Jakiego meczu spodziewaliśmy się po rywalizacji z San Marino? Chyba dokładnie takiego. Bez większych emocji, z wysokim zwycięstwem i bez żadnych konkretnych wniosków. Wygraliśmy 7:1, ale żeby specjalnie zwiększyło to optymizm w narodzie przed środowym meczem z Anglią? Raczej nie.
Paulo Sousa trochę namieszał w składzie naszej drużyny, czego można było oczekiwać. Jednak Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski pojawili się w wyjściowej jedenastce. Ten drugi już w 4. minucie otworzył wynik spotkania. Szybko zdobyty gol z takim rywalem to naprawdę duży kamień z serca. Po kwadransie gry nasi dołożyli bramkę nr 2. Asystował Tymoteusz Puchacz, a w roli kilera wystąpił Karol Świderski. Pięć minut później swoją drugą bramkę upolował Lewandowski, z najbliższej odległości pakując piłkę do siatki. Tuż przed przerwą Lewy do dwóch goli dołożył asystę. Bramkę strzelił Karol Linetty.
W przerwie trener Sousa dokonał trzech zmian, zdejmując z boiska tych, którzy prawdopodobnie w środę zagrają na Stadionie Narodowym od początku – mowa o Lewandowskim, Szczęsnym i Jakubie Moderze. Wystarczyły trzy minuty, by na Polaków czekał zimny prysznic. Tragiczny błąd popełnił Kamil Piątkowski, który w zasadzie wyłożył piłkę rywalowi na strzał. Nicola Nanni z okazji skwapliwie skorzystał. Precyzyjnym strzałem posłał piłkę obok Łukasza Skorupskiego, który nawet nie podjął interwencji.
San Marino strzeliło drugiego gola w tym roku, a 26. w historii swoich występów międzynarodowych. To także drugi gol strzelony przez Sanmaryńczyków reprezentacji Polski. Więcej (3) strzelili tylko Liechtensteinowi i… Belgii. Co ciekawe, był to także pierwszy gol San Marino w eliminacjach Mistrzostw Świata od ośmiu lat. Poprzedniego strzelili… Polsce!
W 67. minucie Adam Buksa trafił na 5:1. Długo zanosiło się na to, że druga połowa zakończy się remisem 1:1, co na pewno chluby biało-czerwonym by nie przynosiło. Dopiero w doliczonym czasie gry Buksa dorzucił jeszcze dwa gole i niespodziewanie został królem polowania w Serravalle. Zdobył hat-tricka, a łącznie w dwóch meczach kadry ma już cztery gole. Pewniak do gry w środę? Nawet jeśli, to tam o gole nie będzie już tak łatwo.
Anglicy w niedzielę odpoczywali. Przynajmniej ci, których zobaczymy w akcji na Stadionie Narodowym. Trener Gareth Southgate na mecz z Andorą wystawił całkowicie rezerwowy skład, a kilku najlepszych, jak Harry Kane, Jack Grealish i Mason Mount, wprowadził dopiero w 62. minucie. Trochę rozkręciło to poczynania Anglików, którzy prowadzili tylko 1:0, a koniec końców wygrali 4:0.
Nie ma złudzeń, że to Anglia będzie faworytem w środę, a biało-czerwoni najbardziej w kontekście niedzieli powinni cieszyć się z dość niespodziewanej wygranej Albanii z Węgrami. Teraz naszym zadaniem jest wygrać wyjazdowy mecz z Albanią i nie przegrać z Węgrami u siebie. To praktycznie zagwarantuje minimum drugie miejsce w grupie.