Jeśli ktoś wczoraj wieczorem postanowił włączyć sobie spotkanie Manchester City vs RB Lipsk, to absolutnie nie ma czego żałować. Na Etihad padło w sumie aż dziewięć bramek, a spotkanie zakończyło się wynikiem 6:3.
To był taki mecz, w którym zamiast bramkarzy mogły wisieć ręczniki, bo i tak mieli oni niewiele do powiedzenia. Praktycznie wszystko, co leciało w bramkę – lądowało finalnie w siatce. I to po obu stronach. Czy to strzelał ktoś z zawodników gospodarzy, czy Christopher Nkunku – sędzia już mógł biec na środek. Chłopaki z Manchesteru byli bardzo koleżeńscy i podzielili się bramkami, bo mimo tylu trafień – żaden nie trafił dwukrotnie. Wszystko, co dobre ze strony gości, to Christopher Nkunku – trzy okazje, trzy strzały celne i trzy gole. Wychowanek PSG miał ewidentnie dzień konia i wszystko zamieniał w złoto, ale nawet hat-trick nie wystarczył na urwanie punktów.
Widać, ile dla tego zespołu znaczy Kevin De Bruyne. Belg wrócił do składu i wszystko wyglądało po prostu inaczej, płynniej, nagle było więcej miejsca na boisku, więcej opcji do podania i cała gra wyglądała na łatwiejszą. A już to, co KDB zrobił przy drugiej bramce… wow, po prostu dostał podanie z autu, jednym ruchem zmylił dwóch zawodników, później jeszcze balansem kolejnego i dośrodkował w pole karne. Takiej akcji nie mógł zmarnować… Nordi Mukiele i przestraszony obecnością Jacka Grealisha za plecami – sam władował sobie piłkę do bramki. Wcześniej na 1:0 z główki trafił Nathan Ake i w 28. minucie po opisanej akcji De Bruyne było już 2:0. Do przerwy gospodarze prowadzili 3:1 – trafił jeszcze Nkunku i Mahrez z karnego.
RB wyraźnie korzystał na obecności Nathana Ake w pierwszym składzie. Holender na pewno zamieszany był w pierwszego i drugiego gola dla gości. Najpierw ewidentnie nie upilnował Nkunku w polu karnym, a w drugiej akcji obaj stoperzy (Dias-Ake) nie utrzymali między sobą odpowiedniej odległości, właśnie tam swoją głowę wcisnął Nkunku i miał już na swoim koncie dublet. Po raz kolejny było to trafienie na kontakt, a więc na 3:2. Pięć minut później znakomitą indywidualną akcją popisał się Jack Grealish i pokonał Gulacsiego strzałem po długim rogu w swoim debiucie w Champions League.
Jeszcze jedną bramkę dołożył Nkunku, kompletując hat-tricka, a najpiękniejszego gola i tak strzelił tego dnia Joao Cancelo, przebijając Grealisha. Huknął zza szesnastki i wyglądało to bardzo efektownie. W 79. minucie czerwoną kartką został ukarany Angelino i wtedy już oglądaliśmy ataki na tylko jedną bramkę. Jeszcze wprowadzony Gabriel Jesus podwyższył wynik na 6:3 i na Etihad obejrzeliśmy prawdziwy ofensywny spektakl. Manchester City jest pierwszym liderem tabeli na skutek straconych przez PSG punktów w Brugii. Za dwa tygodnie czeka nas hit w tej grupie, bo "The Citizens" przyjeżdżają do Parku Książąt.