Skip to main content

Stało się to, co wszyscy interesujący się ekstraklasowym futbolowem przewidywali od kilkunastu dni. Po 399 dniach Czesław Michniewicz przestał pełnić obowiązki pierwszego trenera Legii Warszawa. Czarę goryczy przelała niedzielna porażka 1:4 z Piastem Gliwice, już siódma w dziesięciu ligowych spotkaniach.

„Po raz kolejny okazuje się, że puchary dla naszych zespołów są pocałunkiem śmierci. Wcześniej zaczynamy sezon, nie jesteśmy w stanie utrzymać najlepszych piłkarzy i kolejne rozgrywki są trudniejsze. (…) Nie da się oszukać faktów.” – słowa trenera Michała Probierza sprzed sześciu lat nie straciły na aktualności. Czesław Michniewicz przerobił ten scenariusz w podobnym stylu. Kadra zespołu była dopinana na ostatnią chwilę i choć Legia zaskakiwała, by nie napisać, że zachwycała w pucharach, to w Ekstraklasie rozczarowywała w zasadzie co kolejkę. Były selekcjoner młodzieżowej reprezentacji Polski nie dostał poważnej szansy na wyjście z dołka. Zresztą sam Michniewicz jeszcze rok temu w podobnych okolicznościach zastępował Aleksandara Vukovicia, któremu przy Łazienkowskiej podziękowano po słabym starcie w lidze i odpadnięciu z kwalifikacji Ligi Mistrzów po porażce na własnym stadionie z Omonią Nikozja 0:2. Teraz miejsce Michniewicza zajmie trener rezerw „Wojskowych”, Marek Gołębiewski.

Zwalnianie trenerów w momencie kryzysu to rak toczący polski futbol od lat. Na przestrzeni dekady Mistrz Polski zatrudnił już 12 trenera pierwszej drużyny. Z kolei w ciągu ostatnich dziesięciu lat spośród 10 szkoleniowców, którym udało się wprowadzić polską drużynę do fazy grupowej europejskich rozgrywek, tylko dwóch dokończyło sezon na swoim stanowisku. Obaj pracowali wówczas w Legii. Byli to Maciej Skorża w sezonie 2011/2012 (wyjście z grupy w Lidze Europy i zaledwie brązowy medal w lidze) oraz Henning Berg w sezonie 2014/2015 (wyjście z grupy w Lidze Europy i wicemistrzostwo Polski). Michniewicz był na dobrej drodze, aby osiągnąć awans do wiosennych rozgrywek w Europie, bowiem skomplikowany regulamin UEFA premiował nawet zajęcie 3. miejsca. Wydaje się, że straty do ligowego podium również były do zniwelowania w perspektywie dwóch zaległych spotkań i kolejnych 22 kolejek pozostałej części sezonu.

Dekadę zwolnień rozpoczął Jacek Zieliński w Lechu Poznań w sezonie 2010/2011. W momencie utraty stanowiska „Kolejorz” był wiceliderem grupy A Ligi Europy po remisie z Juventusem, wygranej z Salzburgiem i wyjazdowej porażce z Manchesterem City, ale jednocześnie trzeci od końca w lidze z 13-punktową stratą do lidera, Jagiellonii Białystok. Lecha przejął Jose Maria Bakero. Poznaniacy wyszli z grupy LE, ale wiosną odpadli z sensacyjnym finalistą rozgrywek SC Braga. Ligę skończyli na 5. miejscu.

W kolejnym sezonie pracę stracił Robert Maaskant z Wisły Kraków. „Biała Gwiazda” była wówczas 5. w lidze, tracąc 7 punktów do Śląska Wrocław. Cieniem na pracy Holendra kładły się jednak pucharowe wyniki. Odpadnięcie w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów z APOEL-em Nikozja potraktowano jako olbrzymie rozczarowanie, zaś wyniki w grupie K Ligi Europy były przerażające. 3 punkty w 4 meczach i bilans bramek 4-11. Miejsce Maaskanta zajął Kazimierz Moskal, ale wytrwał zaledwie do marca. W międzyczasie dzięki dwóm wygranym i cudowi na Craven Cottage w meczu Fulham – Odense (gol Djibiego Falla na 2:2 w 93 minucie premiujący awansem Wisłę) zdołał wyjść z grupy, ale w lutym odpadł z dalszej rywalizacji po bezbarwnym dwumeczu ze Standardem Liege. „Wiślacy” zajęli 7. miejsce w Ekstraklasie.

