Skip to main content

Łomża Vive Kielce niespodziewanie zaliczyła falstart w pierwszej kolejce Champions League. Zespół z Kielc przegrał w Bukareszcie z Dinamem – 29:32. Rumuni to dużo niżej notowana drużyna, która otrzymała w tym sezonie dziką kartę od federacji EHF.

Liga Mistrzów w tym sezonie liczy tylko 16 zespołów – po osiem w grupie A i grupie B. Tym bardziej bolesna jest strata punktów z drużyną, która teoretycznie powinna je dostarczać faworytom. Najsłabsi rankingowo w grupie Vive są właśnie Rumuni z Bukaresztu oraz ukraiński Motor Zaporoże. W grupie B jest jeszcze PSG, Barcelona czy Veszprem, a więc absolutne potęgi handballa. Tylko dwie pierwsze drużyny z grupy przechodzą bezpośrednio do ćwierćfinałów. Miejsca 3-6 łapią się do play-offów granych na krzyż (np. trzecie miejsce z grupy A będzie grało z szóstym z grupy B itd.). Dinamo to drużyna, która otrzymała od europejskiej federacji "dziką kartę". Po taki bilet zgłosiło się 12 drużyn, a miejsc było sześć. Odrzucony został choćby wniosek Orlen Wisły Płock, dlatego oglądamy jeden polski zespół w Champions League.

Dinamo Bukareszt to zespół rozstawiony w rankingu na 26. miejscu. To raczej team z takiego odległego, drugiego szeregu, który nie odnosi sukcesów w Champions League. Ich złoty okres to lata 60., gdzie raz wygrali (1965), a kilka razy docierali do najlepszej czwórki. Te czasy już jednak dawno minęły. Dinamo od kilku lat dominuje na rumuńskim podwórku, ale nie przekłada się to na sukcesy w Europie. Miejsca gwarantowanego nie mają, muszą bić się o dziką kartę. Jeszcze kilka sezonów temu, oprócz ścisłej czołówki, walczyły też w Lidze Mistrzów słabsze zespoły w grupie C i grupie D i zwykle właśnie tam trafiało Dinamo. Ogromnego pecha mieli szczególnie w covidowym sezonie 2019/20. Wygrali spektakularnie słabszą grupę, przeszli play-offy i dopchali się do 1/8 finału i już mieli się mierzyć z PSG, ale plany pokrzyżował im koronawirus i miejsca w Final Four rozdano z góry dla najlepszych. Nie dostali nawet szansy walki z Francuzami. Podobnie było wtedy z Orlen Wisłą Płock, która przeszła tę samą drogę i miała się mierzyć z Veszprem. Ich też wyeliminował przymus skrócenia rozgrywek.

Całe to przedstawienie drużyny, żeby pokazać z kim punkty straciła drużyna Vive. Może nie jakimś europejskim leszczem, bo takich do LM nie zapraszają, ale z zespołem, który w teorii powinien być łatwy do pobicia. Dinamo ma jednak gwiazdy w swoim składzie, jak legendarny francuski obrońca – Cedric Sorhaindo czy Mohamed Mamdouh z Egiptu, świetny kołowy i zwycięzca Ligi Mistrzów z Montpellier w 2018 roku. No i nowego trenera. Dla Vive zabójczy był przede wszystkim Brazylijczyk – Raul Nantes. On szczególnie karał polski zespół i zdobył w sumie aż 11 bramek. W tej chwili, po pierwszej kolejce, jest królem strzelców rozgrywek. W bramce kompletnie nie pomagał Andreas Wolff, który po pierwszej połowie miał… 5% skuteczności. Odbił ledwie jeden rzut na 17. Gospodarzom wchodziło wszystko i prowadzili 16:12. Za to Saeid Heidarirad odbijał kolejne rzuty i jeszcze w pierwszej połowie obronił dwa rzuty karne z rzędu.

Łomża Vive dużo lepiej weszła w drugą połowę i nawet odrobiła stratę, doprowadzając do remisu 20:20 i grając długo akcje gol za gol. Pod koniec gospodarze trafili dwa razy z rzędu, utrzymali tę przewagę i niespodzianka stała się faktem. W hali w Bukareszcie czuć było tęsknotę za Ligą Mistrzów, bo w poprzednim sezonie nie dostali zaproszenia do elity, a w jeszcze poprzednim była ta wyżej opisana i pechowa redukcja terminarzowa, której padli ofiarą. Trzeba jednak oddać, że w zespole z Kielc brakło ważnych ogniw – Alexa Dujszebajewa, Michała Olejniczaka, Daniela Dujszebajewa oraz Haukura Thrastarsona i cierpiącego na dolegliwości żołądkowe Mateusza Korneckiego, więc jedynym dostępnym bramkarzem był Andreas Wolff, który za wiele nie pomógł, a nie miał niestety żadnej alternatywy.

Related Articles