Skip to main content

Plan na ten piątkowy wieczór był oczywisty. Wygrać z Andorą i czekać na dobre wieści z Wembley, gdzie Anglicy mieli pokonać Albanię. I rzeczywiście – niespodzianek nie było. Polska jest już pewna awansu do marcowych baraży o MŚ. Taki był cel minimum na te eliminacje.

Powiedzieć, że Andora zaliczyła lekki falstart w piątkowym meczu z Polakami, to jak powiedzieć, że Robert Bąkiewicz nie jest najbystrzejszym z Polaków. Lekkie niedopowiedzenie. A raczej spore. Nie minęło pół minuty gry, a niejaki Cucu zameldował się łokciem Kamilowi Glikowi. Czy obstawił wcześniej u buka, że już w 1 min będzie czerwona kartka? Jeśli tak, to wygrał. Parę minut później Kamil Jóźwiak dograł do Roberta Lewandowskiego, a ten zrobił to, co lubi robić najbardziej – strzelił gola. Po 10 minutach było 2:0, a Jóźwiak go asysty dołożył gola. Ot, mecz ułożył się tak, że w zasadzie nic więcej nie trzeba było robić.

I biało-czerwoni najwyraźniej wyszli z tego założenia, bo przez kolejne ponad pół godziny nie robili nic ciekawego. Oglądanie tego widowiska było mocno irytujące. Tym bardziej, że pod koniec pierwszej połowie gospodarze po rzucie wolnym zdołali zaskoczyć Polaków i zdobyli gola! Można się zastanawiać, czy winy nie przypisać Wojciechowi Szczęsnemu, bo dośrodkowanej z wolnego piłki nie przeciął nikt, a ta w końcu wpadła do siatki. Tak czy owak – podopieczni Paulo Sousy otrzymali gong na otrzeźwienie. Pomogło. Jeszcze przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę bramkę zdobył Arkadiusz Milik. Asystę, dość przypadkową, zapisujemy w tej sytuacji Lewandowskiemu, który najpierw dobrze przepchnął obrońcę, ale potem próbował przyjąć piłkę sobie, a nie stojącemu parę metrów dalej koledze.

Druga połowa to znów nudy na pudy. Mieliśmy kilka okazji, w czym brylował Lewy. Jedną z nich wykorzystał, zamieniając centrę Piotra Zielińskiego z rzutu rożnego na bramkę. Grająca przez praktycznie cały mecz w dziesiątkę Andora nie miała oczywiście żadnych argumentów, by powalczyć z nami w tym meczu o coś więcej niż honorowa porażka. Jeśli coś zapamiętamy z drugich 45 minut to usilne starania Grzegorza Krychowiaka, by wreszcie dostać żółtą kartkę, zapauzować w meczu z Węgrami i mieć czyste konto na baraże. Sędzia długo przymykał oko na faule „Krychy”, ale w końcu udało się.

Aha, był jeszcze debiut Matty’ego Casha. Dość bezbarwny. Grający na wahadle Cash podłączał się do akcji, dostawał podania, ale niczego ciekawego nie wykreował. Zapewne z Węgrami Sosusa wystawi piłkarza Aston Villi od początku.

Co na Wembley? 5:0 już do przerwy. Zaczął już w 9. minucie Harry Maguire. Potem do głosu doszedł przede wszystkim jego imiennik – Kane. Piłkarz Tottenhamu w klubie nie strzela, więc nadrobił sobie nieco w kadrze, pakując hat-tricka i dorzucając asystę do Jordana Hendersona. W drugiej połowie Anglicy zdjęli nogę z gazu i wynik z pierwszej połowy stał się także wynikiem końcowym. Anglicy jadą na Mundial, Polacy zagrają w barażach. Węgrzy pokonali San Marino 4:0, ale niezależnie od wyniku meczu w poniedziałek na Stadionie Narodowym, tych eliminacji nie zaliczą do udanych.

Related Articles