Skip to main content

Najważniejszy mecz tegorocznego Euro już się odbył. Nie był to żaden półfinał, finał, czy jeszcze jakieś inne spektakularne starcie faworytów. Najważniejszy był mecz, który wygrał Christian Eriksen w walce o własne życie.

Przeszywająca cisza przez dobre kilkanaście minut na stadionie w Kopenhadze. Ponad 15 tysięcy fanów zebrało się na miejscu, żeby dopingować dwie skandynawskie reprezentacje. Święto futbolu zamieniło się na chwilę w jakiś najstraszliwszy horror, który na szczęście skończył się pozytywnie. Christian Eriksen leżał na murawie i walczył o życie na oczach milionów telewidzów po tym, jak po prostu zasłabł i upadł na trawę. Doszło do zawału serca. Sędzia Anthony Taylor błyskawicznie przerwał spotkanie, do akcji wkroczyli medycy, stadion zamienił się w cichuteńkie miejsce.

Ładunek emocjonalny drugiego meczu był nie do opisania. To była chwila, w której nie da się nic racjonalnego powiedzieć. Milczał cały stadion, milczał Mateusz Borek przed mikrofonem. Najpierw błyskawicznie zareagował kapitań Duńzyków – Simon Kjaer, później zawodnicy otoczyli swojego kolegę kordonem, stali razem ze swoim bratem, zasłaniając całą akcję reanimacyjną kamerom telewizyjnym. Piłkarze trzymali się za ręce i płakali, na murawę wbiegła też zapłakana żona Eriksena, ale prędko popędzili do niej Schmeichel i Kjaer. Patrząc na zdjęcia wspólnie stojących Duńczyków nadal można poczuć ciarki.

Eriksena reanimowano przez kilkanaście minut, byliśmy świadkami użycia defibrylatorów. Miliony widzów śledziło walkę Christiana Eriksena. Walkę, w której wszyscy spisali się na medal. Począwszy od ratowników medycznych, a skończywszy na kibicach fińskich, którzy rzucili swoją wielką narodową flagę, żeby zasłonić transportowanego Eriksena. Nie udało się do końca zasłonić piłkarza Interu i mogliśmy obejrzeć najprawdopodobniej najważniejsze zdjęcie tegorocznych mistrzostw – przytomnego Eriksena z podniesioną głową.

Niesmak pozostaje tylko taki, że UEFA dała "wybór" Duńczykom – czy chcą dograć mecz wieczorem, czy kolejnego dnia. Zawodnicy podjęli decyzję, że będą grać, a Fabrizio Romano informował na Twitterze, że połączyli się wcześniej na FaceTime z Eriksenem i odbyli krótką rozmowę. Jeszcze przed przerwanym spotkaniem otłukiwali bramkę Lukasa Hradecky'ego, który popisał się kilkoma obronami. Finowie nie istnieli, ale trzymali 0:0. W drugiej połowie, którą dograno później, przeprowadzili zaledwie jedną akcję. Joel Pohjanpalo strzelił gola, ale w ogóle się z tego nie cieszył, a olbrzymi  i historyczny sukces Finów zszedł gdzieś na dalszy plan. Euro dopiero się zaczęło, a już wiemy, że zapamiętamy je do końca życia właśnie z tych dramatycznych obrazków. Duńczycy już wygrali ten turniej. Ich kolega żyje.

 

Related Articles