Skip to main content

Manchester City pokonał Borussię Dortmund 2:1 w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów, ale nie obyło się bez problemów. Gol roztrzygający padł dopiero w samej końcówce.

To był mecz imienia Kevina De Bruyne. Rudy Belg robił wszystko – kreował, odbierał, strzelał. Był po prostu wszędzie i praktycznie każda groźna akcja musiała zostać przez niego przystemplowana. To on napędzał ataki gospodarzy i wziął cały ciężar gry na siebie, a co najważniejsze – zrobił to skutecznie. Kiedy Emre Can w głupi i dziecinny sposób stracił piłkę, praktycznie podając ją do Mahreza, to Algierczyk od razu oddał ją do Belga. De Bruyne minął rywala, zdobył teren i świetnie zagrał do Phila Fodena. Anglik trochę sknocił akcję, ale naprawił ją Mahrez, który wyłożył piłkę… no właśnie, do Kevina De Bruyne, który znalazł się w polu karnym. Sam napędził, sam wykończył.

Manchester City nie był w tym spotkaniu zespołem, który rozjeżdża kolejnych rywali. "Obywatelom" raczej załączyła się taśma VHS z historycznymi występami w Lidze Mistrzów, głównie z ćwierćfinałów. Kiepsko grał Gundogan, źle się ustawiał Rodri i nawet obrona nie była tak zgranym monolitem. Różnie mogła się sprawa potoczyć po błędzie technicznym Edersona. Brazylijczykowi piłka odskoczyła, a dzióbnął ją Jude Bellingham. Tylko, że później Ederson kopnął w podeszwę młodego Anglika i sędzia przerwał grę, uznając, że było to niebezpieczne zagranie, nazywane potocznie "nakładką". Gdyby puścił grę dalej, to mógłby gola skorygować na VAR-ze, a tak nie było to możliwe. Opinie w tej sytuacji są mocno podzielone.

Od razu po przerwie Erling Haaland pokazał dlaczego jest tak rozchwytywany w Europie. Mając na plecach oddech jednego z najlepszych środkowych obrońców, czyli Rubena Diasa – uciekł mu, delikatnie odepchnął i miał dobrą okazję na gola, ale jego strzał obronił Ederson. Okres mniej więcej od 65. do straty gola to najlepszy moment Manchesteru City – tam gospodarze stworzyli kilka naprawdę dogodnych okazji. Dwa razy spudłował Foden, w tym raz w wybornej sytuacji. Dobrą akcję przeprowadził też cały czas aktywny De Bruyne, ale to po świetnej akcji "na klepkę" Haaland odegrał do Reusa i Borussia na kilka minut przed końcem miała remis, dodajmy, że całkiem zasłużony. Wtedy jednak kunszt znów pokazał rudy Belg i zagrał kluczową piłkę do Ilkaya Gundogana. Były gracz BVB wyłożył ją Fodenowi i City wygrało 2:1.

De Bruyne w sumie aż 12 razy podawał piłkę w szesnastkę, odzyskał pięć piłek, bezpośrednio wykreował dwie szanse, posłał też siedem kluczowych podań. Pod wrażeniem jego występu był oglądający to spotkanie Jack Grealish. To nie był świetny mecz całego zespołu Guardioli, ale za to taki, w którym lider tego zespołu okazał się prawdziwym liderem z krwi i kości.

Related Articles