakim kierunku pójdzie futbol i dostosowywać się do zmian. A wszystko zaczęło się niemal 20 lat temu od obecnego szkoleniowca reprezentacji Danii. Gdyby nie bankructwo i degradacja do amatorskiej ligi Lyngby BK, ówczesnego pracodawcy Hjulmanda, być może duńska piłka dalej tkwiłaby w przeciętności. Tak jak polska.