
Dziwnie brzmi słowo hit, gdy mowa o pojedynku drużyn z dwóch biegunów tabeli. Legia Warszawa – Lech Poznań to jednak zdecydowanie hit 11. kolejki Ekstraklasy. Według tabeli faworytem goście, ale może mistrz kraju zdecyduje się zaprezentować formę z europejskich pucharów. To także starcie Czesław Michniewicz kontra Maciej Skorża. Kto wyjdzie z niego zwycięsko?
Jeśli ktoś ma coś do stracenia, to Legia Warszawa. Mistrz Polski zdecydowanie zbyt mocno jest pochłonięty europejskimi pucharami. Dobre wyniki w Lidze Europy odbijają się na krajowym podwórku. Dwa mecze zaległe nie zmieniają ogólnego obrazu, który jest tragiczny. Trudno inaczej nazwać moment, w którym panujący mistrz ma 9 punktów po ośmiu meczach. Zresztą ograli dwie najgorsze drużyny – Górnik Łęczna i Wartę Poznań – oraz będącą tuż nad nimi Wisłę Płock. Poza tym regularnie zbierają od kolejnych przeciwników. U siebie polegli z Rakowem, co jakoś można usprawiedliwić. Gorzej, że na wyjazdach przegrali już cztery razy! Bez strzelonych goli kończyli mecze w Gdańsku, Krakowie(Wisła) oraz Wrocławiu. Jedyne trafienie zaliczyli w Radomiu. Tyle że tam Radomiak nastrzelał więcej, a po drodze Filip Mladenović oraz Josue zachowali się niczym juniorzy głupio osłabiając swój zespół.
Przestawić się z pucharów
Czesław Michniewicz wielokrotnie podkreślał, że chcą traktować tak samo wszystkie rozgrywki. Jednocześnie zauważał, że piłkarzom trudno jest się przestawić z meczów europejskich pucharów na ligę z takim samym zaangażowaniem. Podnosił także argument o braku pełnej regeneracji, która powinna wynosić około 72 godzin. Jednak to wszystko mało! Legia ma dzisiaj na tyle mocną i szeroką kadrę, że powinna osiągać zdecydowanie lepsze rezultaty. Pojedyncze wpadki można zrozumieć, ale czym innym jest obecna zapaść ligowa.
Pół żartem, pół serio, Michniewicz na przedmeczowej konferencji odniósł się między wierszami do swojej pozycji. – Przypomniał mi się dziś film "Poranek Kojota", gdzie bodajże Michał Milowicz śpiewał piosenkę "Ta ostatnia niedziela". Czy ja śpiewam? Nie – powiedział trener Legii. Jednocześnie dodał, że na Lecha zespół rzuci wszystkie siły. Poza tym poruszył tematy kadrowe.
Mahir Emreli jest zdolny do gry, czego bali się kibice Legii. Kilka dni temu gruchnęła informacja o jego zakażeniu koronawirusem. Drugi test dał wynik negatywny, dzięki czemu Azer może zagrać w hicie. Zabraknie natomiast Boruca oraz Abu Hanny, który wrócił z kadry z kontuzją. Ich na pewno nie zobaczymy. Do zdrowia doszedł Mattias Johannson, który będzie jedną z opcji na prawej stronie dla Legii, podobnie jak Yuri Ribeiro po przeciwległej stronie boiska.
Kapitalny start Kolejorza
Lech Poznań gra sezon, który zakończy się, gdy klub będzie obchodził setne urodziny. Nie ma wątpliwości, że brak trofeów byłby w tych rozgrywkach tragedią. Początek jednak w Poznaniu wymarzony. Nieco zakłócony porażką w Białymstoku, jednak ostatnie dwa domowe mecze Kolejorza pokazują ich obecną siłę. Było 5:0 z Wisłą, było 4:0 ze Śląskiem. Wyniki budzące spory respekt kolejnych rywali poznańskiego zespołu.
W czołówce klasyfikacji strzelców oraz asystentów spore grono piłkarzy Lecha. Na czele strzelców Mikael Ishak. Szwed znowu strzela gola za golem i razem z Pelle van Amersfoortem przewodzą tabeli snajperów – po 7 trafień. Kapitalne liczby wykręcają także zawodnicy drugiej linii. Jakub Kamiński oraz Joao Amaral. Pierwszy przecież spuścił z tonu po kapitalnej jesieni przed rokiem. Drugi wrócił z wypożyczenia i można go określić najlepszym letnim "transferem". Ten tercet napędza poznański zespół i dzisiaj będzie trudno kogokolwiek z nich zatrzymać.
Zbilansowany zespół
W ataku Lech strzela sporo goli – 22 sztuki – natomiast w tyłach jest szczelnie. Zaledwie 6 razy rywale znaleźli drogę do ich bramki. To efekt kapitalnej współpracy całego bloku. Prym wiedzie Bartosz Salamon, grający od deski do deski, podobnie jak Lubomir Satka. Co ciekawe Słowak gra na różnych pozycjach. Jeśli Maciej Skorża decyduje się wystawić Antonio Milicia, wówczas Satka gra na prawej stronie. Natomiat, gdy na boisku pojawia się Joel Pereira, wtedy Słowak tworzy duet z Salamonem. To spory skarb dla trenera mieć piłkarza, który obskoczy dwie pozycje i na obu będzie podobnie skuteczny.
Łyżka dziegciu w beczce miodu
Żeby jednak nie było tak cukierkowo w Poznaniu postarał się Nika Kvekveskiri. Gruzin kilkadziesiąt godzin po meczu ze Śląskiem Wrocław nadal świętował. Niestety jego 0,8 promila za kółkiem Mercedesa oznaczało wypadek na poznańskich ulicach. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale pomocnik będzie miał spore kłopoty. Póki co największe w klubie – ogromna kara finansowa oraz spora utrata zaufania ze strony zarządu i sztabu szkoleniowego. W niedalekiej przyszłości także te prawne.