Skip to main content

Dopiero po rzutach karnych reprezentacja Hiszpanii zdołała pokonać Szwajcarów. Była to druga dogrywka z rzędu dla obu reprezentacji, a dla Helwetów nawet drugi z rzędu konkurs jedenastek. Tym razem jednak strzelali je fatalnie i po trzech pudłach na cztery strzały – pożegnali się z turniejem.

Po pierwsze to trzeba zacząć od wyróżnienia reprezentacji Szwajcarii na tym turnieju. W szalonym meczu 1/8 finału doprowadzili do remisu z mistrzami świata, a później w konkursie jedenastek byli bezbłędni. Tym razem znów pokazali serce do walki. Odrobili stratę jednobramkową i później wybronili remis, grając przez 13 minut podstawowego czasu gry w osłabieniu po czerwonej kartce dla Remo Freulera. Obronili się także w dogrywce i po raz drugi z rzędu mierzyli się z silniejszym przeciwnikiem, strzelając rzuty karne. Nie dotrwaliby do nich, gdyby nie znakomite parady Yanna Sommera. Bramkarz Moenchengladbach miał swój dzień konia, broniąc w sumie aż dziewięć strzałów, a puszczając tylko jeden i to po rykoszecie.

Mecz zaczął się dla Hiszpanów najlepiej, jak tylko mógł. Prowadzili już od 8. minuty, kiedy to Jordi Alba zdecydował się na strzał z daleka. Sommer nie miałby problemu z obroną, gdyby nie to, że piłka odbiła się po drodze od Denisa Zakarii. Pomocnik mocno utrudnił interwencję swojemu reprezentacyjnemu i klubowemu koledze, a ten nie był w stanie zareagować na tak znaczny rykoszet. Co prawda piłka leciała w bramkę, ale gol został zapisany jako trafienie samobójcze numer 10 na tym turnieju. Teza trochę naciągana, bo Alba przecież nie strzelił na aut… w każdym razie fakty takie, że na Euro 2021 padło więcej samobójów niż w całej wcześniejszej historii mistrzostw Europy (9).

Hiszpanie sami prosili się o guza. Chcieli jak najmniejszym nakładem sił awansować do dalszej fazy i spokojnie kontrolować mecz. Nic sobie nie robili z kolejnych rzutów rożnych Szwajcarów, sami prowokowali okazje do bramek dla przeciwników, bo z gry Helweci mieli niewiele. Chłopcy Luisa Enrique nie wyciągali wniosków, jakby cały czas myśląc, że mecz się sam wygra. Oglądaliśmy wolne spotkanie, które wręcz mogło usypiać widzów przed telewizorem. Szwajcarzy musieli sobie radzić bez pauzującego za kartki Xhaki, a w pierwszej połowie stracili jeszcze Breela Embolo, czyli jedynego człowieka, który mógł narobić trochę wiatru. No i mecz wyglądał, jak wyglądał.

Reprezentacja Hiszpanii po przerwie chyba została w szatni. Szwajcaria stworzyła sobie dwie groźne sytuacje – jedną miał Steven Zuber, a drugą Zakaria. Brakowało im niewiele, szczególnie w tej pierwszej akcji, kiedy piłka o centrymetry minęła bramkę Unaia Simona. Sami nie potrafili zdobyć bramki, no to żeby nie było za nudno, zespół hiszpański postanowił odstawić skecz w obronie. Laporte kopnął w Pau Torresa i jeszcze wtedy Remo Freuler był bohaterem, bo to on przejął piłkę i podał ją do Shaqiriego. 10 minut później słusznie wyleciał z boiska za wejście "saniami". Szwajcarzy zaczęli więc grać ambitnie w obronie – aby do jedenastek, podopieczni Enrique niby atakowali, niby oddawali strzały, ale jakoś tak bez animuszu. Szwajcaria dotrwała do wymarzonych rzutów karnych.

Tam niestety dla nich pomylili się: Schar, Akanji oraz Vargas. Dwa z trzech strzałów odbił Unai Simon i po raz kolejny zrewanżował się kolegom za to, co odstawił w 1/8 finału. Busquets trafił w słupek, a strzał Rodriego obronił Sommer, ale i tak to Hiszpanie strzelali lepiej. Po spotkaniu mogliśmy zobaczyć bardzo ładny obrazek, kiedy Thiago Alcantara, zamiast cieszyć się z kolegami, pocieszał tonącego we łzach Rubena Vargasa, który spudłował jeden z rzutów karnych. "La Furia Roja" znów przepchnęła awans i w brzydkim stylu, ale ma już zagwarantowany brązowy medal. W starciu z Włochami na pewno faworytami nie będą.

Related Articles