W XXI wieku Polska i Brazylia grały ze sobą w trzech finałach Mistrzostw Świata w siatkówce. Dwa ostatnie wypadki to zwycięstwa biało-czerwonych. Jutro kolejny finał między biało-czerwonymi a Canarinhos. Stawka może ciut mniejsza, ale Liga Narodów to też nie przelewki. Dziś w półfinałach obyło się bez emocji.
Tegoroczna Liga Narodów ma nietypowy kształt. Wszystkie mecze toczą się w tzw. „bańce” we włoskim Rimini. 16 ekip rozgrywało fazę zasadniczą w systemie trzech dni meczowych z rzędu i trzech dni odpoczynku. W końcu w środę zabawa dobiegła końca. Polacy zakończyli tę część na 2. miejscu. Podopieczni Vitala Heynena przegrali trzy mecze – z Brazylią, Słowenią i Francją. Tak się złożyło, że wszystkie te kadry awansowały wraz z biało-czerwonymi do Final Four, które rozpoczęło się dziś.
Polacy w półfinale rywalizowali ze Słowenią, która była także naszym koszmarem podczas Mistrzostw Europy dwa lata temu. Czy Słoweńcy mają patent na zespół Heynena? Po dzisiejszym spotkaniu można stwierdzić, że raczej. Mistrzowie świata wygrali 3:0. Sety były wyrównane – do 22, 21 i 23. Ba, w drugim nasi zawodnicy wydźwignęli się ze sporych tarapatów. Jednak finalnie każda z partii zakończyła się sukcesem i w drugiej edycji Ligi Narodów reprezentacja Polski uzyskała pierwszy awans do finału. Dwa lata temu biało-czerwoni zajęli 3. miejsce, za plecami Rosji i USA. W meczu o 3. miejsce ekipa Heynena pokonała wówczas 3:0… Brazylię. Czy to dobry prognostyk przed jutrem? Oby.
Na pewno niezależnie od wyniku niedzielnego finału, belgijski trener reprezentacji Polski może być zadowolony z tego, co działo się w Rimini. Głównym celem kadry w tym roku są oczywiście Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Nikt nie ukrywa medalowych nadziei. Potem we wrześniu kolejną dużą imprezą są Mistrzostwa Europy. Celem Polaków są trzy medale. Jeden mają już zapewniony, a jutrzejsza konfrontacja z Canarinhos zdecyduje o jego kolorze. W grupie było dość gładkie 3:0 dla zespołu Renana Dal Zotto.
Brazylijczycy w swoim półfinale bezlitośnie ograli Francję (do 20, 18 i 19). Czy czyni to z naszych rywali faworyta jutrzejszego meczu? Wydaje się, że szanse są mocno wyrównane, a decydować będzie dyspozycja dnia lub indywidualne przebłyski lub błędy w kluczowych momentach. W obu zespołach nie brakuje doświadczenia w rozgrywkach o najwyższą stawkę, więc mentalnie jedni i drudzy powinno być gotowi.
W dzisiejszym meczu ze Słowenią nie zawiedli liderzy – Bartosz Kurek zdobył 17 punktów, a Wilfredo Leon 13. To pewniacy w talii Heynena i to z ich obecnością wiążemy największe nadzieje w turnieju olimpijskim w Tokio. W minioną środę Heynen ogłosił niemal pełny skład, jaki zabierze na Igrzyska. Znaleźli się w nim Fabian Drzyzga, Grzegorz Łomacz (rozgrywający), Piotr Nowakowski, Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski (środkowi), Bartosz Kurek, Łukasz Kaczmarek (atakujący), Michał Kubiak, Wilfredo Leon, Aleksander Śliwka, Kamil Semieniuk (przyjmujący). Skład uzupełni jeden libero – Paweł Zatorski lub Damian Wojtaszek. Decyzję poznamy jutro, prawdopodobnie po finale.
Po chwili odpoczynku biało-czerwonych czeka zgrupowanie już na miejscu, w Japonii – konkretnie w Takasaki. Polacy polecą tam 13 lipca. Heynen postanowił, że w nim weźmie udział także dwóch rezerwowych – przyjmujący Tomasz Fornal i środkowy Norbert Huber. Póki co jednak Belg i jego drużyna skupiają się na finale, który może być uwerturą tego, co czeka nas również w Tokio. Czy kogokolwiek zdziwiłby mecz o złoto IO właśnie przeciwko Canarinhos?
Początek meczu finałowego Ligi Narodów w Rimini w niedzielę o 15:00. Wcześniej na parkiecie o brąz zagrają Francuzi i Słoweńcy.