Skip to main content

Polscy szczypiorniści przegrali w Malmoe 24:31 z reprezentacją Szwecji, czyli obecnym wicemistrzem świata. Był to pierwszy mecz towarzyski z tym rywalem w ramach przygotowań do styczniowych mistrzostw Europy. Drugi zaplanowano na sobotę.

Kwalifikacje do mistrzostw Europy nie były dla Polaków nadzwyczaj udane. Nasi z bilansem trzech wygranych i trzech przegranych zajęli w swojej grupie dopiero trzecią lokatę i wywalczyli awans na Euro przez porównanie wszystkich drużyn z trzecich miejsc. Dwa punkty zapewnił nam rzut Michała Daszka w ostatnich sekundach meczu ze Słowenią, ale punkty z najsłabszą w grupie Turcją po prostu odpadły, tak jak często ma to miejsce w futbolowych eliminacjach, gdy np. porównuje się zespoły wchodzące do baraży i odrzuca starcia z najgorszym w tabeli. Polscy szczypiorniści, oprócz meczu ze szczęśliwym rzutem Daszka, przegrali wówczas dwa razy z Holandią i raz ze Słowenią, ale trzeba by było naprawdę być ciamajdami, żeby nie dostać się na 24-zespołowe Euro.

Turniej ten zacznie się 13 stycznia, a organizują go na spółkę Węgrzy ze Słowakami. Polacy zagrają w Bratysławie w grupie D razem z: Niemcami, Austrią i Białorusią. Biorąc pod uwagę fakt, że byliśmy tam losowani z czwartego koszyka, to jest to wyjątkowo fartowny zestaw rywali. W grupie C są na przykład Francuzi, Chorwaci i Serbowie, a więc tam można by było się tylko modlić o łagodny wymiar kary, a tu pojawia się realna szansa nawet na awans do drugiej rundy. Można śmiało celować w pokonanie Białorusi i Austrii, a przecież z Niemcami polscy szczypiorniści zremisowali 23:23 na ostatnich mistrzostwach świata po fantastycznej walce i byli tam nawet bliscy wygranej.

Wróćmy jednak do starcia ze Szwedami, bo to bardzo ważny towarzyski dwumecz w kontekście nadchodzących mistrzostw. – To jedna z niewielu okazji, żeby spotkać się w najsilniejszym składzie, razem z zawodnikami z zagranicznych lig – mówił przed meczem trener reprezentacji Polski, Patryk Rombel. Okazało się, że jednak nie był to najsilniejszy skład, bo zabrakło trójki z Vive – Arkadiusza Moryto, Szymona Sićko i Tomasza Gębali. Zadebiutował za to urodzony w 2000 roku Melvin Beckman, grający na co dzień w lidze szwedzkiej i trzeba przyznać, że był to debiut nawet bardzo udany. Beckman zdobył w sumie cztery bramki, nie bał się brać gry na siebie, a Szwedzi uznali go za najlepszego gracza w polskich szeregach. W bramce zadebiutował także Mateusz Zembrzycki z Azotów Puławy, który w drugiej połowie kilka razy dobrze interweniował. To największe, a może i jedyne plusy…

W polskim zespole grali m.in.: Morawski, Przybylski, Olejniczak, Daszek czy Maciej Gębala. Zabrakło wymienionych wyżej graczy Vive. Wyrównany w tym meczu był tylko pierwszy kwadrans, kiedy było 7:6 dla Szwecji, ale głównie dzięki postawie Morawskiego w bramce. W pięć minut Szwedzi go przełamali i zamienili ten wynik na 12:6. Polacy w drugiej połowie przegrywali nawet 14:25, a więc bilansem -11, ale odrobili trochę tę stratę i skończyło się na -7. Najwięcej razy do siatki w naszym zespole trafiał Jan Czuwara – siede (pięć to były jednak rzuty karne). Cieszą udane debiuty, szczególnie Beckmana, martwią za to momentami zbyt proste błędy w ataku, które doprowadziły do serii bramek Szwedów w pierwszej połowie. Trochę mniejszy rozmiar porażki to też jednak w dużej mierze efekt rozluźnienia rywali. Był to raczej kiepski występ Polaków. W sobotę okazja na rewanż.
 

Related Articles