Polscy siatkarze kończyli pierwszy cykl spotkań Ligi Narodów porażką ze Słowenią, która chyba ma patent na biało-czerwonych. Jeśli humory po tamtym meczu nie dopisywały, to nasi zrobili wszystko, co trzeba, by w drugiej części je sobie poprawić. Przez ostatnie trzy dni podopieczni Vitala Heynena pokazali wielką moc. Nadzieje i apetyty kibiców są rozbudzone.
Trzy mecze Polaków w czwartek, piątek i sobotę mają jeden wspólny mianownik. Wszystkie zakończyły zwycięstwami za trzy punkty. Australię mistrzowie świata wręcz zmietli z powierzchni parkietu, wygrywając w setach do 16, 10 i 12. To było jak mecz w mistrzostwach szkoły, kiedy ósmoklasiści trafili na cztery lata młodszych chłopców.
W kolejnych dwóch dniach na Polaków czekały jednak znacznie poważniejsze przeszkody – USA i Rosja. Gdyby to były konfrontacje militarne, pewnie bylibyśmy bez szans, ale na siatkarskim parkiecie absolutnie nie. Z USA męczyliśmy się tylko w drugim secie, wygranym na przewagi. Pierwszy i trzeci kończył się zwycięstwem zespołu Heynena do 17.
Jednak prawdziwym hitem miał być mecz z Rosją. Choć wszystkie drużyny na Lidze Narodów mocno testują różne warianty personalne, to na ten mecz obaj trenerzy posłali do boju swoich najlepszych zawodników. Nic dziwnego – Polska i Rosja to główni faworyci, tak Ligi Narodów, jak i głównej imprezy tego sezonu – Igrzysk Olimpijskich. Heynen po raz pierwszy w Rimini wystawił podstawowy wariant przyjmujących – Michała Kubiaka i Wilfredo Leona. Pierwszy set zakończył się wygraną Sbornej, ale w kolejnych obejrzeliśmy prawdziwą siłę polskiej siatkówki. Wygrane do 19, do 19 i wreszcie do 14 sprawiły, że biało-czerwoni stali się głównym faworytem do wygrania Ligi Narodów i przejęcia schedy po Rosjanach właśnie.
Oczywiście, do jakichkolwiek rozstrzygnięć jeszcze bardzo daleko, ale na pewno miło patrzy się na tabelę rozgrywek, w której Polacy są na pierwszym miejscu. Tyle samo punktów (15) mają jednak także Brazylijczycy. Dalej są Francuzi (14), Rosjanie (13). Poza strefą półfinałową są w tej chwili Słoweńcy, Irańczycy, Serbowie i Niemcy, ale każda z tych drużyn ma jeszcze szanse powalczyć w kolejnych meczach. Każdy zespół rozegra przecież 15 spotkań w fazie zasadniczej, a jesteśmy dopiero po sześciu.
W trzecim cyklu naszych reprezentantów czekają mecze z Bułgarią (środa), Holandią (czwartek) i Brazylią (piątek). Tylko ten ostatni mecz wydaje się wymagający dla mistrzów świata.
Heynen ma sporo powodów do radości. Zagrywką miażdży Leon, który może być największym atutem Polaków w kluczowych meczach w Tokio. Trener podkreśla jednak, że najważniejszy jest cały zespół, a w grze swoich podopiecznych widzi on znaczący progres. – Po dziewięciu spotkaniach dokonamy pierwszej oceny. Porozmawiamy całym zespołem o tym, gdzie jesteśmy, co musimy robić lepiej, co zmienić – ocenił Heynen.