Skip to main content

Ten mecz był dla Manchester City bardzo ważny pod kątem psychologicznym. Guardiola przegrał rok temu z Tuchelem trzy mecze z rzędu w krótkim czasie. Dziś przechytrzył go taktycznie i jego zespół zasłużenie wywiózł ze Stamford Bridge trzy punkty.

Pierwsza połowa hitu Premier League była taka, że jeśli ktoś wybrał sobie o godzinie 14:00 "Familiadę", to odczuwał większe emocje już przy samym żarcie Karola Strasburgera. Manchester City wymieniał podania, a Chelsea tylko czyhała na jedną konkretną okazję. Problem w tym, że zarówno atak pozycyjny City był niemrawy, jak i kontry gospodarzy, w których szybko Timo Wernera kasował Ruben Dias. Nie ma się co nawet na ten temat rozpisywać – 0 strzałów celnych, posiadanie piłki 67-33 na korzyść gości, może jeden groźny strzał Gabriela Jesusa i tylko jedna w miarę sensowna kontra "The Blues". Cieszyć się mógł jedynie ktoś, kto obstawił akurat w tym spotkaniu liczbę rzutów rożnych, bo City miało ich aż 9. Tylko kompletnie nic z tego nie wynikało.

Różnica między pierwszą a drugą połową była odczuwalna, jak przesiadka ze starego Forda do najnowszego Porsche. Chelsea "kampiła" gdzieś za rogiem, czaiła się, a Manchester City próbował, ale robił to już z lepszym skutkiem. Najpierw jeszcze nie trafił Jack Grealish, ale w 53. minucie cały wysiłek gości się opłacił. Bohaterem najważniejszej akcji tego hitu został Gabriel Jesus, który bardzo dobrze w gąszczu nóg odnalazł się w polu karnym, odwrócił się i uderzył na bramkę Mendy'ego. Pomógł mu jeszcze rykoszet, który całkowicie zmylił bramkarza Chelsea. Była to jedyna bramka tego popołudnia.

Na wyróżnienie ze strony City zasługuje nie tylko formacja ofensywna, której wreszcie udało się przejść przez fosę i wtargnąć do twierdzy, ale także i defensywa. Bernardo Silva dwoił się i troił, grając przed stoperami. Ganiał, odbierał, wybijał, wyprowadzał kontry i harował w środku pola za dwóch. Defensywie przewodził Ruben Dias, a partnerował mu Aymeric Laporte, którego tylko raz przechytrzył Romelu Lukaku przed polem karnym. Do tego to Manchester City był bliżej strzelenia gola na 2:0, ale strzał Jacka Grealisha fantastycznie obronił Mendy, a w innej akcji piłkę z linii bramkowej wybił Thiago Silva, odbierając Gabrielowi Jesusowi pewnego gola numer dwa. Chelsea nie oddała ani jednego celnego strzału, Tuchel jeszcze próbował się ratować zmianami, ale nic z tego nie wyniknęło.

To było bardzo ważne zwycięstwo Manchesteru City, szczególnie biorąc pod uwagę, że ten rywal wyjątkowo im ostatnio nie leżał, no i czerwony sąsiad niespodziewanie przegrał na Old Trafford 0:1 z Aston Villą. "The Citizens" udanie rozpoczęli ten trudny maraton tygodniowy, a więc wyjazdy – na Stamford Bridge, do Paryża w Lidze Mistrzów, a później na Anfield. Guardiola tym razem lepszy od Tuchela i to bardzo wyraźnie, choć wynik może być nieco mylący. Chelsea była tego popołudnia bezradna.

Related Articles