
To już przedostatni mecz tych mistrzostw, a w finale na jego zwycięzcę czekają Włosi. Czy o tytuł zagrają z Anglią czy z Danią? Czy Lwy Albiony wykorzystają atut własnego stadionu i własnej publiczności? A może Dania pójdzie na fali i wywalczy finał z dedykacją dla Christiana Eriksena? Czekamy niecierpliwie na przedostatnie emocje Euro 2020.
Za faworyta meczu w zgodnej opinii fachowców uchodzą Anglicy. Wpływa na to przede wszystkim fakt grania na Wembley, ale nie tylko. Lwy Albionu na papierze mają mocniejszy skład, a najlepiej świadczą o tym dylematy personalne, które towarzyszą Garethowi Southgate’owi niemal co spotkanie. Szczególne bogactwo ma w ofensywie, gdzie pewniakami są Harry Kane i Raheem Sterling, ale poza tym do wyboru są Jack Grealish, Marcus Rashford, Phil Foden, Mason Mount, Jadon Sancho czy Bukayo Saka. Oczywiście upchnięcie wszystkich nie wchodzi w grę. Póki co Southgate jednak dość rozsądnie zarządza grupą, o czym świadczą wyniki.
Pochwalić trzeba także strategię gry Anglików, którzy stawiają przede wszystkim na defensywę. Do tej pory na Euro 2020 nie stracili ani jednego gola, a mierzyli się już z Chorwatami czy Niemcami. Wydaje się, że Southgate wyszedł ze słusznego założenia, że mając tak świetnych piłkarzy w ofensywie, jego drużyna zawsze coś strzeli, a kluczem do sukcesów będzie granie na czysto z tyłu. Czy jednak czyste konto uda się zachować także w starciu z duńskim dynamitem trenera Kaspera Hjulmanda?
Duńczycy wprawdzie zaczęli turniej od dwóch porażek, ale w meczach z Finami i Belgami pokazali Europie naprawdę dobrą, ofensywną, dynamiczną piłkę. Wyniki przyszły później. Wysoka wygrana z Rosją pozwoliła na awans do 1/8 finału z 2. miejsca. Potem Dania rozprawiła się z Walią (4:0) i Czechami (2:1). Nie była to wybitnie trudna drabinka, ale Skandynawowie już w grupowym meczu z Belgią pokazali, że nie boją się także europejskich potentatów. Pierwsza połowa tamtego meczu to istny popis duńskiego dynamitu.
Nie można mówić o żadnym przypadku, bo Dania już w marcowych spotkaniach kwalifikacyjnych do Mistrzostw Świata 2022 zaprezentowała nadspodziewanie ofensywne usposobienie i zmiotła trzech rywali. Duńczyków nie zadowala żaden wynik i cały czas prą do przodu po kolejne trafienia. Momentami oglądając mecze ekipy Hjulmanda można przypomnieć sobie pojęcie „futbolu totalnego”. Właśnie dlatego stawianie na Danię w dzisiejszym półfinale nie wydaje się być szalonym pomysłem.
Z perspektywy neutralnego kibica ważne jest to, że w obu ekipach trenerzy mają do dyspozycji niemal wszystkich zawodników. Niemal, bo rzecz jasna w reprezentacji Danii nie zobaczymy Christiana Eriksena. Czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek zagra on w piłkę na zawodowym poziomie? To pytanie jest zasadne, ale póki co nie znamy na nie odpowiedzi. Dziś Eriksen zaciskać będzie kciuki za sukces swoich kolegów, którzy chcą nawiązać do wspaniałego sukcesu z 1992 roku, kiedy sensacyjnie zdobyli tytuł mistrzów Europy. Co ciekawe, Anglicy takim osiągnięciem pochwalić się nie mogą. Mało tego, nigdy nie zagrali w meczu finałowym, więc dziś stoją przed historyczną szansą. W 1996 roku Southgate jako piłkarz zmarnował decydujący rzut karny w półfinale z Niemcami. Teraz mogą się zrehabilitować jako selekcjoner i poprowadzić Anglię co najmniej do srebra, choć jeśli uda się pokonać Danię, z pewnością żaden fan Lwów Albionu nie zadowoli się takim rezultatem.