Legia pewnym krokiem zmierza po mistrzostwo Polski, a na horyzoncie nie widać godnego rywala. Czy końcówka sezonu upłynie nam na emocjonowaniu się walką o europejskie puchary i utrzymanie? Niewykluczone. Jak na razie spróbujmy uhonorować wyróżniające się postaci minionego weekendu – te in minus, jak również te in plus.
BLOTKI
Bogdan Zając – niewykluczone, że to ostatni moment, by umieścić w tej rubryce Bogdana Zająca. Mówi się, że trener Jagi jest na wylocie. Nic dziwnego, jego drużyna punktuje fatalnie. Rundę zaczęła udanie, od pokonania Lechii. Potem jednak były już raptem dwa punkty w sześciu meczach. Trzy ostatnie spotkania? Trzy porażki do zera. Kibice psioczą, piłkarze narzekają, a Zając swoimi zachowaniami i wypowiedziami pogrąża się z każdą kolejną minutą. Po przegranym meczu z Pogonią trener białostoczan stwierdził, że w grze jego ekipy widać były pozytywy, takie jak waleczność. Waleczny był nawet sam trener, który najpierw kopnął reklamę, stojącą koło linii bocznej, a potem obejrzał dwie żółte kartki. Siedem punktów przewagi nad zamykającym tabelę Podbeskidziem powinno Jadze wystarczyć do utrzymania, ale gdyby spadało więcej drużyn, sytuacja byłaby napięta jak plandeka na żuku.
Zagłębie Lubin – ostatnio Miedziowi spisywali się znakomicie, w dwóch meczach zdobywając komplet punktów i aż 7 bramek. Słabo grający ostatnio Górnik Zabrze vs zwyżkujące z formą Zagłębie? W teorii stawiamy na Zagłębie. Jednak logika tej ligi jest inna. Zagłębie nie potrafi wygrać trzech kolejnych meczów od niepamiętnych czasów. I oczywiście ta prawidłowość znów się sprawdziła. Zespół z Dolnego Śląska uległ ekipie Marcina Brosza 0:2. Choć długimi fragmentami to Zagłębie dominowało na placu gry, to jednak przeznaczenia nie oszukało.
Pierwsze połowy – po co one w ogóle są? W tej kolejce w pięciu z ośmiu meczów nie obejrzeliśmy ani jednego gola w czasie pierwszych 45 minut. Na dwóch stadionach padło po jednej bramce, a tylko w meczu Legii z Wartą Poznań zobaczyliśmy aż trzy trafienia, co łącznie daje zawrotną liczbę pięciu bramek w ośmiu pierwszych połowach tej kolejki. Stara prawda mówi, że pierwsza połówka zawsze jest nudna, ale nie sądziliśmy, że musi się to odnosić do piłki nożnej.
ASY
Filip Mladenović – nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz wyróżniamy Serba. To zdecydowanie motor napędowy Legii w drodze po mistrzostwo Polski. Z Wartą Mladenović zagrał na lewym wahadle. Efekt? Dwa gole i asysta! Łącznie od początku sezonu piłkarz ten ma już 6 goli i 5 asyst, a mówimy o lewym obrońcy, czasami grającym właśnie jako lewe wahadło. Wynik absolutnie znakomity, nawet jak na realia naszej przaśnej ligi. Jeśli Legia liczy na fazę grupową któregoś z europejskich pucharów, latem musi zatrzymać Mladenovicia przy Łazienkowskiej.
František Plach – nie każdy stary Słowak to od razu osłabienie wartości piłkarskiej Ekstraklasy. Szczególnie tyczy się to bramkarzy. Plach, podobnie jak Dusan Kuciak, są tego najlepszymi przykładami. Bramkarz Piasta spisuje się ostatnimi czasy znakomicie. W meczu z Lechem zachował kolejne czyste konto i do tego popisał się wyborną wręcz interwencją, z której zapamiętamy tę kolejkę. Przed państwem František Plach:
Bramkarz w piłce nożnej czy ręcznej?
Grunt, że skuteczny – wyjazdowy remis @PiastGliwiceSA z @LechPoznan dużą zasługą Frantiska Placha!#LPOPIA 0:0 pic.twitter.com/EsBo2v4MuL
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) March 14, 2021
Stal Mielec – wygrana w meczu o życie z Podbeskidziem i opuszczenie ostatniego miejsca w tabeli to wystarczająca rekomendacja. W tym meczu zapominamy o stylu i walorach piłkarskich. Oglądało się to ciężko jak paradokumenty. Zęby bolały. Ale Stal zrobiła swoje. Teraz tabelę zamyka Podbeskidzie, jednak na nizinach zrobiło się ciasno, bo do walki o ligowy byt doszlusowała Cracovia, która ma tylko punkt więcej od Stali i dwa więcej od Podbeskidzia.