W sezonie 2013/2014 z robotą w Legii po zakończeniu rundy jesiennej pożegnał się Jan Urban. O ile w lidze Legia była wówczas liderem, tak „popisy” w Lidze Europy zaważyły na zwolnieniu szkoleniowca. Legia zajęła w grupie ostatnie miejsce, nawet za cypryjskim Apollonem Limassol. Urbana przy Łazienkowskiej zastąpił Henning Berg, który dwa sezony później podzielił los poprzednika. Po 11 kolejce jego zespół był 4. w lidze, tracąc 10 punktów do liderującego Piasta Gliwice, zaś w grupie D Ligi Europy zanotował porażki z Midtjylland i Napoli. Sześć dni po zwolnieniu Berga w Lechu Poznań podziękowano Maciejowi Skorży. W jego przypadku jednak było jeszcze gorzej niż u Michniewicza. Ostatnie miejsce w lidze, 5 punktów w 11 meczach oraz remis z Belenenses i porażka z Basel w grupie Ligi Europy przelały czarę goryczy przy Bułgarskiej. Berga zastąpił Stanisław Czerczesow, doprowadzając stołeczny klub do mistrzostwa Polski. Za Skorżę przyszedł… Urban, Lech skończył na 7. miejscu.

Rok później „Wojskowi” pod wodzą Besnika Hasiego po 21 latach awansowali ponownie do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jednak Albańczyk pracował przy Łazienkowskiej zaledwie 3 miesiące. Zwolniono go po kiepskim starcie w lidze, gdzie Legia po 9 kolejkach była w dolnej połowie tabeli, tracąc 10 punktów do… Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. Nie pomógł również falstart w Champions League i domowe 0:6 z Borussią Dortmund. Hasiego na kilka dni zastąpił Aleksandar Vuković, którego następnie zmienił Jacek Magiera. W kolejnych 28 kolejkach Legia przegrała tylko 2 razy i ponownie została mistrzem Polski.

Przypadek Dariusza Żurawia z poprzedniego sezonu jest w tej statystyce wyjątkowy. Szkoleniowiec Lecha Poznań szczęśliwie wprowadził zespół do fazy grupowej Ligi Europy, gdzie udało się zdobyć zaledwie 3 punkty, ogrywając na własnym boisku Standard Liege. Żuraw dotrwał na stanowisku aż do kwietnia. Pożegnano go po 23. serii gier – dwie kolejne porażki sprawiły, że „Kolejorz” stracił bezpośredni kontakt z trzecim w tabeli Rakowem Częstochowa i marzenia o europejskich pucharach rozwiały się jak poranna mgła.

Porównując wyniki zespołu Czesława Michniewicza do jego zwalnianych poprzedników z czystym sumieniem należy stwierdzić, iż Dariusz Mioduski miał mocne argumenty, aby podziękować trenerowi za dotychczasową współpracę. Tymczasem zgodnie z przysłowiem „tak krawiec kraje jak mu materiału staje” wina nie leży wyłącznie po stronie trenerów, choć głowę pod topór kładą wyłącznie oni. Nikt nie rozlicza z wielu błędnych, niekorzystnych czy spóźnionych decyzji ani właścicieli, ani prezesów, ani dyrektorów sportowych. O transferach na ostatni dzwonek zapomina się równie szybko jak o śniegu wiosną.

Łaska prezesów na pstrym koniu jeździ nie od wczoraj. Michniewicz był 6 trenerem, którego Mioduski zwolnił na przestrzeni 4,5 roku prezesury. Trzeba jednak oddać właścicielowi Legii, że cel uświęca środki – w tym czasie „Wojskowi” trzykrotnie sięgnęli po mistrzostwo, tylko raz ustępując miejsca Piastowi. Lecz przy Łazienkowskiej od zawsze głośno mówi się, że celem jest Europa. Ta była nieosiągalna przez 5 ostatnich lat i dopiero z Michniewiczem Legia wróciła do jesiennej gry w pucharach, zasilając klubową kasę o ponad 30 milionów złotych.

Umarł król, niech żyje król. Szansę od losu dostaje Marek Gołębiewski, który jeszcze nie tak dawno sensacyjnie wprowadził Skrę Częstochowa do I ligi. Lada chwila możemy czytać o efekcie nowej miotły. Trener na lata? Raczej do lata. Trupy po Michniewiczu co chwila wypadają z szafy. Media donoszą o braku lojalności współpracowników, grupie imprezowej i rozkładzie szatni, a w stolicy głośno mówi się, że Mioduski ma zaku
sy na Marka Papszuna, szkoleniowca Rakowa, który jest rodowitym warszawiakiem. W legijnej telenoweli napięcie będzie tylko narastać.

Related Articles