Skip to main content

Rozgrywki ligowe zakończone, krajowe puchary rozdane, znamy także rozstrzygnięcie w finale Ligi Europy. Przed Euro 2020 do rozegrania został już tylko finał Ligi Mistrzów. Tylko i aż, bo to przecież najważniejsze spotkanie w klubowej piłce na kontynencie. W walce o trofeum Manchester City i Chelsea.

Dla Citizens byłby to pierwszy triumf w Lidze Mistrzów. Szejkowie po to właśnie ponad dekadę temu weszli w sponsorowanie klubu, by ten sięgał po europejskie laury. Do tej pory szło to jednak jak po grudzie. Nawet zatrudnienie Pepa Guardioli nie okazało się gwarancją sukcesu w Champions League, choć Katalończyk poprowadził drużynę do serii triumfów w kraju. Jednak już samego Guardiolę mocno uwiera fakt, że w Europie jego drużyny nie potrafią zwyciężyć. Tak było w Bayernie, tak jest w Manchesterze, gdzie szklanym sufitem w ostatnim latach był ćwierćfinał. Ostatnią Ligę Mistrzów Guardiola wygrał w 2011 roku, prowadząc FC Barcelonę. Teraz przełamał manchesterską klątwę ćwierćfinału. Ograł Borussię Dortmund, a potem w półfinale PSG i po dekadzie wraca do finału. Do wykonania został mu już tylko ostatni krok. I jest faworytem.

Ten ostatni krok to Chelsea. Z jednej strony Chelsea, która w ostatnich czterech meczach poniosła aż trzy porażki i tylko dzięki niefrasobliwości Leicester utrzymała się w TOP 4 Premier League. Chelsea, która przegrała już finał FA Cup – notabene z Leicester. Ale także Chelsea, która niedawno wygrała dwa kolejne mecze z Manchesterem City. Jeden w półfinale rzeczonego Pucharu Anglii i jeden mniej istotny w lidze. To duża przewaga psychologiczna Thomasa Tuchela nad Guardiolą w dzisiejszym meczu. W obu spotkaniach The Blues potrafili neutralizować atuty The Citizens i skutecznie straszyć rywala kontratakami.

Guardiola potrafi za to wygrywać finały. Triumfował w 14 na 15 prób. To naprawdę imponująca statystyka, ale koniec końców to tylko statystyka – nigdzie nie jest powiedziane, że dziś wieczorem nie będzie to 14/16.

Chelsea w epoce Romana Abramowicza doszła do dwóch finałów Ligi Mistrzów – w 2008 poległa w starciu z Manchesterem United w Moskwie. Ten finał został zapamiętany z pudła Johna Terry’ego, który w serii rzutów karnych się poślizgnął i posłał piłkę wysoko nad poprzeczką. Cztery lata później The Blues sięgnęli już po trofeum. Znów potrzebne były rzuty karne, które egzekwowali lepiej od Bayernu. Czy i dziś obejrzymy festiwal jedenastek? W lutym 2019 roku w finale Pucharu Ligi Angielskiej Chelsea zremisowała z Manchesterem City 0:0, a o wygranej zespołu Guardioli przesądziły właśnie karne.

Thomas Tuchel rok temu przegrał finał Ligi Mistrzów, wówczas jako trener PSG. Na pewno nie chce zostać zapamiętany jako ten, który przegrał finał dwa razy z rzędu, jako szkoleniowiec dwóch innych drużyn. Na pewno nie chce także po raz drugi przegrać finału przeciwko Guardioli, a panowie spotkali się już w 2016 roku na niemieckiej ziemi. Pep na pożegnanie z Bayernem wstawił do gabloty jeszcze Puchar Niemiec. Pokonał Borussię Tuchela… po rzutach karnych, a jakże!

Złe wiadomości dotarły do fanów Manchesteru City wczoraj wprost z Porto. Trening Obywateli z kontuzją opuścił Ilkay Gundogan, kluczowy piłkarz tego sezonu, który notabene zna smak gry w finale Champions League. W 2013 Gundogan mierzył się z Bayernem jako piłkarz BVB. Pamiętny gol Arjena Robbena w końcówce dał triumf Bawarczykom. Wracając do teraźniejszości – występ Gundogana na Estadio Dragao wydaje się mało prawdopodobny. Co ciekawe, Niemiec był w tym sezonie najskuteczniejszym piłkarzem Man City w Premier League, choć nigdy wcześniej nie przejawiał snajperskiego nosa.

Uraz Gundogana to właściwie jedyna odnotowana kontuzja w obu zespołach przed finałem. Poza tym trenerzy mają do dyspozycji wszystkich swoich najlepszych piłkarzy, co powinno być gwarancją widowiska na wysokim poziomie. W ciemno można też zakładać, że Guardiola będzie chciał zdominować mecz i długo posiadać piłkę, a Chelsea będzie liczyła na szybkie kontry, w wyprowadzaniu których nieocenionym skarbem jest Timo Werner. Gdyby tylko w parze poszła jeszcze skuteczność…

To drugi w ciągu trzech ostatnich lat angielski finał Champions League. W 2019 roku Liverpool ograł Tottenham.

Related Articles