Skip to main content

Jeszcze kilka lat temu starcie Bayernu z Barceloną nazwalibyśmy wielkim hitem. Teraz właściwie było wiadomo już przed meczem, że "Duma Katalonii" nie ma najmniejszych szans. Przewidywania się sprawdziły, bo Bayern wygrał na Camp Nou 3:0 i był o klasę lepszy.

Wiecie ile strzałów celnych oddała w tym spotkaniu Barcelona? Otóż… zero. Pierwszy raz w ostatnich pięciu sezonach Champions League wydarzyła się taka statystyka, która tylko podkreśla wielkie problemy organizacyjne i personalne tego klubu. Bayern oddał takich strzałów siedem. Wyglądało to jak starcie trzecioklasistów z ósmoklasistami, którzy specjalnie się zatrzymują, żeby złapać mniejszych przeciwników za głowy i zaliczać kolejne udane dryblingi z bezradnymi dziećmi. Prawda tego meczu była dla fanów Barcelony brutalna, 3:0 to i tak niski wymiar kary, bo przecież Ter Stegen popisał się dwiema świetnymi interwencjami i trochę uratował Hiszpanów przed blamażem. Trzeba też uczciwie przyznać, że Barca była osłabiona brakiem Ansu Fatiego, Sergio Aguero, czy Ousmane Dembele.

I ten nieszczęsny dla Barcy Thomas Muller strzelił już siódmego gola z tym zespołem w sześciu rozegranych meczach. Tylko raz nie trafił do bramki Barcelony i to właśnie on – z dużą dozą szczęścia – znalazł patent na Ter Stegena jeszcze w pierwszej połowie. Piłkarze z Bawarii na początku chcieli chyba wejść z piłką do bramki, skutecznie blokował ich choćby Araujo, ale w 34. minucie Thomas Muller strzelił z dalszej odległości, piłka odbiła się od pleców Erica Garcii i zmyliła niemieckiego bramkarza. Swoją drogą to jesteś obrońcą, masz za zadanie blokować strzały, a ty boisz się piłki i się odwracasz tyłem, brawo panie Eryku. Bayern kontrolował ten mecz od samego początku i wyszedł na prowadzenie jeszcze w pierwszej połowie. W drugiej bawił się w polu karnym przeciwników.

Druga część meczu to już popis skuteczności Roberta Lewandowskiego (też mi nowość). W akcji na 3:0 ośmieszył leżącego Gerarda Pique, któremu można było wręczyć tylko jakieś mojito ze słomką, bo wyłożył się na trawę i oglądał, jak polski napastnik trafia do siatki. Ciekawe, że dwa razy Robertowi asystował… słupek. Przy bramce na 2:0 uderzał Musiala, a Lewy sprytnie uprzedził Araujo, pyknął tylko piłkę podeszwą i trafił do pustej bramki, bo Ter Stegen nie zdążył się pozbierać. A trafienie na 3:0, to słupek Gnabry'ego i już wyżej opisana zabawa z Gerardem Pique. Były to bramki "Lewego" numer 74 i 75 w Champions League. Przed nim już tylko dwaj kosmici – Messi (120) i Ronaldo (135), ale nasz zawodnik coraz częściej wsiada razem z tymi panami do statku kosmicznego. Już zapowiedział, że pogra jeszcze spokojnie przez cztery sezony, a potem… a potem to jeszcze zobaczy.

Related Articles