Ósma porażka w sezonie Legii Warszawa to wydarzenie nr 1 minionej kolejki. Ale warto zwrócić uwagę, że z niżej notowanymi zespołami punkty stracił zarówno Lech Poznań, jak i Raków Częstochowa. W obu wypadkach były to bezbramkowe remisy. Czy rzutuje to na naszą listę blotek i asów?
BLOTKI
Legia Warszawa – do znudzenia. Ale z drugiej strony, nie można przemilczeć tego, co wyprawia mistrz kraju. Po tej kolejce Legia zameldowała się w strefie spadkowej. Oczywiście, wciąż ma dwa zaległe spotkania, ale bilans 3-0-8 jest po prostu porażający. W niedzielny wieczór Legia zasłużenie przegrała z Pogonią Szczecin, popełniając koszmarne błędy w defensywie. Z przodu drużyna Marka Gołębiewskiego nie była w stanie zaoferować niczego ciekawego.
Lindsay Rose – indywidualne wyróżnienie dla piłkarza Legii, który miał największy udział w porażce z Portowcami. Reprezentant Mauritiusu katastrofalnie krył Lukę Zahovicia przy bramce na 1:0. W zasadzie słowo „krył” jest tu nie na miejscu, bo Rose całkowicie stracił z radaru Słoweńca. Przy bramce na 2:0 można mówić o ciągu błędów defensywy Legii, a Rose był tylko jednym z elementów tego łańcuszka. Znów był zagubiony jak dziecko we mgle. Nic dziwnego, ponoć część piłkarzy Legii w ostatnim czasie lepiej odnajduje się pod barem.
Ofensywa Warty Poznań – w zeszłym sezonie Warta jako beniaminek zajęła 5. miejsce w lidze i niemal awansowała do pucharów. Byli częstym gościem naszej rubryki „asy”. W tym sezonie wszystko się zmieniło. Zespół Piotra Tworka czeka prawdopodobnie nerwowa walka o ligowy byt, a ciężko myśleć o utrzymaniu, gdy prawie w ogóle nie strzela się bramek. Ostatniego gola w Ekstraklasie Warta zdobyła – bagatela – 28 sierpnia. Mateusz Kuzimski trafił wtedy w zremisowanym meczu z Jagiellonią. To już osiem kolejnych meczów z zerową zdobyczą, a siedem ligowych. Łącznie w tym sezonie Warta strzeliła tylko 8 bramek w lidze, a połowę z nich na stadionie beniaminka z Łęcznej…
ASY
Mecz Bruk-Bet Termalica – Śląsk – cóż to było za widowisko! W sobotę o 12:30 na ogół nie liczymy na zbyt wiele, a tym razem dostaliśmy prawdziwe meczycho. Już w 6. minucie wynik otworzył Robert Pich. Gospodarze wyrównali osiem minut później, choć wcześniej przez moment przegrywali 0:2, ale bramki Erika Exposito nie uznał VAR. Druga połowa zaczęła się od ataków beniaminka, który nie tylko zdobył dwie bramki, ale jeszcze zmarnował rzut karny! Jak się okazało, zmarnowana jedenastka mogła mieć ogromne znaczenie, bo w końcówce podopieczni Jacka Magiery ocknęli się. Dwie bramki strzelił Adrian Łyszczarz, doprowadzając w ten sposób do wyrównania. Termalica wywalczyła jednak co swoje. W ostatniej akcji meczu Mateusz Grzybek trafił do bramki gości, przesądzając o wygranej 4:3. Takie mecze ogląda się z zapartym tchem.
Ekstraklasa pełna emocji – w tej kolejce emocji w naszej lidze było mnóstwo. Radomiak zapewnił sobie zwycięstwo w doliczonym czasie gry. Podobnie Bruk-Bet i Lechia Gdańsk. Jagiellonia w doliczonym czasie gry aż dwukrotnie wyrównywała stan meczu z Piastem – za pierwszym razem VAR anulował bramkę Bartosza Bidy, ale młody zawodnik był nieustępliwy w 98. minucie w końcu uratował podopiecznym Ireneusza Mamrota remis. Do końca sporo działo się także w Mielcu i Łęcznej, gdzie zwycięskiej bramki szukali faworyci – Lech i Raków. W przypadku tych drugich mogło się skończyć jeszcze gorzej niż 0:0, bo Górnik wyszedł z kontrą, po której Michał Mak strzelił w sam środek bramki.
Rafał Strączek – indywidualnie wyróżniamy bramkarza Stali Mielec, który miał duży udział w urwaniu punktów liderowi. Fakt, że skuteczność poznaniaków pozostawiała sporo do życzenia, ale z gorzej dysponowanym Strączkiem, Lech i tak wygrałby ten mecz. Jednak 22-latek był czujny do samego końca. W doliczonym czasie gry (patrz: Ekstraklasa pełna emocji) w pięknym stylu obronił strzał Antonio Milicia, który niechybnie zmierzał do siatki.