Skip to main content

Nawet bohaterowie filmu „Sztos” wiedzieli, że „gol strzelony na wyjeździe liczy się podwójnie”. Choć de facto jest to lekkie przekłamanie, bo tak naprawdę podwójnie liczył się jedynie przy równym wyniku dwumeczu. Tak czy inaczej – tłumaczenie zasad wyjazdowych goli nie ma większego sensu. Każdy fan futbolu te zasadę znał doskonale. A jeśli nie, to nie musi już sobie zaprzątać nią głowy. UEFA właśnie zapowiedziała wycofanie tej zasady!

Ileż to dwumeczów przez lata rozstrzygnęło się przez to, że ktoś był skuteczniejszy na wyjeździe? Mnóstwo. Wiele razy jedni kibice zżymali się, że to niesprawiedliwe, a drudzy, choć być może podskórnie czuli to samo, cieszyli się z awansu ich ulubieńców. U podstaw tej wprowadzenia tej zasady w 1965 roku leżały całkiem słuszne pobudki. Uznano, że drużyny jadą na mecz wyjazdowy i murują swoją bramkę, by nie stracić gola, a potem powalczyć o korzystny rezultat na własnym terenie. Zasada ta miała więc promować ofensywny futbol. Każdy kij ma jednak dwa końce. Skoro cenniejsze były trafienia zdobywane „w delegacji”, to przecież automatycznie gospodarzom bardziej zależało na zachowaniu czystego konta. Błędne koło.

Przez lata liczba przeciwników tej reguły rosła. Coraz częściej i coraz głośniej mówiło się o tym, że to najwyższa pora, by anulować ten dość kuriozalny przepis. Dlaczego ten, kto wygrał 2:1 na wyjeździe i przegrał 0:1 u siebie ma awansować do kolejnej rundy? W niedawno zakończonym sezonie Ligi Mistrzów w ten sposób rozstrzygał się choćby ćwierćfinałowy dwumecz Bayernu z PSG. A przeszłości po remisie 0:0 na Camp Nou i remisie 1:1 na Stamford Bridge Barcelona awansowała do finału Champions League kosztem Chelsea. Taka sama bramka Iniesty zdobyta na swoim stadionie ważyłaby mniej, niż zdobyta w Londynie.

Wczoraj UEFA ogłosiła na swoim Twitterze, że zasada goli wyjazdowych przestanie obowiązywać we wszystkich klubowych rozgrywkach pod jej egidą, począwszy od sezonu 2021/22. W przypadku równej liczby bramek strzelanych przez obie drużyny w dwumeczu, zwycięzcę wyłoni 30-minutowa dogrywka, a w następnej kolejności seria rzutów karnych.

I tu być może dochodzimy do drugiego dna. Jeśli więcej dwumeczów kończyć się będzie dogrywkami, a także emocjonującymi rzutami karnymi, UEFA będzie sprzedawać atrakcyjniejszy produkt. Dłuższe mecze, to także większa ekspozycja dla reklamodawców. Krótko mówiąc – kasa. Prawa telewizyjne do Ligi Mistrzów, Ligi Europy czy Ligi Konferencji być może pójdą w górę o kilka procent. W końcu fani otrzymają rozgrywki pełne zaciętych rywalizacji, rozstrzyganych w dramatycznych okolicznościach po dogrywkach czy karnych. A te potrafią pisać niesamowite historie. Nie trzeba zbytnio wytężać szarych komórek, by przypomnieć sobie gdański finał Ligi Europy pomiędzy Man Utd i Villarreal.

Na koniec drobna uwaga. Choć europejska federacja już pochwaliła się zmianą, to de facto decyzja czeka jeszcze na swoje zatwierdzenie przez Komitet Wykonawczy UEFA. Prawdopodobnie nastąpi do 9 lipca i wtedy oficjalnie będziemy mogli pożegnać się z promowaniem bramek zdobywanych na wyjeździe. Jedni odetchną z ulgą, a drudzy westchną z nostalgią.

Related Articles