Skip to main content

Udanie rozpoczęły się dla reprezentacji Polski eliminacje do mistrzostw Europy. Nasze szczypiornistki pokonały w Opolu kadrę Litwy 36:22, ale też nie ma się czym specjalnie ekscytować, bo do zdecydowanie najsłabsza drużyna w grupie.

Trener Arne Senstad zaskoczył już samymi powołaniami, bo w grupie nie znalazło się miejsce dla Karoliny Kudłacz-Gloc, a tłumaczył to wszystko konieczną zmianą pokoleniową, przygotowywaną do docelowej imprezy, czyli igrzysk w 2024 roku. To był pierwszy mecz eliminacyjny do mistrzostw Europy, a naprzeciwko najsłabsza drużyna z grupy, rozstawiona w ostatnim, czwartym koszyku. Wynik właściwie znany był już przed pierwszym gwizdkiem. Litwinki tylko raz grały na mundialu i raz na mistrzostwach Europy, ale to było w latach 90. Polki musiały zmazać plamę, bo ostatni mecz przed tym to rozczarowujące i beznadziejne wspomnienie, czyli przegrany play-off o udział w mistrzostwach świata z nierozstawioną drużyną Austrii. Nasza kadra przegrała w Markach 26:29.

Szczęście i renoma naszego handballa sprawiły, że udało się otrzymać dziką kartę. Podobnie jak męska reprezentacja, tak i damska – właśnie tylnymi drzwiami weszła do głównego turnieju. A dlaczego szczęście? Bo Oceania nie zgłosiła drużyny do kwalifikacji, więc rozdano dwie karty – dla Polski i Słowacji. Mundial odbędzie się w grudniu w Hiszpanii. Polki zagrają w grupie z wicemistrzyniami olimpijskimi z Rosji i z nimi raczej szans nie będzie, ale Serbki i Kamerunki będą już w zasięgu. Przed mundialem nasze szczypiornistki pojadą jeszcze do Szwajcarii na drugi mecz kwalifikacyjny mistrzostw Europy.

Od początku ten mecz ułożył się pod dyktando Polek. Po interwencjach Adrianny Płaczek, uważnej grze w obronie i udanych kontrach było już 5:0. Litwinki fatalnie wyglądały w grze pozycyjnej, tak naprawdę nie doprowadzając do żadnej klarownej sytuacji rzutowej. Nie mogły długo zdobyć pierwszej bramki. Trener Litwy wziął czas po sześciu minutach, w których najgorsza drużyna naszej grupy miała na koncie 0 trafień. Płaczek wpuściła gola z dobitki, kiedy na zegarze było już 7 minut i 40 sekund. W 12. minucie było już 9:1 dla Polek, gdzie po trzy bramki zdobyły lewoskrzydłowa Dagmara Nocuń i kołowa Sylwia Matuszczyk. Litwinki po tak fatalnym początku zaczęły już trafiać regularniej, ale można było sobie pozwolić grać punkt za punkt. Do przerwy było 22:12 dla Biało-Czerwonych.

Druga połowa to już więcej strat reprezentacji Polski. Nie udało się zbudować większej przewagi, natomiast największa różnica była w skutecznych kontrach. Nasze reprezentantki zdobyły w taki sposób 11 bramek, a Litwinki ledwie dwie. Pozytywna była jeszcze sama końcówka, gdzie udało się powiększyć przewagę jeszcze o 3-4 trafienia. MVP spotkania została Adrianna Płaczek, która momentami broniła jak w transie, odbijała rzuty z kontr, akcje przy dobrym wsparciu bloku, ale i rzuty karne. Polki miały 76% skuteczności w ataku. Sześć bramek zdobyła Dagmara Nocuń, a pięć Sylwia Matuszczyk. Warte podkreślenia jest też to, że zdobyte bramki rozłożyły się na wiele naszych zawodniczek.

Related Articles