Skip to main content

Lech Poznań przyjechał na Łazienkowską jako lider i rzeczywiście zagrał jak lider. Goście pokonali Legię po bramce Mikaela Ishaka i powiększyli przewagę nad mistrzem Polski już do 15 punktów.

Legia Warszawa ma w tym sezonie dwie twarze: piękną buzię najpiękniejszej modelki z okładek gazet w Lidze Europy, a w Ekstraklasie facjatę krzykliwej, sfrustrowanej baby-plotkary z wielkim pryszczem na nosie. 15. miejsce nie przystoi mistrzowi Polski. Przegrali aż sześć meczów na dziewięć i wyprzedzają tylko: Termalikę, Wartę Poznań i Górnika Łęczna. Owszem, mają co prawda jeszcze dwa mecze zaległe, ale nawet w przypadku dwóch wygranych z Zagłębiem Lubin i Termalicą – i tak pozostaje aż dziewięć punktów straty do liderującego Lecha. Michniewicza przy stanowisku trzymają świetne wyniki w Europie, czyli awans do rozgrywek Ligi Europy i dwie wygrane w grupie – ze Spartakiem Moskwa i z Leicester, ale nie może tracić tylu punktów w lidze, bo w końcu nie będzie nawet czego gonić.

Kiedy ostatnio Lech Poznań wygrał z Legią mecz na wyjeździe? 7 lipca 2016 roku. Był to mecz Superpucharu Polski. Wtedy boleśnie sprali "Wojskowych", wygrywając aż 4:1, a dwa gole w doliczonym czasie strzelił Dariusz Formella. Minęło więc ponad pięć lat, wówczas w składzie drużyny ze stolicy grali na przykład: Jakub Kosecki, Bartosz Bereszyński czy Michał Kucharczyk, a trenerem był Besnik Hasi. Od tamtej pory Lech przegrał sześć meczów z rzędu przy Łazienkowskiej, wliczając w to bolesne trafienia w doliczonym czasie Haamalainena czy Lopesa w poprzednim sezonie. Wreszcie więc przełamał tę fatalną passę, udowadniając, że nie musi przyjeżdżać na ten teren przestraszony. Niedzielny Lech Macieja Skorży był świadomy swojej siły.

Lech grał po prostu lepiej. Zespół Michniewicza oddał ledwie jeden celny strzał na bramkę Filipa Bednarka, a poza tym był bezradny. Nawet po tym, jak już Ishak trafił na 1:0, to w ogóle nie zapowiadało się, że Legia za chwilę wyrówna. Goście całą sytuację kontrolowali, a byli nawet bliscy dwubramkowego zwycięstwa. Kapitalną paradą popisał się młody bramkarz z rocznika 2002, jeden z niewielu legijnych pozytywów. Kacper Tobiasz obronił karnego strzelanego przez Ishaka i utrzymał Legię przy życiu, ale była to już 93. minuta i za wiele czasu i tak nie pozostało. – Nie wiem, czy ze mną, czy beze mnie, ale Legia musi przez to przejść i to przetrwać – mówił Czesław Michniewicz, który miał tutaj miał grać o życie, ale najnowsze doniesienia mówią, że jednak jeszcze to życie zachowa.

Related Articles