Kibice Rakowa Częstochowa kilka lat temu w najśmielszych stan nie wyobrażali sobie takiego stulecia klubu. Tymczasem ich ukochany klub skończy sezon ligowy na podium, a wczoraj wygrał Puchar Polski – pierwsze trofeum w historii. Finał rozgrywany w Lublinie był naprawdę niezły, a na pochwały zasługują także przegrani – pierwszoligowa Arka Gdynia.
Pierwsza połowa nie zapowiadała takich emocji i tak pochlebnych recenzji meczu. Arka dość szybko zmarnowała groźną okazję, a potem nieco oddała pole faworytowi z Częstochowy. W odpowiedzi na okazję Mateusza Żebrowskiego, swoją szansę zaprzepaścił także Marcin Cebula. Generalnie jednak nie był to wielki spektakl. Podopieczni Dariusza Marca dość skutecznie i rzetelnie wykonywali swoje zadania obronne, utrudniając życie Rakowowi. Z kolei zespół Marka Papszuna wyglądał na nieco przestraszony i być może przytłoczony niespotykanym dla nich ciężarem gatunkowym spotkania.
Co wyprowadziło Raków z małego letargu? Gol dla Arki! Ładna akcja Fabiana Hiszpańskiego zakończyła się strzałem… No dobra, centrostrzałem Żebrowskiego. Na powtórkach widać wyraźnie, że piłkarz gdyńskiej ekipy rozglądał się, by dorzucić piłkę do Macieja Rosołka, ale skończyło się przelobowaniem Dominika Holca. Arka wyszła na prowadzenie, ale do końca meczu pozostawało jeszcze ponad pół godziny gry. Droga do powtórzenia sukcesu z 2017 roku była więc jeszcze daleka.
Daleka i wyboista, bowiem Raków momentalnie zabrał się za grę. Zepchnął przeciwników do głębokiej defensywy. Raz za razem pod bramką Arki mieliśmy kocioł, albo bardzo dobrą okazję dla piłkarzy Papszuna. Głupio to zabrzmi w kontekście tych zespołów, ale to była istna obrona Częstochowy w wykonaniu gdynian.
Pierwsze zmarnowane próby nieco ostudziły zapał Rakowa i pozwoliły Arce choć trochę opanować sytuację. Ale pewnikiem było to, że częstochowianie nie będą ustawać w wysiłkach. W 81. minucie ich starania przyniosły efekt. Bardzo aktywny Ivi Lopez dopadł do bezpańskiej piłki i bez namysłu huknął wprost do bramki. Raków wyrównał! Na Arenie Lublin zapachniało dogrywką.
Jednak dogrywki nie było. Raków poszedł za ciosem i tuż przed końcem regulaminowego czasu gry rezerwowy David Tijanić zamienił dogranie Damiana Szelągowskiego na bramkę. Akcję znów zainicjował świetny Lopez. Kilka minut później ostatni gwizdek Pawła Gila był kropką nad „i”. Puchar Polski trafi do gabloty w Częstochowie. Po raz pierwszy w 100-letniej historii klubu. I zostanie okraszony srebrnym lub brązowym medalem sezonu ligowego. Niezwykły sukces.
Sukces, który ma także konkretny wymiar finansowy. Dla zwycięzcy Pucharu Polski PZPN ufundował czek na niemałą sumkę – 5 milionów złotych. Dla zespołu szykującego się do gry w europejskich pucharach to naprawdę pożyteczny zastrzyk gotówki. Przegrani dostali mniej niż milion. Warto pamiętać, że sukces Rakowa ma także istotny wymiar dla końcówki sezonu w Ekstraklasie – 4. miejsce dawać będzie bowiem europejskie puchary. Kilka drużyn ma jeszcze o co grać.
W najbliższych tygodniach Raków powalczy o wicemistrzostwo, a Arka o powrót do Ekstraklasy. Drugi z rzędu rozegrany w Lublinie finał Pucharu Polski nie zawiódł. Były zwroty akcji, były emocje, były niezłe akcje, była dramaturgia. Zabrakło tylko kibiców na trybunach. Oby to były już ostatnie tygodnie tej nienormalnej sytuacji.