Skip to main content

Po pierwszym ćwierćfinale Porto – Chelsea dużo bliżej awansu są The Blues, którzy w roli gości wygrali 2:0. Dziś, choć mecz znów odbędzie się na stadionie FC Sevilli, to Porto robi za gości. Musi jednak odrabiać poważne straty. Czy wszystko w tej parze jest już rozstrzygnięte?

Nie miejmy złudzeń – od samego początku była to najmniej atrakcyjna, przynajmniej z punktu widzenia neutralnego kibica, para ćwierćfinałowa. Po wygranej 2:0 ekipa Thomasa Tuchela jest bliska półfinału, więc i dziś raczej mało kto wybierze w swoim telewizorze starcie na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan. Tym bardziej, że pierwszy mecz stał na bardzo średnim poziomie. Wynik jest przy okazji nieco mylący, bo trudno powiedzieć, by Chelsea zdominowała Smoki. Po prostu wykorzystała dwie nadarzające się okazje.

The Blues w weekend gładko i bardzo pewnie pokonali Crystal Palace 4:1, co w kontekście ubiegłotygodniowej, sensacyjnej porażki z West Bromwich było istotne. Trwa bowiem zacięta walka o miejsce w czołowej czwórce, a konkurencja jest ogromna. Na dziś o dwa miejsca rywalizuje pięć zespołów – Leicester, West Ham, Liverpool, Tottenham i rzeczona Chelsea. Drużyna ze Stamford Bridge walczy więc ciągle na trzech frontach, bo w najbliższy weekend czeka ją półfinał Pucharu Anglii przeciwko Manchesterowi City.

Porto na krajowym podwórku także nie może mówić o spokojnej sytuacji. Strata punktowa do liderującego Sportingu nieco stopniała, więc pojawił się cień nadziei na tytuł mistrzowski. Za plecami czai się jednak Benfica, a spadek na 3. miejsce oznaczałby grę w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, a nie bezpośrednio w fazie grupowej. Tego lepiej uniknąć.

Podopieczni Sergio Conceicaco i Thomasa Tuchela nie będą jednak dziś myślami przy meczach na krajowym podwórku, skoro stawką jest półfinał Champions League. Porto musiałoby jednak wspiąć się na wyżyny, jak w dwumeczu z Juve, przy okazji licząc na gorszy dzień defensywy rywali. Najlepiej tak zły, jak półtora tygodnia temu w starciu z ekipą Sama Allardyce’a. Trzeba jednak pamiętać, że poza tamtym feralnym spotkaniem Chelsea Tuchela zdecydowaną większość meczów kończy na zero z tyłu.

– W historii na przestrzeni ostatnich lat były już takie momenty, które pozwalają wierzyć w odwrócenie sytuacji. Jesteśmy pewni swego. Zdajemy sobie sprawę, że musimy zmierzyć się z trudną dla nas przeszkodą, ale znaleźliśmy się tutaj po to, aby dać właściwą odpowiedź. Poczucie reprezentowania tego historycznego klubu i jego DNA zawsze krąży po boisku – powiedział Conceicao. Opiekuna Porto martwi na pewno sytuacja z Sergio Olivieirą. Jeden z bohaterów dwumeczu ze Starą Damą przed tygodniem pauzował za kartki, a dziś ponoć nie jest zdolny do występu przez pełne 90 minut.

W Chelsea poza grą jest tylko Mateo Kovacić. Tuchel ma więc w kim wybierać, szczególnie w ofensywie. W pierwszym meczu błyszczał Mason Mount. W weekend w ligowym meczu na Selhurst Park dubletem popisał się Christian Pulisic. Dywersyfikacja akcentów z przodu jest ważna, szczególnie gdy zawodzi Timo Werner, który miał być pierwszą strzelbą drużyny.

Related Articles